W antrakcie - Test na wyobraźnię
Zalewani potokiem słów, ogłuszeni jazgotem mediów, mamy wreszcie szansę poobcować z ciszą. Teatr Studio swoją najnowszą premierą "Wariacje z poetami" proponuje nam spektakl, w którym nie pada ani jedno słowo. Sztuka Petera {#au#716} Handke{/#} "Godzina, w której nie wiedzieliśmy nic o sobie nawzajem", w reżyserii utalentowanego Zbigniewa Brzozy, przenosi nas w świat gęsty od milczenia, wypełniony emocjami.
"Dziś ludzie coraz więcej opowiadają o sobie, a jednocześnie opowiadają mniej... Coraz mniej nas to porusza" - zwierza się autor sztuki, poszukujący dramaturg austriacki.
"A gdy się milczy, milczy, milczy, to apetyt rośnie wilczy" - jak mówił nieodżałowany Jonasz Kofta. Apetyt poznania. Tego, co drzemie w środku. W innych, w nas także.
Przez pusty plac przechodzą nieznani nam ludzie. Ktoś biegnie. Ktoś nasłuchuje. Mamy ochotę czegoś o nich się dowiedzieć. Czy są sobie obcy, czy łączą ich jakieś relacje?
Cóż to za fantastyczne zadanie dla reżysera, który ten niemy świat ożywią własną wyobraźnią, jak wspaniały test dla nas, na ile zdolni jesteśmy podążyć drogą imaginacji, co domyśleć, dopowiedzieć, odgadnąć.
W ten teatralny wieczór wszystko jest możliwe. Pod jednym warunkiem: że uszanujemy tajemnicę zawartą w każdym z nas, że uchylimy tylko tę furtkę, którą przed nami otwarto.
Jedno jest pewne: to, co widzieliśmy przed chwilą, sprawia, że już inaczej odbierzemy to, co zobaczymy potem. Bogatsi o doznania, jakie były naszym udziałem, o skupienie, z jakim pochyliliśmy się nad cudzym, przeczuwalnym losem. I może jeszcze jedna wartość tej sztuki. Uznanie prawa do intymności przeżyć.
Zbigniew Brzoza przesycił naszkicowane przez autora sytuacje znaczeniami, które intrygują, ale których wcale nie chcemy rozwikłać do końca. Jeśli coś na pewno rozumiemy to, że cały ten trud wyrażenia dziejących się wokół nas spraw podejmuje sztuka. Nawet jeśli jej twórcom przychodzi stąpać po omacku. W finale spektaklu Poeta dźwiga na plecach makietę placu zaludnionego postaciami sztuki włącznie z repliką swojej własnej sylwetki.
To co prócz klimatu stanowi o walorach spektaklu, to perfekcja kompozycji tego ruchomego obrazu. Jakieś urwane wpół gesty, przylepione do muru postacie, codzienna krzątanina, pospieszny pochówek, nerwowa schadzka.
Wszystko to wyartykułowane świadomą ekspresją ciał, ruchem głowy, grymasem twarzy. Nic przypadkowego. Nawet wybór aktorów zróżnicowanych warunkami dowodzi przemyślanej w najdrobniejszych szczegółach koncepcji. Kogóż więc wymienić w tym sprawnym ansamblu? Może ze względu na prawo gościnności przybyłą z Krakowa do warszawskiego Studia młodziutką Marię Peszek, której ekwilibrystyka z tacą pełną szkła nie może ujść uwadze widza, choć to nie jedyny walor tej kreacji. Dorota Kołodyńska (kostiumy) i Katarzyna Jarnuszkiewicz (scenografia) są niewątpliwie współautorkami sukcesu, który jednak nie byłby pełny bez świetnej oprawy muzycznej Pawła Mykietyna.
Miast antraktu widz zanużony w ciszy Handkego otrzymuje mocne uderzenie w postaci drugiej części wieczoru, inscenizacji poematu Tadeusza Różewicza "Francis Bacon, czyli Diego Velasquez na fotelu dentystycznym".
Na zbudowanym w foyer ringu rozgrywa się dramat poety, który zwątpił w sens uprawianej przez siebie sztuki.
W świecie zdegradowanych wartości, gdzie "człowieka tak się zabija jak zwierzę" bezsilność dyktuje szyderstwo i prowokację. Gdzie "jednakowo waży cnota i występek", jak ocalić wiarę w zmartwychwstanie?
Czy jednak sam fakt uprawiania sztuki, tego skowytu rozpaczy, nie jest dowodem szukania?
Teatr Jerzego Grzegorzewskiego to świadectwo twórczego niepokoju, dla którego twórca znajduje wciąż ekscytujący kszałt artystyczny. Współautorka wizji plastycznej jest Barbara Hanicka. Śmiałą kreską rysują swoje kreacje Mariusz Benoit w roli Poety i Anna Chodakowaska w roli Kiksy.
Gdy spektakl zapiera dech w piersi należałoby go raczej odnotować wymownym milczeniem, do czego jednak, nie mogłam się ograniczyć.