Artykuły

Rewizja "Procesu"

Premiera "Procesu" Franza {#au#590}Kafki{/#} czeka nas w piątek o godz. 19 w Teatrze Polskim. Rozmawiamy z autorem adaptacji i reżyserem.

Ewa Obrębowska-Piasecka: Poroz­mawiajmy o procesie powstawania Twojego "Procesu"... Kiedy pierwszy raz przeczytałeś tę książkę?

Marek Fiedor: Nie pamiętam dokład­nie, ale chyba w liceum...

To nie było jakoś szczególnie ważne?

- Chyba nie, skoro nie pamiętam..

A pierwsze czytanie istotne?

- To już na studiach, na teatrologii... Była to jedna z obowiązkowych lektur, ale wtedy aura tej książki zaczarowała mnie dość stereotypowo: brałem stronę Józefa i byłem przeciwko sądowi.

Dziś nie jesteś po stronie Józefa?

- Dziś bardziej te racje ważę. Dziś je­stem w stanie wyraźniej dostrzec rzeczy­wisty obraz bohatera, człowieka. W latach 80. "polityczne" czytanie "Procesu" było bardzo silne. Wydawało się, że to niezwy­kle dokładny obraz rzeczywistości.

Bruno Schulz pisze, że najistotniejszy jest w czytaniu tej książki aspekt me­tafizyczny, religijny. Może wtedy to przegapiliśmy... Teraz idziesz tropem Schulza?

- Zdecydowanie tak.

Stąd krytycyzm wobec Józefa K.?

- Krytycyzm wobec Józefa K. zawarty jest samej powieści. To kwestia wyczyta­nia tam pewnych sygnałów, które są oczy­wiste, a których nie dostrzegaliśmy.

Na przykład?

- Józef K. pracuje w banku, w wiel­kim mieście, w Pradze. Jest tam proku­rentem i zagraża pozycji samego dyrek­tora. Tymczasem my zwykliśmy go po­strzegać jako szeregowego urzędnika w zarękawkach. Latami patrzyliśmy na niego przez pryzmat samego Kafki - a to jest totalna nieprawda. Józef K. to mło­dy trzydziestoletni człowiek...

"Japiszon"?

- Coś takiego. To facet, który robi za­wrotną karierę, przyjaźni się z prokura­torem, zapraszają go na jacht, czynią ja­kieś intratne propozycje... Należy do eli­ty, do establishmentu... A my czytaliś­my to przez klapki...

Może dziś mamy po prostu inne klapki?

- Nie chciałbym, żeby to było tak, że sko­ro wchodzimy w kapitalizm, to zmieniliś­my klapki. Wiesz, w tamtym okresie ta hi­storia dotyczyła wyłącznie intelektualisty tłamszonego przez system politycznej opre­sji. Nie zadawaliśmy sobie innych pytań...

A jakie pytania powinniśmy sobie za­dać?

- Chciałbym, żeby one się urodziły pod­czas spektaklu, a nie w tej rozmowie. Wo­lałbym się nie wdawać w detale, ale naj­istotniejsze wydają mi się u Kafki relacje człowiek - świat, człowiek - rzeczywi­stość, człowiek - inni ludzie. I tak chcę oglądać Józefa. No bo jak on tak napraw­dę żyje? Regularnie odwiedza pub, raz w tygodniu chodzi do prostytutki, zerwał kontakty z rodziną, z matką, z wujem, wyrzekł się wiary, a są wyraźne sygnały, że wcześniej nie była mu ona obojętna. To wszystko składa się na portret..., na pewien model bycia w świecie...

Ten model bardzo przystaje do dzisiej­szych czasów...

- No właśnie. Oczywiste jest to, że nie wszyscy dziś tak postępują. Ale elity - tak. A zachowania elit są jakimś wzor­cem, do którego się dąży. Warto się za­stanowić, jakie są skutki, konsekwencje życia w takiej enklawie.

W takiej sztucznej rzeczywistości?

- Dokładnie tak. Ten facet żyje w sko­rupie: produkowania potrzeb i zaspakaja­nia ich. A czym jest proces? Jest wycho­dzeniem, stykaniem się z ludźmi, z rze­czywistością, z tym, co jest naprawdę...

Ja tego nie imputuję Kafce. Przyjrzyj się wyprawie na przedmieścia. Kafka po­święca ich opisowi bardzo dużo miej­sca: robotnicy, którzy czytają gazety, matka, która karmi dziecko, sklepikarz... Pomijaliśmy to, skupiając się na mrocz­nych zakamarkach sądu.

Traktowaliśmy to jak zbędny "opis przyrody"?

- Jakoś tak. A przecież to jest doświad­czenie Józefa. Proces zmusza go do kon­taktu z innymi, dotknięcia rzeczywistości.

Kiedy tak to przeczytałeś?

- Z pięć lat temu widziałem amery­kański film "Proces" w reżyserii Davida Hugh Jonesa - bardzo precyzyjnie odrobiony według stereotypu.

Drażnił Cię ten film?

- Znudził raczej. Był przede wszyst­kim powielaniem klisz: obrazowych, znaczeniowych. Od tego momentu myśl o tej lekturze wracała do mnie coraz czę­ściej. I sięgałem po książkę dla jakiegoś fragmentu, wyrywku, złapania myśli...

Ważne były też eseje Milana {#au#1427} Kundery{/#} "Zdradzone testamenty", gdzie jest cały rozdział poświęcony Kafce, w którym autor rozprawia się z mitologią stworzo­ną przez Maxa Broda na temat Kafki, z lansowanym przez niego fałszywym obrazem pisarza: W "Odrze" drukowa­ne były te fragmenty "Procesu", które Brod usunął z publikacji: matka, wizy­ta u Elzy, sprawa z Titorellim...

Korzystasz z tych fragmentów w swo­jej adaptacji?

- Tak. Bo zaczął się we mnie toczyć proces rewizji... Życie jakoś wypierało "Proces" z naszej rzeczywistości, jakby się zestarzał, jakby miał już wylądować na śmietniku. A mnie to coraz bardziej interesowało.

Nie chciałeś wylać dziecka z kąpielą?

- Właśnie. Tak wyglądał ten mój pro­ces z "Procesem".

Jak powstawała sama adaptacja?

- Trudno mi o tym mówić... Na ogół robiąc adaptacje, bardzo szeroko traktu­ję autora. Częściowo te rzeczy są powy­ciągane z Kafki, innych u niego nie ma: wątki z dzienników, z opowiadań, z ca­łej jego twórczości, ale też jakieś ekwi­walenty. Jest na przykład sprawa styka­nia się z ludźmi nawiedzonymi religij­nie, a u mnie jest konkret: świadkowie Jehowy... Ale takie zmiany dotyczą ra­czej tła niż głównego nurtu opowieści.

Robią kolor?

- Tak. Tworzą pewien kontekst. Ten świat, z którym Józef się zderza.

A sąd w Twojej historii? Co to? Kto?

- Sąd nie jest Panem Bogiem.

Ani sądem ostatecznym?

- Ani sądem ostatecznym. Przeczyta­łem takie doskonałe zdanie w którymś z opracowań, że "Proces" dzieje się w świecie, w którym pozostał problem religijny, ale nie ma już religijnych roz­wiązań. Ono bardzo trafnie definiuje dla mnie sprawę transcendencji w tej książ­ce i funkcjonuje niemal jak motto.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji