Poeta na ringu
Jak uprawiać sztukę nowoczesną w czasach, gdy więcej emocji dostarczają pięściarze? Postawić artystę na ringu - odpowiada Jerzy Grzegorzewski
Poezji ze sceny dzisiaj prawie się nie słyszy, zbyt trudna jest w odbiorze dla oczu i uszu, przywykłych do prostych fabuł i jednoznacznych uczuć. Jerzy Grzegorzewski projektując serię przedstawień poetyckich w Studiu idzie więc pod prąd. Na pierwszy wieczór z tego cyklu złożyły się pantomimiczna sztuka Petera {#au#716} Handke{/#} "Godzina, w której nie wiedzieliśmy nic o sobie nawzajem'' w reżyserii młodego łódzkiego reżysera Zbigniewa Brzozy i poemat Tadeusza Różewicza "Francis Bacon, czyli Diego Velazquez na fotelu dentystycznym" w inscenizacji samego Grzegorzewskiego. Następny ma być spektakl według Helmuta Kajzara.
Spektakl wg nowej sztuki Petera Handke, chociaż pozbawiony słów, jest czystą poezją. Katarzyna Jarnuszkiewicz na scenie Studia zaprojektowała rozpalony plac miejski gdzieś na południu. Między szarymi ścianami bez okien przewija się tłum postaci zwyczajnych i symbolicznych. Obok śpieszącego do pracy urzędnika - człowiek z postrzępioną, czarną flagą albo Mojżesz z tablicami Dekalogu obok postawnej blondyny. Pośrodku - zejście do metra, w którym być może całują się pary.
Wyobraźnia poetycka nakłada się na pospolitą rzeczywistość. Zmieniają się pory roku i odcienie uczuć, plac zaludniają bajecznie kolorowe postaci z cyrku, innym znów razem towarzystwo całe w sepii, jakby wycięte z niemego filmu. Raz nawet przelatuje nad sceną sam baron Munchhausen na armatniej kuli.
Ta godzina oglądana oczami poety w Studiu dłuży się, mimo piękna i humoru kolejnych obrazów. Aktorom wyraźnie doskwiera brak słów i w niemych sytuacjach czują się bezradni. "Godzinę" powinni raczej zagrać tancerze z teatru tańca nowoczesnego, a reżyserować powinien choreograf. Przedstawienie Zbigniewa Brzozy trzyma w ryzach jedynie wykonywana na żywo muzyka Pawła Mykietyna, z nie milknącym rytmem kontrabasu i powtórzeniami lirycznych motywów. Muzyka - poemat, z napięciem i emocją, których brakuje na scenie.
Wybuch aktorstwa czeka za to widzów w drugiej części wieczoru. Grzegorzewski pozwolił sobie na małą prowokację: poemat Tadeusza Różewicza o zmarłym w 1992 roku angielskim malarzu Francisie Baconie wystawił na ringu bokserskim, ustawionym w foyer. Tam mieści się pokój Tadeusza R. (Mariusz Benoit), a zarazem samego Bacona. W narożnikach siedzą postaci z obrazów Diego
Velazqueza, które Bacon przetwarzał na swoich płótnach: papież Innocenty (Zdzisław Tobiasz) i wyzywająca Kiksa (Anna Chodakowska), wielka parodia Infantek Velazqueza, która nosi na biodrach drucianą konstrukcję do szerokich sukien. Na ring wpada nawet Omar Sangare (notabene sam autor zbiorku poezji) w kompletnym stroju boksera i ćwiczy ciosy na Bogu ducha winnym Mariuszu Benoit. W czasach, kiedy zdjęcia pewnego spoconego pięściarza wagi ciężkiej zajmują pierwsze strony gazet, ten żart ma gorzki smak.
Na ten półgodzinny happening trzeba by odpowiedzieć poematem, nie recenzją. Bo jak opisać deklamację Mariusza Benoit, ten ton artystycznego manifestu, nie znający sprzeciwu, który rozbrzmiewa echem w marmurowych salach Studia. Albo sex appeal Chodakowskiej, która chodzi po ringu jak zblazowana nimfa. Czy papieża Innocentego, całego w czerwieni, który majta nogami na wielkim fotelu z przezroczystego plastiku. Albo podejrzanego osobnika w garniturku - Diego (Jacek Różański), nadstawiającego Chodakowskiej to usta do pocałunku, to policzek do uderzenia. A wszystko to przy ogłuszającym dźwięku waltorni grających muzykę Stanisława Radwana.
Bacon znany był z ekspresyjnych obrazów pokazujących rozkład i deformację ciał. Zastanawiał się, czy za tajemniczym uśmiechem Giocondy nie kryją się przypadkiem zepsute zęby. Grzegorzewski poszedł jeszcze dalej, zderzając poezję Różewicza z walką, która, jak się ostatnio okazało, wzbudza znacznie większe emocje niż nowa wystawa malarstwa współczesnego.
Teatr dla intelektualnej elity zmieniony w bokserski pojedynek, snobistyczna widownia zamieniona w tłum sporto-wych kibiców - tylko tak nowoczesna sztuka może dzisiaj przetrwać - ironizuje w swoim przedstawieniu Grzegorzewski, także na swój temat. Ale ten dowcipny i prowokacyjny happening spotyka się z bladą reakcją niewielkiej grupy widzów, którzy na moim wieczorze trzymali się z daleka od ringu, unikając głośniejszych śmiechów. Z czego wynika, że problem artysty, który aby być zrozumianym, zakłada bokserskie rękawice, nie jest problemem widowni. Dopóki sama nie wejdzie na ring.