Wszystkie nasze dzienne sprawy
"Nieskończona historia. Oratorium na 30 postaci, chór, orkiestrę i sukę Azę" w reż. Piotra Cieplaka w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Pisze Hanna Karolak w Gościu Niedzielnym.
W spektaklu bije wiara w to, że nasz niedoskonały świat zmierza jednak w dobrym kierunku .
Rozmowy o kruchości życia i lęku przed śmiercią wypełniają większość, banalnych dotąd, dialogów.
Sztukę rozpoczyna monolog dziewczyny w ciąży, która zastanawia się, na ile dziecko w jej łonie czuje doznania matki. Gdy już pożegnamy zmarłą lokatorkę, ostatnia scena to ekscytujące oczekiwanie na poród ciężarnej kobiety. A więc być może stąd tytuł. Nasze życie to nieskończona historia. To historia śmierci i narodzin. To perpetuum mobile, nad którym czuwa Nieśmiertelny Kreator.
Ze spektaklu bije wiara w to, że nasz niedoskonały świat zmierza jednak w dobrym kierunku. I z tym krzepiącym uczuciem opuszczamy teatr, wdzięczni twórcom, że dostrzegają i tę lepszą stronę rzeczywistości. Tu muszę przytoczyć słowa Jana Jakuba Kolskiego: "Każdy ma klucz do odczytywania wartości. On leży sobie w człowieku zakryty wieloma warstwami śmieci. Wierzę, że człowiek
zawsze wybierze dobro, jeżeli właściwie je rozpozna. I tu jest właśnie miejsce dla artysty".
W tym zespołowym spektaklu wszystkie role zostały starannie dopracowane. A jeśli już mielibyśmy kogoś wyróżnić, to grające owe ciepłe staruszki Elżbietę Kępińską i Marię Robaszkiewicz. Namawiam więc do wizyty w Teatrze Powszechnym, choćby po to, by ocenić oryginalność przedsięwzięcia.