Artykuły

Rzecz o powstaniu - wątpliwości i rozterki

Jest już tradycją polskiej sztuki sięganie po tematy związane z naszymi powstaniami narodowymi. W ostatnim czasie lista tych pozycji powiększyła się o utwór sceniczny poznańskiego pisarza GERARDA GÓRNICKIEGO pt. "POSZLI Cl, KTÓRZY POWINNI" dotyczący Powstania Wielkopolskiego. W literackiej postaci prezentuje się on korzystniej od swej konkretyzacji na deskach Teatru Polskiego.

Górnicki, wybrał bardzo sposobne miejsce i czas akcji: rejon Gniezna, który zaktywizował się zaraz po wybuchu walk w Poznaniu - bardziej gorący odcinek najważniejszego frontu północnego. Autor ukazuje pierwsze dni powstania z perspektywy prostych żołnierzy i oficerów - powstańców, jakich były setki, a potem tysiące. Zdaje relacje ze stanu świadomości na pierwszej linii frontu, z dala od poznańskiej centrali. Ukazuje zbieżność idei czynu zbrojnego, koncepcji faktów dokonanych jako jedynego argumentu wobec Niemiec i aliantów (reprezentuje je w utworze i w rzeczywistości por. Paluch) ze spontaniczną, masową i żywiołową reakcją samoobrony ze strony Wielkopolan chcących zachować swą tożsamość narodową. Sztuka usiłuje zobrazować początek bardzo trudnej drogi ku niepodległości, kreśli postawy i ich motywacje, nie ukrywa konfliktów, rozbieżności i pomyłek. Reżyser Roman Kordziński odszedł od konkretnych sytuacji, lokalnego kolorytu; chciał środkami teatralnymi nadać prezentowanemu wycinkowi charakter syntezy powstania. Nie ufając jak by poetyce sztuki, jej kameralnej i dyskursywnej formie, wątłej fabule, mało wyrazistym psychologicznie i charakterologicznie postaciom oraz samej dramatyzacji, polegającej na zderzeniu odmiennych poglądów, postanowił posłużyć się rozbudowaną inscenizacją. Zrealizował patetyczny reportaż w konwencji widowiska poetycko - dokumentalnego. Stąd ogromna mapa Wielkopolski jako tło (scenografia Zbigniewa Bednarowicza), powstańcze okopy usiane opatrunkami niby płatkami śniegu, grupa kobiet, która funkcjonuje jak chór w greckiej tragedii podkreślając narodową martyrologię, stylizowane sceny batalistyczne, oraz autentyczne zdjęcia na ogromnych ekranach.

Cały ów drugi plan, a więc ekrany, batalistyka i chór Matek Polek ma ożywić dialog, zdynamizować fabułę oraz zneutralizować fikcję literacką, zaakcentować historyczną wierność, a tym samym podnieść jakby temperaturę emocjonalną widowiska. Wielość i różnorodność użytych środków prowadzi jednak do eklektyzmu, poszczególne rozwiązania często nie przystają i do siebie i do tekstu, upraszczają lub nawet zamazują sensy zawarte w utworze. Reżyser utożsamił niesłusznie prawdę scenicznych postaci z prawdą historyczną. To uczyniło dramat podniosłym wyznaniem wiary, popchnęło w tendencję, w czarno - biały schemat, w patos. A wszelki patos zabija zwykle każdą gorzką i chropawą, ale przez to bardziej ludzką prawdę. Tymczasem sztuka Górnickiego jest z założenia bardzo skromną teatralnie, wymaga tylko wiarygodnych szczegółów i wyrazistej gry aktorów.

Ale bądźmy sprawiedliwi także wobec teatru. Tekst bowiem, którym się on posługuje, obok niekwestionowanych zalet, ma także poważne wady. Zupełnie nieudany jest na przykład akt I. Dialog, pomimo jędrnego języka, brzmi sztucznie. W usta bohaterów wkłada autor nazbyt często tezy publicystyczne, niektóre wypowiedzi brzmią jak odezwy, jak manifesty, choć są artykułowane w sytuacjach niemal prywatnych. Stąd też może brak w spektaklu znaczących kreacji aktorskich.

Najlepsze partie tekstu pojawiają się wówczas, gdy rodzą się wątpliwości wśród samych powstańców, gdy sam Paluch zmienia się - jak to określa jedna z postaci - w chłopskiego Kmicica, gdy w grę zaczynają wchodzić także jego osobiste ambicje, gdy w jego wypowiedziach uwidaczniają się jakieś romantyczne pozy i mitologie. Zmienia się jednak niestety, tylko sąd o Paluchu, nie zmienia się sam Paluch. W spektaklu dostrzega się to nawet bardziej wyraziście.

Prawda zwykłych powstańców była prosta - walka jako jedynie słuszna droga ku wolności. Na wyższych szczeblach prawda ta komplikowała się, miała różne uwarunkowania, ograniczenia, których frontowi uczestnicy walk nie dostrzegali. I dobrze zresztą, bo nie byłoby wtedy powstania.

Rola Komisariatu NRL, nie była więc negatywna, jak to wynika poniekąd ze sztuki, a na pewno z realizacji scenicznej. Cokolwiek by nie powiedzieć o polityce Komisariatu w pierwszej fazie powstania, to przecież jego nieco późniejsze poczynania nie mogą budzić zastrzeżeń, były na ogół udane i przemyślane na płaszczyźnie militarnej i dyplomatycznej. W końcu to przecież decyzja aliantów, zmuszająca Niemców do zawieszenia broni w momencie bardzo krytycznym dla Polaków, uratowała powstanie przed prawdopodobną klęską.

Na koniec jeszcze jedna refleksja. Autor nie uwzględnia tego, że wiedza widza o wielu istotnych faktach z tamtego okresu, nie mówiąc już o niuansach, jest jeszcze ciągle bardzo mała. Powinien o tym pamiętać, skoro głównym atutem sztuki ma być jej funkcja poznawcza. Obawiam się bowiem, że widz bardzo pobieżnie śledzi sceniczny dyskurs z braku ogólnego rozeznania w historycznej materii. Być może więc wprowadzenie narratora (choć nie jest to zabieg nazbyt oryginalny) ułatwiłoby właściwą orientację.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji