Artykuły

Szkoda, że nie ma cenzury

Pod wpływem listów trójki oburzonych widzów dyrekcja teatru w Zabrzu nakazała artystom ocenzurować własny spektakl - pisze Joanna Derkaczew w Gazecie Wyborczej.

Widzowie Teatru Nowego w Zabrzu poważnie potraktowali wezwania twórców spektaklu "Nieskończona historia", by włączyć się w pracę artystów. Kilka miesięcy przed premierą autor Artur Pałyga i reżyserka Ula Kijak wystosowali do mieszkańców miasta apel. Zachęcali ich, by przynosili przedmioty "zapomniane i niepotrzebne". Miały stać się elementem scenografii.

"Nieskończona historia" to nowoczesna przypowieść i obrzęd w jednym. Niewielka wspólnota kamienicy opowiada dzień ze swojego życia. Mieszkańcy wypełniają codzienną nudę drobnymi rytuałami. Z drobnych niezręczności buduje się opowieść o marzeniach i smutkach, które każdy z mieszkańców usiłował zagłuszyć bezpieczną rutyną.

Ten sam tekst wystawiony przed miesiącem w Teatrze Powszechnym w Warszawie przez Piotra Cieplaka zebrał stos entuzjastycznych recenzji, pełnych określeń "piękny", "wspaniały", "idealny", "z ducha Białoszewskiego i Koterskiego", "święto teatru".

Po premierze 1 kwietnia w Zabrzu do teatru nadeszły trzy ostre maile, których autorzy domagali się ocenzurowania "Nieskończonej historii". Pisali wprost: "Szkoda, że cenzury już nie ma". Nadawcy nie byli anonimowi. Adwokat Krzysztof Woryna oznajmił, że jego zażalenie jest listem otwartym, do wiadomości pani prezydent miasta Zabrza i gliwickiej kurii diecezjalnej. Widzowie twierdzili, że zostało obrażone ich poczucie dobrego smaku lub uczucia religijne. Stosowali jednak różną argumentację. Pierwszy widz powoływał się na artykuły kodeksu karnego. Inna nadawczyni odwoływała się do swoich praw konsumenckich. Oznajmiła, że nie dostała tego, za co zapłaciła. Została wprowadzona w błąd opisem reklamującym spektakl na stronie. Kolejny widz po prostu wypisywał inwektywy i narzekał, że aktorzy na scenie palili papierosy.

Dyrektorzy Teatru Nowego postanowili... dostosować się do roszczeń trójki widzów. Polecili twórcom "Nieskończonej historii" dokonać zmian w spektaklu. Twierdzili, że odpowiada to żądaniom powiadomionej o sytuacji Małgorzaty Mańki-Szulik, prezydent Zabrza. Zorganizowano nawet dla niej specjalny zamknięty pokaz, jednak pani prezydent zapowiedziała, że przyjść na niego nie zamierza i nie chce ingerować w treść przedstawienia.

Dyrekcja jednak nie ustąpiła. "Żądanie wprowadzenia zmian zostało następnie potwierdzone w rozmowie telefonicznej z dyrektorem naczelnym i przybrało formę ultimatum - opisują twórcy przedstawienia (Ula Kijak, Artur Pałyga, Dominika Skaza - scenografka, Anka Jankowska - choreografka, Maria Rumińska - kompozytorka) w liście otwartym. - Odbyło się spotkanie zespołu aktorskiego, reżyserki, autora i scenografki z dyrektorami, którzy sugerowali, że jeśli zmiany nie zostaną wprowadzone, to pod wpływem mogących się zdarzyć protestów i pikiet będą musieli zdjąć spektakl z afisza".

O jakie zmiany chodziło?

- W wersji, jaką zaprezentowaliśmy na premierze, jeden z bohaterów, Andrzej, który czyta Pismo Święte i kłóci się z nim, zostaje uderzony w plecy teatralną atrapą Biblii - tłumaczy autor dramatu Artur Pałyga. - Dyrekcja chce, aby usunąć z tej sceny uderzenie w plecy. Dramatyczną scenę bolesnej rozmowy na sex czacie stale przerywa tekst chóru: "Do buzi bierzesz, w pupę bierzesz", imitujący sexczatowe wyskakujące okienka dialogowe. Tekst miałby był wypowiedziany tylko raz. Po trzecie: zlikwidowana ma zostać atrapa ciąży u jednej z bohaterek, aby nikt nie miał skojarzeń, iż może ona być w ciąży z księdzem Piotrem. I po czwarte: dyrekcja życzy sobie, by chór mówił, a nie skandował: "Módlmy się".

Artyści odmówili dokonania zmian, próbowali za to skonfrontować się z "obrażonymi".

- Zaproponowaliśmy spotkanie z publicznością i otwartą rozmowę - mówi Artur Pałyga. - Dyrektor się nie zgodził. Argumentował, że na takie spotkania mało kto przychodzi, że naszym spotkaniem z publicznością jest spektakl i tyle. Wraz z reżyserką Ulą Kijak zaproponowaliśmy więc, że odpiszemy oburzonym widzom. Zamieścimy też oficjalne oświadczenie w tej sprawie na stronie internetowej teatru. Dyrektor stanowczo odmówił.

"Apelujemy o powrót do normalności - piszą w liście otwartym twórcy przedstawienia. - Jeśli spektakl zostanie zdjęty na podstawie kilku listów z inwektywami, doprowadzi to do niebezpiecznego precedensu. Jednocześnie prosimy o umożliwienie otwartej rozmowy z widzami i mediami na tematy poruszane w spektaklu, ponieważ uważamy, że jednym z podstawowych obowiązków teatru jest prowokowanie do dyskusji i obecna sytuacja jest okazją do takiego spotkania".

Do dyskusji włączył się miejscowy poseł PO Borys Budka. "Jeżeli prawdą jest, że miał być specjalny spektakl dla pani prezydent Zabrza, to doszliśmy do granic absurdu. To jak powrót do PRL-u, gdzie partyjni dygnitarze mieli prawo do narzucania, co dla widza jest dobre" - napisał na Facebooku.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji