Artykuły

Rodzina na skraju załamania

"Zbrodnia" w reż. Eweliny Marciniak w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej. Pisze Inga Niedzielska w Teatraliach.

Akcja "Zbrodni z premedytacją" Gombrowicza toczy się gdzieś w małym dworku. Wyobraźmy sobie zatem podróż sędziego śledczego przez wiosenne roztopy bryką, drewniany dom z dwiema kolumnami. W budynku obecna jest także służba. Honory domu, w związku ze śmiercią na zawał ojca, pełni syn. Sędzia śledczy nie może sobie odpuścić. W jego głowie powstaje myśl, by przekonać o tym, że ojciec został uduszony. Doprowadzając syna Antoniego do ostateczności, wymusza na nim duszenie post mortem i to staje się podstawą do procesu, w którym "zbrodniarz" przyznaje się do stawianych zarzutów.

"Zbrodnia", tekst Michała Buszewicza, młodego dramaturga, studenta specjalizacji dramatologicznej wiedzy o teatrze UJ i dramaturgicznej na wydziale reżyserii krakowskiej PWST, inspirowany jest opowiadaniem Gombrowicza. Z pierwowzoru czerpie imiona postaci, motyw śmierci ojca, przyjazdu śledczego oraz zamykania się w kredensie. Niewątpliwie nad "Zbrodnią" unosi się duch Gombrowicza. W sztuce obecny jest wątek psychologicznego uwikłania postaci w nie same i w innych ludzi oraz groteska obecna w języku i w charakterystyce bohaterów. Na scenie obserwujemy również grę z tradycyjnymi wartościami, do których należy rodzina, a motyw igrania z nimi obecny jest przecież stale w dziele autora "Ferdydurke".

Świetne wyczucie języka ("Tu się nie mówi" - zdanie wypowiedziane przez domowników, które wskazuje na charakter rodzinnych stosunków), umiejętność operowania nim, tworzenia zaskakujących połączeń ("Po co? Po co?" - krzyczy matka, Maria K., mając na myśli sens małżeństwa, "Po grób" - odpowiada sobie) świadczą o dojrzałości pisarskiej młodego autora. Język jest jednym z wielkich atutów sztuki.

Ewelina Marciniak, aktualnie studentka m.in. reżyserii krakowskiej PWST, swój pierwszy spektakl zrealizowała w październiku 2010 r. Było to "Nowe wyzwolenie" na scenie bielskiego Teatru Polskiego. Niech nas to nie zwiedzie. Spektakl prowadzony jest pewnie. Przejście akcji z konwencji kryminalnej w groteskę odbywa się bez potknięć. Psychologiczne prawdopodobieństwo nie kłóci się, a bije z teatralnością o pierwsze miejsce.

Muzyka podkreśla zamysł reżyserki i dramaturga - od kryminalnej konwencji do szaleństwa. W pewnym momencie autor muzyki i kontrabasista Marcin Nenko pojawia się na scenie i na żywo akompaniuje Cecylii do piosenki "My heart belongs to daddy" napisanej przez Cole'a Portera. Ten zabieg (podobnie jak motywy metateatralne) nie jest może konieczny, ale uatrakcyjnia spektakl.

Oprawa wizualna Marty Stoces nie daje możliwości osadzenia historii w konkretnych realiach czasowych jak u Gombrowicza. Na scenie mamy do czynienia ze ścianą z drewna i tapetą w papuzie motywy, przez którą przebijać się będzie dwa razy Cecylia, wychodząc do innego pokoju. Dzieci: Antoniego i Cecylię Stoces ubrała w majtki, które sugerują ich niedojrzałość. Rodzeństwo cierpi na kompleks Edypa i Elektry. Jednak do końca nie wiemy, czy ich seksualne i mordercze instynkty są prawdą, czy też elementem wybujałej fantazji. Rewelacyjne są kostiumy szwagierki: lateks, mocne kolory, geometryzacja przywołują na myśl stroje z przyszłości. Detektyw ubrany jest stosownie do zawodu - elegancki, w garniturze. Ma się pewne wrażenie, że scenografia i kostiumy są tak piękne i pomysłowe, że aż nieco na wyrost.

Rozpad rodziny, jej członków i osób postronnych (śledczy) jest świetnie umotywowany. Wszak mamy do czynienia z historią, choć tragiczną dla rodziny, jakże zwyczajną dla świata. Umiera ojciec rodziny. Lecz gdyby nie zszedł siłami natury, z pewnością doszłoby do zabójstwa. Powoli dociera do nas, że pozornie normalna rodzina znajduje się na skraju załamania. Po części wiemy dlaczego: siedemnastoletnia córka to maniaczka seksualna, syn jest chory psychicznie, żona - stłamszona przez szwagierkę, która z kolei wygląda na panią lekkich obyczajów. Wychodzi również na jaw, że pan domu zmalwersował znaczną sumkę (z tego powodu w domu pojawia się detektyw). Gazety napisałyby jednak, że "była to normalna rodzina", bo koszmar nie ujawnia się na zewnątrz.

Marzenie o uwolnieniu się od pozostałych członków toksycznej rodziny kiełkuje w każdej postaci domowego dramatu. Informują one o tym, relacjonując tonem z telewizyjnych informacji historię o zabitej rodzinie. Choć już nieobecny, ojciec gra w rodzinie główną rolę. Jego ciało symbolizowane jest przez kamień, bo jak kamień ciąży wszystkim. Jednak ten symbol w pewnym momencie okazuje się zwykłym kamieniem, o czym mówi Cecylia (genialna rola młodziutkiej Jaśminy Polak), irytując się, że musi doń grać, co wywołuje efekt komiczny.

Ważna jest tutaj postać detektywa. On nie tylko dysponuje innym językiem (szkiełko i oko) niż rodzina (emocje i intymny język, który wypracowuje przecież każda wspólnota), ale ma do zrealizowania cel. Chce udowodnić zbrodnię. Jednak konflikt interesów i języka nie doprowadzi do oczywistego rozwiązania, co symbolizuje otwarte zakończenie sztuki. Detektyw wkracza w życie rodziny i zostaje wciągnięty w jej świat. Spokojny i racjonalny człowiek w ostateczności kipi od emocji i złości. To jest prawdziwa siła toksycznej rodziny - wchłania niczym czarna dziura (a w takiej czarnej dziurze, jak sam wyznaje, żyje syn Antoni) i wywraca flaki. Na własne oczy widzimy, że schematy mają zabójczą siłę działania.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji