Artykuły

Muzyka dla tyrana

"Ryszard III" w reż. Grzegorza Wiśniewskiego w Teatrze im. Jaracza w Łodzi. Pisze Igor Rakowski-Kłos w Gazecie Wyborczej - Łódź.

Marek Kałużyński stworzył postać wewnętrznie rozedrganą - rzucającą w nicość ironiczne i nerwowe uśmieszki, poruszającą dłonią w rytm sobie tylko słyszanej muzyki, ale równocześnie maksymalnie skoncentrowaną i w demoniczny sposób pociągającą

"Król Ryszard III" cieszy się w Polsce jednym z najdłuższych scenicznych żywotów. Początkowo wystawiano go jako tragedię. W nowoczesnych inscenizacjach reżyserzy wydobywają z niego groteskowe pierwiastki, a nawet coś w rodzaju cynicznego humoru. Inscenizacja Grzegorza Wiśniewskiego nie przekreśla rozpoznań Feliksa Falka i Macieja Prusa, którzy stworzyli w ostatnich latach istotne szekspirowskie punkty odniesienia, ale albo je radykalizuje, albo kontynuuje.

Wiśniewski wyjął wczesną sztukę Szekspira z historycznego kontekstu i z korzyścią dla niej rozstał się z Szekspirowskimi zaleceniami. Zamiast mieczy są paralizatory, które w estetyczny i elegancki sposób przynoszą śmierć przeciwnikom. Zamiast kostiumów imitujących XV-wieczne stroje - dobrze skrojone garnitury. Zamiast zebrania londyńskiego ludu - wprzęgnięcie publiczności w pseudodemokratyczny show, w którym pozostaje jej tylko machanie chorągiewką na wiwat. Jeśli w teatrze można tworzyć coś prawdziwego, to tylko gdy nie udaje się "powrotu do źródła".

Król Ryszard w intencji Szekspira to monstrum. Jego moralna obrzydliwość uzewnętrznia się nawet w ułomnej postaci. Łatwiej potępić potwora, którego potworność można dostrzec gołym okiem. Jednak XX w. pokazał, że zbrodniarzami mogą być przykładni obywatele, a mordów można dokonywać w białych rękawiczkach technokraty. Ryszard powołany przez Wiśniewskiego (Marek Kałużyński) nie jest więc odstręczający. Bliżej mu do amerykańskiego japiszona niż do kulejącego błazna.

Przez tę przemianę niektóre sceny straciły efektowny wydźwięk, choć zyskiwały nieco więcej psychologicznej wiarygodności. Widać to zwłaszcza w sławnej rozmowie Lady Anny (Justyna Wasilewska grająca z dziecięcą manierą) z Ryszardem, po której wdowa decyduje się na ślub z mordercą męża.

Z kobiecych kreacji najbardziej przejmująco wypada Matylda Paszczenko w roli Małgorzaty, opętanej Schadenfreude - przyjemnością czerpaną z cudzego nieszczęścia. Świetna jest też Zofia Uzelac, początkowo silna osobowość, świadoma swej pozycji, później zepchnięta do roli matki niemal nienawidzącej własnego syna.

Wiśniewski eksponuje rolę Tyrrela jako alter ego Ryszarda (zagrany z wrażliwością przez Tomasza Schuchardta) oraz odrzuca pozytywny finał spektaklu, napisany ku chwale zleceniodawcy Szekspira - rodu Tudorów. W propagandowym zakończeniu Ryszard ginie, a Richmond wygłasza mowę, w której zapowiada nastanie szczęśliwych czasów pod nowym panowaniem.

Na scenie pozostaje jedynie Ryszard, który krzyczy, że "znów zasiadamy na angielskim tronie". Gdy na początku sztuki te słowa wymawiał Edward (Przemysław Kozłowski), miały sens, bo krwawego przejęcia władzy dokonywał wspólnie z innymi. Gdy wygłasza je Ryszard, nikogo już przy sobie nie odnajduje. Okazuje się tak samo samotny jak w oryginalnym zakończeniu Szekspira, chociaż nie stoi oko w oko ze śmiercią. Towarzyszy mu tylko muzyka jako metafora napędzanej krwią machiny władzy. Pozostaje już więc tylko pewne zejście ze sceny w jej rytmie i wzbudzenie aprobaty publiczności - marionetkowego ludu, od którego pochodzi władza dla tyrana.

Pochwalić należy techniczną stronę inscenizacji - grę świateł i konstrukcję sceny, która uzyskała kilka stopni głębokości. Jeśli tylko aktorzy opanują pamięciowo swoje role, a bywały z tym podczas premiery niemałe problemy, warto zobaczyć kolejnego polskiego potwora władzy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji