Artykuły

Znacie? Znamy. To oglądajcie, warto

Jestem kibicem Teatru TV na żywo. Bo odchamia. Wszystkim, także kurtyną. I wiarą w człowieka - pisze Piotr Zaremba w UWAŻAM RZE.

Kiedy jednak zacząłem oglądać "Skarpetki opus 124" Francuza Daniela Colasa w reżyserii dyrektora warszawskiego Teatru Współczesnego Macieja Englerta, moim pierwszym odruchem było westchnienie zawodu. Owszem, Wojciech Pszoniak i Piotr Fronczewski to arcymistrzowie. Zagrają wszystko. Ale znowu ten teatr o teatrze! Zaglądanie w bebechy aktorstwu, co przypomina zjadanie własnego ogona.

Naturalnie ci aktorzy szykujący na naszych oczach przedstawienie są też starzejącymi się mężczyznami. To opowieść o ich małościach i lękach. O złych emocjach i samotności. Ale i w tej sferze mamy do czynienia z prawdami, które oglądamy co tydzień przynajmniej kilka razy, nawet w banalnych filmowych komediach. To były pierwsze wrażenia.

A przecież nie mogłem się oderwać, i nie tylko ze względu na wirtuozerię Fronczewskiego oraz Pszoniaka. Teatru w teatrze było tam tak naprawdę niewiele (poza postawionym nienachalnie i bez konkluzji pytaniem o sens teatralnych eksperymentów). A ludzka historia nawet jeśli w ogólnych zarysach przewidywalna, urzekała. Nie trzeba się dowiedzieć czegoś naprawdę nowego, żeby zacząć dzięki takim sztukom myśleć, a przede wszystkim odczuwać.

W tej opowieści o facetach, którzy się nie cierpią, żeby odszukać jakiś rodzaj porozumienia, można nawet znaleźć trochę dydaktyki. I co z tego? Nie jest nam potrzebna? Nie gubimy na co dzień drogowskazów? Czy hałaśliwy, pogrążony w chaosie świat nie zwiększa tego pogubienia? Mądry, zajęty człowiekiem teatr nie może nam pomóc w odnalezieniu kierunku?

Teatr Współczesny pamiętam z czasów jego autentycznej wielkości, z lat 70., gdy byli tam Halina Mikołajska, Czesław Wołłejko, Henryk Borowski, Barbara Krafftówna. W przerwie spektaklu jego obecni aktorzy zachwalali jego teraźniejszość. Byłem wzruszony, gdy dowiedziałem się, że Marta Lipińska gra tam od... 50 lat. Pamiętam panią Martę jako młodą aktorkę w tamtych dawnych przedstawieniach, w których każdy epizod był tak perfekcyjnie dopracowany, że mógł stanowić temat oddzielnej recenzji.

Krzysztof Kowalewski powiedział, że obecny teatr na Mokotowskiej ma wystawić "Hamleta" "w wersji oryginalnej". Nie w tym sensie, że po angielsku. W tym sensie, że - cytuję Kowalewskiego - nie będzie tam dopisanych piosenek, fragmentów innych sztuk i nikt nie będzie musiał grać na golasa. To najlepsza recenzja stanu współczesnego teatru. Ja wiem, że żądanie od publiczności, aby skupiła się na tekście Szekspira bez kokietowania jej czymś innym, jest trudne. Trochę jak zadanie dla zachodniego księdza, aby pozyskał wiernych nie wygłupami, nie rockową muzyką, a słowem bożym.

Nie wiedziałem, że odkryję w Krzysztofie Kowalewskim bratnią duszę konserwatysty.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji