Artykuły

Opera, którą odkryjesz na nowo

Emocje, które są silą tego dzieła na scenie, świetnie bronią się także na ekranie. Dlatego warto sięgnąć po pierwsze w historii bydgoskiej opery DVD. "Manru" wkrótce trafi na półki polskich sklepów muzycznych - pisze Joanna Lach w Gazecie Wyborczej - Bydgoszcz.

Filmowe realizacje dzieł operowych mają to do siebie, że z jednej strony skupiają jak w soczewce to, co w spektaklu najlepsze, z drugiej jednak potrafią obnażyć wszystkie jego niedostatki. Bydgoska realizacja "Manru", która wkrótce trafi do rąk melomanów w całym kraju, nie jest wyjątkiem od tej reguły. Ale zdecydowanie więcej tu mocnych stron, za które realizatorom należą się brawa.

Dlaczego? Bo skupili się nam tym, co w tej operze najważniejsze - na emocjach. A historia trudnej miłości Cygana Manru (Janusz Ratajczak) i wiejskiej dziewczyny Ulany (Wioletta Chodowicz) porywa nas od samego początku i nie jest to tylko zasługa dobrego libretta.

Tym razem losom bohaterów przyglądamy się za pośrednictwem kamery. Dzięki niej na nowo odkrywamy świat tej opery. To, co wydawało nam się znajome, teraz okazuje się zupełnie czymś nowym i zaskakującym. Szybko staje się jasne, że nawet uparcie dzwoniący telefon i kubek aromatycznej kawy nie są w stanie oderwać nas od ekranu.

Powód jest prosty - widzimy to, co normalnie ciężko nam dostrzec, siedząc w jednym z dalszych rzędów opery. W efekcie zdajemy sobie sprawę, że na scenie mamy do czynienia nie tylko z pięknie śpiewającymi solistami, ale też zdolnymi aktorami. Szczególny talent w tym kierunku zdradza Leszek Skrla. Wystarczy, żeby w kadrze pojawił się choć raz, a już do końca nie możemy zapomnieć dzikiego i przejmującego zarazem spojrzenia włóczęgi Uroka. Gra pełna emocji, dyskretne gesty, zroszone potem czoła - wszystko to, co wcześniej mogło nam umknąć, teraz sprawia, że z niecierpliwością wypatrujemy tragicznego finału tej historii, nawet jeśli oglądamy ją dziesiąty raz.

Ale kamera nie zawsze jest sprzymierzeńcem. W trzecim akcie Oroś, król Cyganów (Jacek Greszta), wyrzucony z taboru siada w małej łódce i zaczyna powoli wiosłować. Szkoda tylko, że ruch tylko markuje, bo w ręku żadnego wiosła nie ma.

Dobrze się stało, że "Manru" trafił na płytę także ze względu na Paderewskiego. Jest to jego jedyna opera i - co ważne - do tej pory nigdy nie była nagrywana. Tym samym dołącza do panteonu polskich przedstawień, które doczekały się już takiej realizacji. Dziwne, że nie stało się to wcześniej, bo muzyka, która towarzyszy bohaterom na scenie, jest naprawdę piękna. Teraz wpadającymi w ucho melodiami, w których nie brak ciekawych nawiązań do rodzimego folkloru, możemy cieszyć się niezależnie od miejsca na widowni. Napisy (do wyboru polskie, niemieckie i angielskie) nie są już potrzebne, żeby zrozumieć, o czym śpiewa chór. Można się przyczepić do braku możliwości wyboru poszczególnych scen bezpośrednio z poziomu menu. Żeby posłuchać, jak Manru po wypiciu ziołowego eliksiru wyznaje miłość Ulanie, trzeba przewinąć sobie drugi akt.

Te drobiazgi nie zmieniają jednak faktu, że firma DUX, która przed ponad pięciu laty rozpoczęła realizację DVD, wykonała naprawdę dobrą robotę. Warto było tyle czekać, by w końcu historią z opery Paderewskiego móc cieszyć się także w domowym zaciszu. O

J. Paderewski, "Manru", DUX 2011. Kierownictwo muzyczne: Maciej Figas. Reżyseria spektaklu: Laco Adamik. Reżyseria nagrania: Małgorzata Polańska. DVD pojawi się w najlepszych sklepach muzycznych w pierwszych tygodniach kwietnia. Będzie można je kupić m.in. w sieci salonów Empik.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji