Artykuły

Warszawska Opera Kameralna bez dyrektora?

- Warszawskiej Opery Kameralnej nie da się uratować, bo nikomu w Urzędzie Marszałkowskim na niej nie zależy. Wyczerpały się możliwości rozmowy. Jestem bliski podania się do dymisji - mówi Stefan Sutkowski, twórca i dyrektor WOK.

W marcu tego roku członkowie sejmiku województwa mazowieckiego zagłosowali za radykalnym ograniczeniem wydatków w 2012 r. z powodu poważnej dziury w budżecie regionu. Uderzyło to w podległe Urzędowi Marszałkowskiemu instytucje kultury, najmocniej zaś - w Warszawską Operę Kameralną, której wydatki ograniczono o blisko jedną czwartą. Wprawdzie organizowany przez nią Festiwal Mozartowski jeszcze w tym roku się odbędzie, jednak nad teatrem zawisła realna groźba likwidacji. Marszałek Adam Struzik zobowiązał kierownictwo WOK do "podjęcia działań restrukturyzacyjnych i reformatorskich", jednak Stefan Sutkowski odpowiada, że nie może stać się to kosztem zwolnień grupowych.

Anna S. Dębowska: Przedłożył pan Urzędowi Marszałkowskiemu propozycję programu naprawczego. Jaką dostał pan odpowiedź?

Stefan Sutkowski: Marszałek Adam Struzik zalecił nam przeprowadzenie restrukturyzacji. Najlepiej, żeby nas okroić o ćwierć budżetu. Fbwiedziałem, że nigdy nie zgodzę się na grupowe zwolnienia. Podjąłem decyzję, że nikogo nie zwolnię, co najwyżej zostawię na ćwierćetacie. Ze względów moralnych i praktycznych, bo jak coś się zmieni na lepsze, to takiemu pracownikowi można przywrócić cały etat, a na razie mam go do dyspozycji, np. przy Festiwalu Mozartowskim.

Zaproponowałem więc panu marszałkowi zmniejszenie zatrudnienia o 50 etatów, ale głównie poprzez ograniczenie wymiaru godzin. Dałoby to oszczędności rzędu 2 min zł rocznie, w rym roku - 600 tys. zł. Niestety, wciąż pozostajemy z dwumilionowym niedoborem w budżecie.

A oto odpowiedź, jaką dostałem z urzędu. Poinformowano mnie lakonicznie, że pan marszałek dopiero po ogłoszeniu wyników kontroli, którą przeprowadzono w teatrze, odniesie się w całości do sytuacji. Nawet się pod tym nie podpisał, tylko zlecił to sekretarzowi zarządu Waldemarowi Kulińskiemu.

To jest równoznaczne z odrzuceniem propozycji?

- Z odrzuceniem Opery Kameralnej w ogóle. 10 października w wyniku wprowadzonych przez sejmik cięć zabraknie nam pieniędzy na utrzymanie teatru. Liczyłem na to, że pan marszałek, widząc z naszej strony chęć współpracy, uzupełni nasz budżet, ale, niestety, wyraźnie brak mu dobrej woli. Nie mam gwarancji, że ewentualne zwolnienia uchronią nas przed likwidacją w przyszłym roku. Wszystko za-leżyjuż tylko od kaprysu zarządu województwa, który najchętniej by się nas pozbył. W tej sytuacji jestem bliski podania się do dymisji.

Czy ten gest może coś zmienić?

- Nie sądzę. Nie ma już możliwości dalszej współpracy z ludźmi, którzy nie rozumieją znaczenia kultury, nie cenią naszej instytucji i nie chcą jej dłużej utrzymywać. Nie mam co do tego wątpliwości. Nasze koszty to jedna, dwie tysięczne budżetu województwa! Przed cięciami nasz budżet to były 24 min zł. Opera Kameralna jest placówką liczącą się, która dorobiła się dużego repertuaru, wykształciła olbrzymią liczbę śpiewaków i teraz kaprys kogoś, kto zadłużył Mazowsze po uszy, ma być argumentem za tym. żeby to wszystko zlikwidować?

Nie ma ratunku?

- Tylko gdyby przejął nas minister kultury i zrobił Operę Kameralną instytucją narodową. Z niepokojem obserwuję, że niektórzy politycy oszczędzają na kulturze i chcą podporządkować ją w całości swoim decyzjom. Tak było niedawno na Dolnym Śląsku, w Szczecinie. W teatrach podległych warszawskiemu ratuszowi sytuacjajest nadal niepewna. Jeśli dojdzie do likwidacji Opery Kameralnej, będzie to oznaką, że mogą z kulturą zrobić wszystko, co im się podoba.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji