Wyprawa do piekła zakanszana ogórkami
"Curikow" w reż. Ireneusza Janiszewskiego w Teatrze Polskim w Szczecinie. Pisze Anna Łukaszuk w Gazecie Wyborczej-Kraków.
Curikow - najnowsza premiera Teatru Polskiego to gorzka refleksja nad deficytem duchowości i emocjonalności. Świetnie zagrana, kipiąca rosyjskością, momentami jednak nudna.
Spektakl powstał na podstawie tekstu współczesnego rosyjskiego dramaturga Maksyma Kuroczkina. Na początku poznajemy małżeństwo, które żyje pod jednym dachem, jednak zupełnie osobno. Ona - Żenia - momentami głupiutka, ale wrażliwa (w tej rewelacyjna Katarzyna Sadowska), on - Curikow (pełen energii i budujący napięcie Sławomir Kołakowski) - choleryk i kobieciarz. Ona sypia z innymi mężczyznami, co dla męża nie jest żadną tajemnicą, on jest związany ze swoją sekretarką Maszą. Pewnego dnia do Curikowa przyjeżdża kolega z wojska - Aleksander Pampucha. Przywozi list od ojca Curikowa, który zaprasza go do siebie, do piekła. Curikow zaproszenie przyjmuje, podchodząc do sprawy zadaniowo. Każe sekretarce znaleźć w google piekielnych agentów. Z jednym z nich podpisuje umowę i jadą - on, Masza i Dima - kochanek żony (po raz kolejny swoje zdolności aktorskie pokazuje Filip Cembala, znany z "Balu manekinów"). Pampucha zostaje z Żenią. W piekle nie ma ognia ani kotłów ze smołą. Jest ascetyczna scenografia. Od postaci dowiadujemy się, że to zwykłe miasto. Takie samo jak te na ziemi. W oczekiwaniu na agenta, który ma turystów oprowadzić po piekle, w przedsionku Hadesu trójka ucztuje, zjadając kabanosy i zagryzając ogórkami. Leje się wódka. Rosyjski duch unosi się nad sceną. Spotkanie z ojcem Curikowa jest sceną dramatyczną. Były fizyk chce, by syn opublikował na ziemi jego broszurę o tym, jak uniknąć ofiar wojen. Bohater określa te prośbę mianem bredni. Po trzech dniach szwędania się po piekle i upijania z napotkanymi tubylcami odwiedza ojca w jego domu. Pyta o Boga. Czy on istnieje? - Czy my nie mamy o czym innym rozmawiać? - kwituje stary Curikow.
W tym samym czasie Masza i Dima spotykają Boga. To stary sprzątacz, który się jąka. Na pytanie - dlaczego nie jest w niebie, odpowiada, że nie ma moralnego prawa.
Turyści wracają na ziemię.
Sztuka zawiera elementy humoru, momentami zakrawa o farsę. Do tego stara się operować na płaszczyźnie głębokiej, metafizycznej. Wszystko razem, choć ma potencjał, w efekcie jest nieco męczące i nudne. Co więcej wbrew założeniu nie pobudza do refleksji. Widz wychodzi z teatru z pewną ulgą, że to się już skończyło. Choć trzeba przyznać jedno - aktorom nie można nic zarzucić. Może więc to po prostu słaby tekst?