Rewizja Kafki
Na pudełkowej scenie mamy drugie przeszklone z trzech stron pudełko. Bardzo nowoczesne i efektowne dla oka. I w takiej to postmodernistycznej scenerii, rozgrywa się w Teatrze Polskim legendarny "Proces" Franza {#au#590} Kafki{/#}. Zgodnie z obowiązującą tu teraz zasadą reinterpretacji klasyki, został on, i przeniesiony w nasze czasy, i inaczej niż w latach PRL - odczytany.
Marek Fiedor przenosi więc akcję dramatu we współczesne realia komputerów i komórek telefonicznych, mocno eksponuje tło społeczne dramatu przez przywołanie manifestacji antyglobalistycznych, nękających przechodniów Świadków Jehowy i żebraków. I przede wszystkim, co chwila przypomina nam, kim jest oskarżony Józef K., prokurentem wielkiego banku i człowiekiem sukcesu, uwikłanym w jakieś interesy, a przy tym kimś, kto zerwał ze swoją rodziną i wyobcował się ze społeczeństwa. Ale przede wszystkim jest on w tym przedstawieniu kimś, kto nie chce pogodzić się ze statusem oskarżonego i nie chce zasymilować się społecznie. To właśnie prowadzi go do zguby. Przedstawienie M. Fiedora wciąga widza swą tajemniczą atmosferą, intryguje wciąż przewijącymi się przed sceną aniołami oraz dążeniem reżysera do nadania mu jakiejś niespełnionej metafizyki. Trochę brakuje mu owych sztychów starej Pragi, osadzenia postaci w tradycjach żydowskiej kultury. Ale cały współczesny kontekst wzlotu i upadku bohatera sądowego procesu broni się w tym przedstawieniu. Kilka scen jest w nim, jak chociażby ta z księdzem i aniołami, świetnych. Gorzej rzecz ma się aktorami, którzy przeniesieni w nasze czasy pozbawieni zostali jakby kolorytu epoki. W pamięci widza pozostają żywo zarysowane postacie Malarza - Rolanda Nowaka, Blocka - Piotra Kazimierczaka, Sprzątaczki - Katarzyny Węglickiej. No i oczywiście dźwigającego na swych barkach cały ciężar spektaklu Michała Kalety - owego bezosobowego Józefa K.
Olgierd Błażewicz