Artykuły

Nadia. Portret wielokrotnie zepsuty

"Nadia. Portret wielokrotny" w reż. Agnieszki Lipiec-Wróblewskiej w Teatrze im. Wilama Horzycy w Toruniu. Pisze Karina Bonowicz w serwisie Teatr dla Was.

Miało być o bezkompromisowej emocjonalnie kobiecie w męskim świecie. Miało być o kobiecie szukającej - jak u Pirandella - swojej opowieści. Miało być o kobiecie. A wyszło jak zawsze.

Jeśli reżyserka myślała, że nazwanie kilku bohaterek Czechowa jednym imieniem (Nadia - Matylda Podfilipska) wystarczy do połączenia w jedną całość fragmentów opowiadań i stworzenia spójnego obrazu jednej kobiety, to - niestety - pomysł się nie powiódł. Fragmenty opowiadań Czechowa zostały pocięte i przemieszane bez żadnego klucza. Agnieszka Lipiec-Wróblewska sięgnęła po cztery opowiadania: "Wrogowie", "Żona", "Pani z pieskiem", "Nieciekawa historia", wybierając z nich - jak z puzzli - po kawałku do ułożenia zupełnie nowej całości. I tak z "Wrogów" wyjęła oszukanego męża, którego żona w ogóle nie pojawia się na scenie, z "Żony" despotycznego męża, który z czasem zmienia się w spolegliwego kochanka, z "Damy z pieskiem" historię romansu pary będącej już w związku, wreszcie z "Nieciekawej historii" - skomplikowaną relację między profesorem a jego podopieczną. Problem w tym, że z tych kawałków Czechowa nie udało się ułożyć na nowo jednej układanki. Reżyserka chciała wyjść z zaklętego kręgu pokazywania świata Czechowa jako wyłącznie męskiego, ale - niestety - wpadła w błędne koło. Uczynienie z bohaterek drugiego planu pierwszoplanowych postaci poniosło fiasko. Nadia miała zostać pokazana na tle męskiego świata, tymczasem to właśnie ona stanowi tło dla męskich rozgrywek i staje się narzędziem ich gierek. Wystarczy zwrócił uwagę na fragment z "Wrogów", gdzie mamy do czynienia z Nadią, której nie było. Poznajemy ją jedynie z opowieści jej męża i jego rozmowy z doktorem, ale to znów przykład na to, że nie została zastosowana zasada: nic o mnie beze mnie. Znów patrzymy na tytułową Nadię przez pryzmat męskich oczekiwań i wartościowań. Chyba najbardziej interesującymi fragmentami spektaklu są sceny Nadii/Katarzyny z profesorem. W duecie Podfilipska - Ubysz nie tylko czuć chemię, ale także właśnie tutaj mamy najwięcej samej Nadii, bo i partner pozwala jej na pokazanie siebie.

Patchworkowy spektakl nie prezentuje się dobrze ani w kawałkach, ani w całości. Szkoda, że reżyserka wyznaczyła Nadii rolę zmieniającej suknie (a może nawet samej sukni), a nie zmieniającej emocje kobiety, nie dając tym samym aktorce szansy na pokazanie szerokiej gamy uczuć. Trudno mówić o portrecie wielokrotnym, a nawet o typowym czechowowskim klimacie, bo zamiast toczącej się leniwie akcji mamy zbyt długie przestoje niewnoszące niczego do spektaklu. Do tego zupełnie niepotrzebny antrakt po godzinie spektaklu. Szkoda bardzo dobrej Matyldy Podfilipskiej i muzyki Michała Lorenca. Nie wiem, co dzisiejsza kobieta - bo reżyserka podkreślała, że spektakl powstał z myślą o niej - znajdzie w tej adaptacji Czechowa. Ja nie znalazłam nic, a nawet się chyba jeszcze bardziej pogubiłam.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji