Artykuły

Naprawdę nie dzieje się nic

"Nieskończona historia. Oratorium na 30 postaci, chór, orkiestrę i sukę Azę" w reż. Piotra Cieplaka w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Pisze Agnieszka Michalak, jurorka 18. edycji Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.

Cyk, cyk, stuk, szy, szy, szy, chrup, chrup - odgłosy kamienicy. Człap, człap - ktoś idzie do kuchni. Drap, drap, psi, psi, puk, puk - ktoś z psem schodzi ze schodów. Skądś dobiegają dźwięki radia, słychać chór z kościoła, świst czajnika, szelest gazety. Zwyczajna kamienica - żyje, oddycha, dudni i skrzypi. Może stoi tu, za rogiem na Grochowskiej, a może w Łodzi przy Sienkiewicza. Zwyczajni mieszkańcy, których spotykamy w sklepie, mijamy na ulicy i w kawiarni. Ale przecież tu właśnie jest centrum świata - ludzie chorują, umierają, wstydzą się, kłócą, mają obsesje, rodzą dzieci. I najpewniej dlatego interesuje ono Piotra Cieplaka, który za autorem "Nieskończonej historii" Arturem Pałygą dotyka, przygląda się, bada coś pozornie zwykłego, powszechnego, bylejakiego, przeciętnego. I zderza to z filharmoniczną muzyką. Do pracy nad spektaklem reżyser zaprosił Jana Duszyńskiego, który skomponował muzykę dla dwudziestoosobowej orkiestry. Bo spektakl w Powszechnym to oratorium, tu na pierwszym planie jest dźwięk, który wypływa z słów, bohaterowie opowiadają życie, śpiewając, nucąc, mrucząc. Eksperyment? Ale jaki udany!

Nikogo jednak nie powinien dziwić. Formalne poszukiwania to przecież od lat znak rozpoznawczy Piotra Cieplaka, którego w teatrze ciekawi przede wszystkim sposób opowiadania. Swobodnie porusza się po przeciwstawnych konwencjach i stylistykach. Idzie pod prąd chwilowym modom, zawsze ćwicząc własny charakter scenicznego pisma. Raz próbuje mocnego politycznego teatru - w "Albośmy to jacy tacy..." również zrealizowanym w warszawskim Powszechnym "Wesele" posłużyło reżyserowi by dać głośny i wyraźny komentarz do bieżących wydarzeń w kraju. Za chwilę obrócił się o 180 stopni, by zachwycić zwłaszcza młodszą część widowni wielobarwną superprodukcją "Opowiadaniami dla dzieci" w warszawskim Narodowym i wykorzystując możliwości maszynerii narodowej sceny w jednym momencie przenosić nas na most Brooklyński i do olbrzymiej Arki Noego. Innym razem nie używając słów, zabawiał się iluzją z artystami warszawskiej Montowni w Utworze sentymentalnym na czterech aktorów, wykorzystując znakomitą muzyką duetu Szamburski/Zakrocki. Świat budowany był tam z makulatury, szarych papierów, taśmy do klejenia. Cieplak sładał hołd tradycji i grał przedstawienie o końcu pewnej epoki w Starym Teatrze w Krakowie ("Król umiera, czyli ceremonie"). Igrał z formą, z "Fantazeg" w Gdyni robi słuchowisko radiowe, a w łódzkim Nowym realizował świetne taneczne Przed południem, przed zmierzchem pozbawione linearnie traktowanej fabuły i słów.

W każdym swoim spektaklu Cieplak dotyka codzienności, próbuje uchwycić życie w biegu, chwilę, trwanie między łykiem kawy a smutnym spojrzeniem w przestrzeń. Tak też jest w "Nieskończonej historii" - tu reżysera interesują proste rytuały mieszkańców piętrowego domu, szczegóły, drobne rysy na ich życiorysach, pęknięcia. Podgląda i podsłuchuje ich powszedniość, kiedy celebrują parzenie herbaty, czy mycie zębów. Kiedy Dąbkowa (Maria Robaszkiewicz), która pierwsza w całym domu wstaje, chodzi do kościoła albo na spacer z psem Azą. Kiedy za ścianą jakaś para (Karina Seweryn i Michał Napiątek) zacięcie kłóci się ze sobą, nie przebierając w słowach. Kiedy piętro niżej dziewczyna (Katarzyna Maria Zielińska), która słucha Dwójki ze wstydem opowiada o pracy w McDonaldzie, a samotni mężczyźni opowiadają o swoich dziwactwach: jeden (Andrzej Mastalerz) opracował system liczb, dzięki któremu zakupy stają się dla niego atrakcyjnym zaskoczeniem, a drugi - pan od rysunku (Cezary Kosiński) - śni o wojnie i godzinami delektuje się znalezionym w antykwariacie Eposem o Gilgameszu. Gdzieś między lokatorami krąży Anioł (Aleksandra Bożek), który pyta o sens, i Przewodnik Chóru (Mariusz Benoit) - trochę gospodarz domu, trochę obserwator. Wszyscy spotykają się w piwnicznej salce, w kościelnych ławkach, na korytarzu. Marzą, dźwigają pro-blemy, do czegoś tęsknią. Mija godzina za godziną, dzień za dniem, tydzień za tygodniem - bezpieczna rutyna, nieefektowna metafizyka codzienności. Nagle z kościoła, może z radia słychać chorał gregoriański, w tym czasie umiera stara Wiktoria Dworniczek (Elżbieta Kępińska), która poślizgnęła się w łazience. W kamienicy zamieszanie, ferment, trzeba zająć się pogrzebem. Kto to zrobi? Co trzeba zrobić? Ale przecież problemy i marzenia idą dalej krok w krok, życie włazi na głowę, i za chwilę kobieta w ciąży (Eliza Borowska) urodzi kolejnego mieszkańca domu. Bo nieskończona historia musi się toczyć.

Bez patosu i niepotrzebnych przerysowań Cieplak stworzył opowieść o trwaniu. Nikt tu nikogo nie morduje, nikt nie chleje na umór, nie ma patologii, zła i krzywdy. Chciałby się zanucić "Naprawdę nie dzieje się nic i nie stanie się nic - aż do końca". Bo w tym mikroświatku nawet śmierć niczego nie przerywa, dla bohaterów jest tylko jednym z etapów istnienia - nie burzy harmonii, nie niszczy nadziei, może tylko lekko przyciemnia obraz świata. I cyk, cyk, stuk, szy, szy, szy, chrup, chrup - kamienica żyje, historia pisze się na nowo. A wi-dzowie? Mogą zamknąć oczy i przez chwilę tylko słuchać tej polifonicznej, dopracowanej w szczegółach opery (świetna robota całego zespołu). Można wówczas przeżyć i zobaczyć jeszcze więcej. Zachęcam.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji