Artykuły

Śmierć Tarełkina

Rzecz zaczyna się od wielkiej metafory. Tarełkin czyni przygotowania do pogrzebu Tarełkina. Rozmowa z kukłą, która zostanie niebawem pochowana, jest majstersztykiem - przede wszystkim aktorskim - potem, nim zejdą się goście żałobni, Tarełkin, by śmierć swoją uprawdopodobnić, wpycha do trumny kilka zgniłych ryb. Tu kończy się teatr, autor miał znakomity pomysł, ale pomysł się wyczerpał, wobec czego autor zaczyna rozprawiać się z reżimem. Ryby jednak cuchną nadal, ten zapaszek śmierci i gnicia unosi się nad całą sztuką, to cuchnie system, to cuchną ludzie systemu. Gnicie nie jest wszakże równoznaczne z kapitulacją, to nie koniec, to dopiero początek, system rozkłada się i trwa, gnije i trwa. Ten gnijący system jest jeszcze dostatecznie silny, potrafi zniszczyć Tarełkina, kiedy ten spróbuje wystąpić przeciw hierarchii i przeciw regułom gry.

System nie wybacza bowiem nikomu, winni są wszyscy, winny jest ziemianin i dozorca, praczka i kupiec korzenny, ten, który coś widział i ten, który o czymś słyszał. Winny jest także Tarełkin, choć ten nie jest, rzecz jasna, bierną i nieświadomą ofiarą Sił Społecznych. Jest jednak przez owe Siły zrodzony - a potem dręczony i torturowany - i choćby dlatego należy mu się odrobina współczucia. Choćby dlatego, że jest, mimo wszystko, draniem heroicznym. Tak, jak sądzę, wyglądał zamysł autorski nienawiść Suchowo-Kobylina zdaje się zwracać nie tyle przeciw Tarełkiniowi ile przede wszystkim przeciwko reprezentantom systemu, konkretnie, przeciwko umundurowanym reprezentantom systemu, przebiegłym i podłym, głupim i okrutnym. Zamysł Bogdana Korzeniewskiego, który "Śmierć Tarełkina" w Teatrze 7.15 inscenizował, wyglądał nieco inaczej, Korzeniowskiego interesował Tarełkin i tylko Tarełkin, podłość Tarełkina i strach Tarełkina, triumf Tarełkina i upadek Tarełkina. Poza Tarełkinem jest jeszcze na scenie stadko głupców, komisarz Och, salutujący nogi cara - batiuszki. Rasplujew, tańczący hopaka przed portretem cara - batiuszki, operetkowi policjanci i operetkowi wierzyciele. Ten balet urzędniczy nie jest jednak ani dostatecznie wstrętny ani dostatecznie przerażający, ten balet jest tylko śmieszny, zaledwie śmieszny, policjant, czekający z utęsknieniem na łapówkę i pożerający ku rozbawieniu publiczności olbrzymie misy z serem, ogórkami i kiełbasą, przestaje być symbolem systemu, staje się symbolem obżarstwa i chciwości. Można, rzecz jasna, brzydzić się systemem, którego reprezentanci grzeszą obżarstwem, ale system taki - nawet w prześladowanych - nie będzie budził przerażenia tylko śmiech.

Wstrętny i przerażający jest w spektaklu Korzeniewskiego tylko Tarełkin, to cuchnące ścierwo wprasza się do naszych mieszkań, oferuje swoje usługi, może być rządcą w majątku, administratorem dóbr, donosicielem w biurze. Strzeżmy się Tarełkina, powiada Korzeniewski, ten żywy trup może nam zagrozić, może nas opętać, może nas zniszczyć i wykończyć, jego pomysłowość jest niewyczerpana, jego przebiegłość nie ma sobie równej, każde z jego dziesięciu przykazań może nas przyprawić o drżenie łydek. Tarełkin jest i Tarełkina nie ma, pojawia się wszędzie i zawsze. Korzeniewski wybrał Rosję i wiek XIX, powiedzmy jednak raczej, to autor narzucił inscenizatorowi Rosję i wiek XIX. Śmierć Tarełkina jest pozorna, umarł w Rosji, pojawi się gdzie indziej, pochowana zostaje zawsze kukła, duch jest natomiast nieśmiertelny.

Rasplujew ma rację, choć Tarełkin nie żyje, nadal zagraża nam widmo, wampir duch nieczysty. Korzeniewski - jeśli tak rzec można - uwierzył Rasplujewowi i Tarełkina zdemonizował (ten zabieg sprzyjał oczywiście aktorowi i Gustaw Lutkiewicz grający - znakomicie!

- Tarełkina, mógł pozwolić sobie na rezygnację z cech drugorzędnych, osadzających postać w wieku XIX; o to, że - chyba wbrew reżyserowi - budził jednak współczucie, trudno go zapewne oskarżać). Myślę, że na postawie Korzeniewskiego zaważyło zresztą nie tylko zdanie Rasplujewa i bardziej znaczący był tu zapewne przykład awangardowej dramaturgii i powieści XX wieku, chętnie przecież demonizującej i stosunki społeczne i bohaterów. Choć, oczywiście, od inscenizatora należałoby żądać konsekwencji. Jeśli już zdemonizował Tarełkina, powinien chyba zdemonizować także i Rasplujewa. A przynajmniej nie powinien kazać mu tańczyć hopaka.

Data publikacji artykułu nieznana.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji