Sukces reżysera, rozczarowanie aktorstwem Dorocińskiego
"Merylin Mongoł" w reż. Bogusława Lindy w Teatrze Ateneum w Warszawie. Pisze Jacek Cieślak w Rzeczpospolitej.
Znakomita rola Agaty Kuleszy jest największym atutem "Merylin Mongoł" w reżyserii Bogusława Lindy.
Nowy, postdramatyczny teatr, w którym wszystko jest brane w cudzysłów, konwencje obnażane, a aktorstwo zdystansowane - odzwyczaił nas od mocnego grania. Dzięki Agacie Kuleszy wraca ono w wielkim stylu. Jednocześnie dostał szansę tradycyjny, realistyczny dramat. Od chwili, gdy aktorka pojawia się na scenie, spektakl nabiera życia, staje się wyrazisty. Zapominamy o rzeczywistości - paradoksalnie, bo rola Kuleszy jest mocno w niej osadzona.
W sztuce Nikołaja Kolady zagrała Inę, siostrę tytułowej bohaterki, kobietę porzuconą przez męża. W jej torebce ważniejsza od puderniczki jest flaszka gorzały. Szuka w niej zapomnienia. Na widok młodego faceta Aleksa, który przyjechał do prowincjonalnej mieściny i jest sublokatorem u Merylin (Olga Sarzyńska), podciąga kieckę, wypina pierś do przodu, prostuje się jak struna i rusza do ataku z pijacką kokieterią. Byle tylko choć na chwilę zapomnieć o swoim poniżeniu, samotności, nieszczęściu. Śmiać się i marzyć o ucieczce do większego miasta.
Kulesza świetnie gra poalkoholowe zachwianie równowagi, uśmiech rozmywający się pod wpływem siwuchy i niedające się opanować tiki na twarzy. Wreszcie: zastygające spojrzenie, gdy refleksja o nieudanym życiu jest mocniejsza od wódki. Liryczną pointą tej roli jest song "Uciekaj moje serce" Agnieszki Osieckiej i Seweryna Krajewskiego śpiewany razem z Olgą Sarzyńską.
Linda dobrze poprowadził aktorów, dając im szanse na sportretowanie zwykłych ludzi, których los rzucił do miasta, gdzie poza wszechogarniającym poczuciem nieszczęścia życie, dosłownie, zatruwają fabryki jajczarsko-drobiarska i koksowo-chemiczna. Scenografię mieszkania z wielkiej płyty stworzyła Małgorzata Szczęśniak - z łóżkiem upchniętym w kącie, umywalką, martwą naturą jabłek i zielonkawą mozaiką klatki schodowej.
Aleksy (Dariusz Wnuk), który snuje inteligencką opowieść o miłości do wielkiej rosyjskiej literatury i skrobie na boku powieść mającą odmienić świat - rozmieni idealizm na drobne.
Rozczarował Marcin Dorociński. Gra kochanka Merylin, mężczyznę zdradzającego żonę w ciąży, osiłka z bloku, w dresie z lumpeksu. Wypada słabo zwłaszcza na tle rozwibrowanej i seksownej Olgi Sarzyńskiej. Mówi pod nosem, gra kameralnie jak na planie filmowym, a ciało ma martwe. Szkoda, ale może jeszcze dostroi się do kolegów, współtworząc mocny realistyczny kwartet. Wyjątkowy w pejzażu naszych scen.