Pociąg do prawdziwej Polski
"Bal w Operze" w reż. Wojciecha Kościelniaka w Teatrze Muzycznym w Gdyni. Pisze Piotr Sobierski w Gazecie Wyborczej - Trójmiasto.
Jeszcze przed premierą Wojciech Kościelniak podkreślał, że nie interesuje go teatr polityczny. "Bal w Operze" na otwarcie Nowej Sceny Teatru Muzycznego jest jednak jego najbardziej rozpolitykowanym spektaklem z dotychczasowych. A premierowy pokaz mógłby równie dobrze odbyć się 10 kwietnia, jako komentarz do wydarzeń spod "smoleńskiego" krzyża.
Bo to w dużej mierze spektakl o "prawdziwej" Polsce, w której stado świętoszków narzuca definicję patriotyzmu, skłócona elita polityczna wydaje absurdalne werdykty kształtujące państwo, a społeczeństwo zatraca się w sporach.
Pod podłogą skrywamy pamiątki po niechlubnym etapie historii: skradzione buty, okulary, biżuteria, drogocenne zegarki, zastawa, sztućce a nawet włosy. Odkryte spod sporej warstwy kurzu wprawiają w lekkie zakłopotanie. Ale to tylko pozory, szybko bowiem wracają zwierzęce odruchy, które pozwalają korzystać z tych trofeów.
Kościelniak spojrzał na poemat Tuwima przede wszystkim przez pryzmat dzisiejszej Polski. W przerysowany sposób uwypuklił nasze wady i słabości, nadał im dramatyczny, ale i chwilami groteskowy wydźwięk. Szaleńcze modły podczas piosenki o pieniądzach, maltretowanie zawiniętego w becik dziecka czy polityczne przepychanki w urzędach to tylko niektóre przykłady takich nawiązań.
Reżyser nie pominął jednak zawartej w poemacie apokaliptycznej wizji, jaką ponad 70 lat temu zarysował poeta. Przeczucie nadciągającej katastrofy, w tym "ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej" dopowiedział za pomocą cytatów z Apokalipsy św. Jana, które aktorzy wygłaszają przez wielkie złote tuby.
Najbardziej wymownym odniesieniem do holocaustu jest wagon towarowy, w którym rozgrywa się cała akcja sceniczna. Spektakl rozpoczyna się od wyjazdu ze stacji, a na koniec aktorzy pojawiają się przed widzami nago, po czym zakładają obozowe ubrania. To klamra spinająca mroczną historię.
Pomimo aktualnej wymowy nawiązań do przeszłości jest w spektaklu więcej i choć ukryte pod postacią rekwizytów oraz stylizowanych kostiumów, są bardzo czytelne. Duża w tym zasługa współpracowników Kościelniaka - odpowiedzialnej za kostiumy Katarzyny Paciorek oraz scenografa Damiana Styrny, których znakomita praca wpłynęła na efekt i jakość przedstawienia. Dopełnieniem całości jest perfekcyjnie wykonywany, efektowny i żywiołowy ruch sceniczny przygotowany przez reżysera.
Siłą tej inscenizacji jest jednak przede wszystkim obsada, która ma tu do czynienia z arcytrudnym materiałem. Z jednej strony skomplikowana stylistycznie muzyka Leszka Możdżera, z drugiej poemat Tuwima, który aż kipi od neologizmów, zbitek wyrazowych i specyficznego rytmu wiersza. 11- osobowy zespół poradził sobie z nim bez zastrzeżeń i wspólnie zapracował na sukces spektaklu.
Pierwszą premierą nowo otwartej sceny Teatru Muzycznego Kościelniak dowiódł, że ponowne spotkanie z tekstem Tuwima może przynieść zaskakujący rezultat. Reżyser w zdecydowany sposób odciął się od swojej pierwszej realizacji "Balu" z 2003 roku z wrocławskiego Teatru Muzycznego Capitol. W Gdyni powstał spektakl diametralnie inny, zarówno pod względem inscenizacyjnym, jak i interpretacyjnym. I w tym również jego siła.