Artykuły

...Co(ś) ci powiem?...

Tytuł jest chwytliwy. "Stachuriada" (od "Siekierezady"?). Podtytuł - cytat obiecujący - "Chodź, człowieku, coś ci powiem...". Premierowe przedstawienie przyciągnęło wielu młodych ludzi, przywiedzionych do teatru magnesem Stachury - pokoleniowego barda.

Którego pokolenia

"(...) krytycy uznali go za reprezentanta generacji hippiesów i beatników - przypomina Jolanta Brach - Czaina w książce pt. "Etos nowej sztuki". A wszystko to w kraju, w którym ruch hippiesów - skutecznie tępiony - prawie nie zaistniał w latach, w których kwitł na Zachodzie. Stachura dawał więc wyraz przekonaniom pokolenia lat sześćdziesiątych, popularnym na całym świecie, które wszakże w jego kraju zamanifestowały się słabo. Tymczasem jednak wydane w 1981 roku pismo nowych grup polskich hippiesów przyjmuje właśnie tytuł: "Prawie cała jaskrawość".

Tymczasem - uzupełnijmy, bo wspomniana książka wyszła w roku 1984 - dorastająca dziś młodzież nadal widzi w Stachurze swojego idola. Dla niego pójdą do teatru bez szkolnych zachęt.

Scena zasłana jesiennymi liśćmi rozdzielona ciemną wstęgą szosy, przedłużonej podestem wysuniętym w widownię. W tej scenerii stworzonej przez autorską spółkę Ewy i Wiesława Strebejków - grupka mniej lub więcej młodych ludzi oraz wyraźnie w tym świecie wyobcowany Człowiek - Nikt (gra go gościnnie Adam Kowalski).

Pierwsze skojarzenie z niedawno przypomnianym w telewizji filmem "Hair" powróci jeszcze nie raz. Jest piosenka, jest taniec wśród liści, są dialogi, brak jedynie fabuły, która by to wszystko w jakiś sposób organizowała.

Scenariusz widowiska stworzony został z fragmentów prozy i poezji zestawionych ze sobą na zasadzie ostrych, zgoła filmowych cięć. Postrzępiona, otwarta (jakkolwiek nie do końca, bo w finale rzecz zmierza do biograficznego dokumentu) struktura spektaklu miała być zapewne zmetaforyzowanym obrazem świata postrzeganego w całym jego bogactwie - od kolejkowych rozmówek na temat zepsutych pomidorów po pytania filozoficzne - przez wiecznego wędrowca - poszukiwacza.

Był w tym być może pomysł na konstrukcję przedstawienia wcale nie najgorszy (to Henryk Bereza powiedział - "Życie Stachury jest życiopisaniem"). To, jak tę konstrukcję wypełniono, budzi jednak gorący sprzeciw.

Z poszatkowanych strzępów Stachury nie wynika bowiem nic poza wrażeniem rozmigotanego zbioru elementów mozaiki, mamiących ułudą całości, w którą powinny się ułożyć, a w którą złożyć się nie chcą.

Zabrakło w tym wszystkim myśli, zabrakło tropu poszukiwania prawdy, o sobie, pozostał neurotyczny bohater - motyl, prezentujący postawę życiowego luzu.

Widz, który styka się ze Stachurą po raz pierwszy, zdezorientowany wzrusza ramionami, wierny jego czytelnik przekartkuję wraz z twórcą spektaklu stronice jego książek: oboje opuszczą teatr wolni od wzruszeń i pytań.

Nie potrafiłam wyłuskać z tego spektaklu nawet piosenek. Kiedy widz się już oswoi z mikrofonami, rozstawionymi pośród liściastego pejzażu, usłyszy muzykę z playbacku. Szelest prawdziwych liści pod nogami śpiewających do mikrofonu. Do tego muzyka z głośników. Czy tylko muzyka? Nadstawiam ucha, węsząc kolejne oszustwa. Może wcale ich nie ma, a może są? Diabli biorą resztki skupienia.

Zbyt wiele barier przeszkadza wtopieniu się w kreowany na naszych oczach świat. Z poszatkowanych strzępów ani na chwilę nie buduje się nastrój. Raz tylko, gdy Ona i On wiodą dialog o miłości wymarzonej. Ale trwa to krótko. Bo znów cięcie? I piosenka. Cięcie. Ktoś zamiata miotłą liście. Reszta snuje się po scenie. Cięcie. On mówi o matce. Itd. Itd.

Przerysowuję?... Czy bardzo?

Hasło STACHURA będzie, jak myślę działać magnetycznie wobec młodszej części widowni. Czy adresaci tej propozycji uznają obietnicę rozmowy za spełnioną?

Idol nie zawsze bywa uważnie czytany. Czasem wystarcza, że jest.

P.S.

Ostatnią premierę podobnie, jak i pierwszą, poprzedził wernisaż. Tym razem zorganizowano wystawę prac Grażyny Tarkowskiej - Moskaluk. Muzyczną oprawę wernisażu przygotował najlepszy w kraju dyskdżokey, czyli Mirosław Rostkowski, który był również wodzirejem przedpremierowego wydarzenia plastycznego. Ponieważ dotarło do mnie jedynie zaproszenie na premierę o wernisażu donoszę w oparciu o relację innych. Wszystko wskazuje na to, że zainicjowany przez dyrektora Marka Mokrowieckiego salon artystyczny w teatrze zyskał akceptację.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji