Szaleńcy objawieni
Dziś w teatrze Rampa odbędzie się premiera sztuki pt. "Krótkie jest życie krótkie, czyli kabaret oberiutów" na motywach twórczości Daniela Charmsa, Mikołaja Olejnikowa, Aleksandra Wwiedienskiego i Mikołaja Zabołockiego. O przedstawieniu mówi jego reżyser i autor scenariusza Arkadiusz Jakubik.
Agnieszka Jurczak: Kim są oberiuci?
ARKADIUSZ JAKUBIK: To artystyczna grupa szaleńców, której nazwa pochodzi od skrótu nazwy Obiedinienije Riealnowo Iskusstwa, czyli Związek Sztuki Realnej.
Działali w Leningradzie w latach 20. Swoją premierę, a tak naprawdę happening teatralny, mieli dokładnie 70 lat temu w leningradzkim Domu Kultury i Prasy. W Polsce są właściwie nieznani, chociaż od kilku lat można zaobserwować renesans twórczości oberiutów. W ubiegłym sezonie była premiera w teatrze w Chorzowie, w teatrze w Szczecinie też powstało przedstawienie. Niestety, oberiuci żyli zbyt krótko. Wszyscy zostali wymordowani przez machinę stalinowskiego terroru. Mam głębokie przeświadczenie, że gdyby ich nie zabito, to dziś o nich mówiłoby się jako o twórcach absurdu, nie o Ionesco.
Czy ten spektakl to hołd dla grupy szaleńców z Leningradu?
- Nie chcę, żeby moje przedstawienie miało coś wspólnego z martyrologią. Jest skierowane do młodej publiczności, a młodego pokolenia martyrologia nie obchodzi. Chcemy jak najszybciej zapomnieć o komunizmie i stalinowcach, życie przecież toczy się dalej.
Jakie będzie Pana przedstawienie?
- Mogę powiedzieć, że "i śmieszne, i straszne". Według starej, dobrej kabaretowej zasady będzie to zestaw żartów scenicznych przeplatanych piosenkami. Oberiuci pojawiają się na początku, zapraszają publiczność do kabaretowej zabawy. Dalej są na przemian etiudy, skecze, piosenki. W kabaretową rzeczywistość od czasu do czasu wkraczają postaci dwóch aroganckich, chamskich i wulgarnych facetów, którzy zakłócają spokój. W czasie całego przedstawienia główny bohater dostaje od swojego przyjaciela listy z więzienia. Kiedy bohater czyta kolejny list, okazuje się, że jego przyjaciela już nie ma, został zamordowany.
Za śmiechem stoi więc element niepokoju...
- W czasach oberiutów była cenzura, w każdej chwili do domu mógł ktoś przyjść, przystawić pistolet do głowy i pociągnąć za spust. Dziś już tego nie ma, ale nie oznacza to, że niczego się nie boimy. Czego dziś boją się ludzie? Przemocy, ciemnych bram, tego, czym epatują nas wiadomości telewizyjne, tragicznych wypadków, wojen, zbrodni. Sygnały strachów, naszych fobii pojawiają się w tym spektaklu. To są właśnie ci chamscy faceci. Generalnie widz się śmieje, ale czasem ten śmiech zastyga mu na ustach i orientuje się, że za śmiechem jest coś jeszcze.
Co Pana skłoniło do wystawienia tego kabaretu?
- Choć upłynęło już 70 lat, poczucie humoru tamtych ludzi, pewne skróty skojarzeniowe, czarny humor, wyczucie absurdu jest bardzo bliskie współczesnej młodzieży. Język, którym młodzi dziś się porozumiewają, są podobny. Nasze anegdoty, żarty, skróty myślowe czy zaskakujące puenty są bliskie tym sprzed lat.
W kogo mierzył humor oberiutów?
- Nie mogąc wprost śmiać się z komunistów, śmiali się z burżujów. Ośmieszali model burżuazyjnego filistra, a to genialnie przekłada się na dzień dzisiejszy. Dziś też istnieje model obśmiewanego nuworysza, który bardzo szybko zarobił pieniądze i jeździ szybkimi samochodami. To praktycznie ten sam model, z którego bezczelnie śmiali się oberiuci.
Kto będzie grał w przedstawieniu?
- Zespół z Rampy: Wojciech Paszkowski, Mieczysław Morański, Katarzyna Kozak, Jacek i Cezary Poks oraz gościnnie Agnieszka Matysiak. Aktorzy, którzy w teatrze Strzeleckiego śpiewali najróżniejsze gatunki piosenek, co zresztą robili świetnie, tutaj sprawdzają się doskonale jako aktorzy dramatyczni. To jest dla mnie i dla tego teatru objawienie.