Artykuły

Samo życie

Niektóre sceny umknęły mi, rzecz bowiem wyreżyserowana została tak, że z pewnych miejsc pew­nych części przedstawienia nie widać wca­le. Siedziałem właśnie na ta­kim miejscu. No, mniejsza. Ale poza tym reżyseria bardzo dobra: ze znakomitym wyczuciem i szczególną dbałością o rytmikę pewną ręką utrzymująca rzecz w gatunku dra­matu, a nie bulwarowej farsy, do czego ten, nie najlepiej tłumaczony tekst, silnie ciągnie. I zagrana kon­certowo. Dubrawska, Kępińska, An­na Sennik: trzy kobiety, trzy znako­mitości, trzy popisowe role. Sprowa­dzać by adeptów aktorstwa na to przedstawienie. Dyplomowanych re­żyserów także.

Piotr Cieślak bowiem nie dość, że utrzymał na scenie czystość gatun­ku dramatycznego, to jeszcze umiał nadać mu równie czysty i konsek­wentny styl naturalistyczny, wyraź­nie, ale i dyskretnie, korzystając przy tym z jego nowoczesnych, przez film, radio, telewizję wykształconych, środ­ków aktorskich.

Tak rzecz prowadząc, wydobył w tym przedstawieniu również wszyst­ko, co może być tu tak zwanym podtekstem, czyli sugestią głębszej myśli czy aluzją do wznioślejszych aspiracji moralnych. W ten sposób powstało przedstawienie dające wzór naturalistycznego dramatu sceniczne­go. Świetna robota.

Tym natarczywiej ciśnie się pyta­nie, po co? Czemu ma służyć taki teatr? Dramat naturalistyczny, sto lat już sobie liczący, jaki ma sens dzisiaj?

Zabawne: gdyby Cieślak zrobił z "Czwartkowych dam" bulwarową farsę, czyli kiepskie przedstawienie, odpowiedź na pytanie "po co" by­łaby jasna: widownia śmiałaby się do rozpuku z głupich kobiet na sce­nie. I tyle. Ale Cieślak zrobił dobre przedstawienie i odpowiedź na py­tanie "po co?" nie nasuwa się wca­le.

Tak oto pokazuje się rozdźwięk między teatrem i jego sensem. Rozdźwięk utrzymywany przez krytykę uprawiającą kult fachowości teatralnej, pielęgnowany w szkołach teatralnych, gdzie panuje kult artyzmu, wielbiony przez bezmyślny snobizm kibiców - znawców teatru.

Moim zdaniem, nawet najlepszy poziom sztuki teatru, nie uratuje dramatu naturalistycznego od pustki myślowej. Nie pokazuje on bowiem nic więcej, jak tylko to, że w prze­ciętności, w banale (nawet jeśli sta­nowi on udrękę, jak to pokazuje Cieślak po Flaubercie), w "Szarym człowieku", stanowiącym przecie ide­ał naturalizmu, nie kryje się żadna tajemnica egzystencji.

Szary człowiek sam sobie jest wi­nien, jeśli naprawdę jest szary. Ale wystarczy wyjść choć na chwilę za mury teatru, aby zobaczyć, że może być inaczej: dopiero co minęło słynne polskie lato 1980, wzniosłe lato robotników, szarych ludzi przecież.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji