Artykuły

Nigdy nie jest za późno, by skoczyć z wieży

ALEKSANDER SKOWROŃSKI zaczynał jako tańczący chłopiec w sztuce "Kolorowe piosenki". Grał u najlepszych reżyserów i we wszystkich ważnych spektaklach Teatru Miniatura w Gdańsku. Ale ponieważ jest niespokojną naturą, razem z Tadeuszem Słobodziankiem, Piotrem Tomaszukiem odszedł z Gdańska. Zamieszkał w Supraślu.

Mając 73 lata został kaskaderem. Uwielbiają go telewidzowie i kobiety. Tylko jemu bufetowa Halinka... pokazuje biust. Niedawno dostał lalkowego Oskara. Co słuchać u gdańskiego aktora, Aleksandra Skowrońskiego, czyli ojca komendanta policji z filmu "U Pana Boga w ogródku" - sprawdziła Grażyna Antoniewicz.

Wydawałoby się, że w jego zacnym wieku 77 lat trzeba się pogodzić z końcem kariery. Tymczasem na pytanie, co słychać, od razu trzeba odpowiedzieć, że film go pokochał - szykują się nowe propozycje.

Bogacz z Syberii

Według przecieków z filmowego świata, prowadzone są rozmowy, by reżyser Jacek Bromski wykreował czwartą część popularnego filmowego cyklu z Podlasia. To na razie trylogia, czyli "U Pana Boga za piecem", "U Pana Boga w ogródku" i "U Pana Boga za miedzą" plus telewizyjny serial. W kolejnym filmie z serii pojawić się ma bliźniak ogniomistrza Ignacego, granego przez Aleksandra Skowrońskiego, który wrócił z Syberii. Wrócił, ale nie jako żebrak tylko bogacz z brylantami i zacznie rządzić w Królowym Moście (gdzie dzieje się akcja filmu).

- Wówczas wielki wpływ będzie miał batiuszka, a nie ksiądz. To dopiero będzie sensacja - zapewnia aktor, który - jak się można domyślać - zagrałby syberyjskiego krezusa.

Przygoda z filmem "U Pana Boga w ogródku" zaczęła się od propozycji zagrania postaci piekarza, który rozwozi chleb. - Po dwóch tygodniach Jacek Bromski telefonuje do mnie i mówi: "Nie grasz tej roli" -wspomina Skowroński. - To co? Nie załapałem się - westchnąłem rozczarowany. - Załapałeś, załapałeś, tylko właśnie kończę pisać inną rolę, specjalnie dla ciebie.

Skok ogniomistrza

Skowroński stworzył cudowną postać ogniomistrza Ignacego, ojca komendanta miejscowej policji. Gdański aktor nie zagrał w pierwszym filmie z serii, czyli "U Pana Boga za piecem", bo kiedy powstawał film, występował akurat z Teatrem Wierszalin na festiwalu w Edynburgu. - Pojawiłem się w "U Pana Boga w ogródku", ale w kolejnym trzecim filmie już nie, bo Jacek Bromski mnie uśmiercił. Żałował tego bardzo. Skowroński miał 73 lata, kiedy jako ogniomistrz Ignacy wykonał słynny skok z wieży. Udowodnił, że na takie wyczyny nigdy nie jest za późno. Za ten skok został honorowym członkiem kaskaderów polskich.

- Skoczyłem na poduszkę napompowaną powietrzem. Dubler czekał z boku, na wypadek gdybym się zawahał - wyznaje aktor.

Fanów serii Bromskiego niezmiennie intryguje, jaką radę ogniomistrz Ignacy (leżąc na łożu śmierci) dał mężowi wnuczki, aby urodził się chłopiec. - To słodka tajemnica, której oczywiście nie zdradzę nikomu -uśmiecha się aktor. - Udowodniłem jednak, że wiem, jak się to robi, bo mam syna z moją żoną Teresą, ale również w filmie zmajstrowałem Heńka, komendanta policji.

- Na Podlasiu, gdzie kręcone są zdjęcia, spotyka się wiele bocianów - dodaje. - Miejscowi mówią, że jeśli człowiek jest życzliwy i kocha zwierzęta, a szczególnie bociany, to może sobie wybrać bocianka, który przyniesie "fiutka", a nie dziewczynkę - śmieje się Skowroński.

Wyrżnąć obertasa

- Specjalnie nie kombinowałem, przygotowując tę rolę - zapewnia. - Jacek powiedział "Masz grać człowieka z tych stron", a ponieważ siedziałem przez dziesięć lat w Supraślu, a ucho mam muzykalne, więc nie było to trudne. Zagrałem nerwusa, stąd te moje ostre gesty w filmie. Jak księdza widzę, to mam prawie pianę na ustach, bo pozwolił odejść mojej ukochanej żonie na tamten lepszy świat. Jednocześnie gram zawsze... podnieconego erotomana. Gdy spotykam bufetową Halinkę, mówię: "Ach, żebym był młodszy, to bym z tobą jeszcze niejednego obertasa wyrżnął". Podobno podczas sceny, kiedy pełen ochoty wdrapuję się na bufet i wychylam, aby zobaczyć jej biust, ekipa za kamerą turlała się ze śmiechu.

Świat Królowego Mostu

Serial kręcony był w Supraślu, Sokółce, Tykocinie i okolicy.

- Supraśl jest bajecznie położony - podkreśla Skowroński. - Ma niezwykły klimat. Miasto, które udaje Królowy Most odkrył Jacek. To gotowa scenografia do filmu, tylko kręcić. Jackowi udało się pięknie nakreślić portret wsi na Kresach Wschodnich, gdzie tradycja i dawne wartości stworzyły zabawny melanż z nowym stylem bycia.

Tylko tutaj miejscowy policjant ugniata nogami w beczce kapustę, rozmawiając jednocześnie przez telefon komórkowy, a proboszcz za pomocą pagera przypomina parafianom o odmówieniu pokuty.

Piruety i trąbka

Aleksander Skowroński jest gdańszczaninem od 1945 roku, gdy rodzina przyjechała na Wybrzeże. - Najpierw mieszkaliśmy w Sopocie naprzeciwko posterunku milicji. Było w miarę bezpiecznie. Potem ojciec znalazł mieszkanie we Wrzeszczu na Jaśkowej Dolinie, najpiękniejszej ulicy w Trójmieście, wtedy z gazowymi latarniami i kasztanami, które tak pięknie kwitną w maju. Gdańsk był wówczas straszliwie zniszczony. Do podstawówki przy ulicy Dworcowej chodziłem po gruzach, w mieście zostało jeszcze wielu Niemców - wspomina.

Ponieważ po mamie odziedziczył zdolności artystyczne, uczył się tańca w słynnej szkole Janiny Jarzynówny-Sobczak i grał na trąbce w młodzieżowej orkiestrze. Przyszłość zapowiadała się kolorowa. Tak to wspomina: - Chciałem zostać dziennikarzem i rozpocząłem więc studia na Uniwersytecie Warszawskim - wspomina. - Niestety, ojciec (podczas tego samego rejsu co kapitan Batorego Jan Ćwikliński) został na Zachodzie. Był rok 1953. Natychmiast wyrzucono mnie z uczelni. Żadna inna nie chciała mnie przyjąć, tylko Szkoła Aktorska w Krakowie zgodziła się, abym rozpoczął naukę na wydziale lalkarskim. Na szczęście, w 1956 roku nadeszła odwilż.

Do kraju wrócił ojciec, a świeżo upieczonemu aktorowi pracę w gdańskim Teatrze Rapsodycznym zaproponował dyrektor Waldemar Lachnitt, ale wkrótce do teatru lalkowego (późniejszej Miniatury) ściągnął go słynny scenograf i dyrektor Teatru Lalek Ali Bunsch. Z Miniaturą Aleksander Skowroński zwiedził całą Europę, grając wiele ciekawych ról.

Zaczynał jako tańczący chłopiec w sztuce "Kolorowe piosenki". Grał u najlepszych reżyserów i we wszystkich ważnych spektaklach Teatru Miniatura. Ale ponieważ jest niespokojną naturą, razem z Tadeuszem Słobodziankiem, Piotrem Tomaszukiem odszedł z Gdańska. Zamieszkał w Supraślu. I znów, razem z Teatrem Wierszalin, wędrował po świecie. - Wszystkie znaczące festiwale wygrywaliśmy - zapewnia.

Żałuje tylko "Quo Vadis"

- Zrobiłem 34 filmy, ale propozycji miałem zdecydowanie więcej. Nie były to główne role, tylko epizody. Nie brałem wszystkich, bo w tym czasie grałem ciekawsze role w teatrze lub nie podobała mi się postać.

Skowroński żałuje tylko tego, że nie wystąpił w filmie "Quo Vadis" Jerzego Kawalerowicza, chociaż otrzymał propozycję zagrania ojca Ligii. - Niestety, wtedy nasz Teatr Wierszalin grał na EXPO 2000 w Hanowerze i terminy nijak nie chciały się zgrać - mówi z żalem.

Ale potem pojawił się jako Grom w "Starej baśni" u Jerzego Hoffmana, czy u Izabelli Cywińskiej w "Bożej podszewce".

- Dopóki nie mam scenariusza w ręce, nie snuję planów, ale czekam - przyznaje.

W tym roku w kwietniu Aleksander Skowroński otrzymał nagrodę Henryka - to taki lalkowy Oscar. W kraju ma go tylko ośmiu aktorów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji