Artykuły

"Igraszki z diabłem" w Polsce *)

Ludowa komedia poetycka Drdy "Igraszki z diabłem" weszła w krótkim czasie do żelaznego repertuaru czeskiego. Pomimo, że ma za sobą już 4 sezony, kiedy tylko zapowiada ją afisz, z góry wiadomo, że teatr wysprzedany będzie do ostatniego miejsca. Komedia Drdy przeszła z Teatru Narodowego na inne sceny czechosłowackie, zasiliła także repertuar teatrów amatorskich. Obecnie wystawia się to widowisko w Polsce. Przy codziennie wypełnionej widowni gra je Teatr Wojska Polskiego pod dyrekcją Schillera w Łodzi, wkrótce zaś zostanie przeniesiona do Warszawy, gdzie istnieje filia tego teatru, którego pracę poznaliśmy podczas jego miesięcznego pobytu w Czechosłowacji z klasyczną, rewolucyjną sztuką polską W. Bogusławskiego "Krakowiacy i górale".

Polska inscenizacja "Igraszek z diabłem" jest dla nas tym ciekawsza, że chodzi o sztukę typowo czeską, że chodzi o dzieło, które swoje wartości teatralne czerpie ze związków z czeską tradycją ludową, zakładając z góry jej żywą i głęboką znajomość wśród publiczności. "Igraszki z diabłem" stały się wskutek tego naprawdę ludową sztuką i dlatego tym bardziej interesuje nas ich inscenizacja polska. Wydaje mi się, że nie należy oczekiwać od Polaków opracowania czeskiej sztuki w taki sposób, jakbyśmy ją wystawiali u nas; sądzę, że dla naszego wzajemnego poznania się bardziej pouczającą i płodną jest obserwacja, jak Polacy dają sobie radę z rdzennie czeskimi cechami i tradycjami, jak na nie patrzą ze swego stanowiska, pod kątem widzenia własnych tradycji, współczesnego teatru polskiego i współczesnej polskiej publiczności. Celem wzajemnej wymiany wartości kulturalnych nie powinno być chyba przedstawianie naszej publiczności sztuk polskich w taki sposób, jak gdyby miały przemawiać nie do publiczności czeskiej, ale do polskiej - i na odwrót. Na pewno zaś naszym wspólnym zadaniem jest tak szybkie i tak głębokie wzajemne poznawanie i przenikanie się naszych kultur, aby w świadomości kulturalnej publiczności naszej i polskiej, wzrastało zrozumienie i potęgowała się znajomość tradycji i specyficznych cech drugiego narodu. Przez pewien czas będziemy niewątpliwie musieli walczyć ze skutkami izolacji, zwłaszcza ostatnich dwudziestu lat, gdy nasze narody, tak sobie bliskie, właściwie nie znały się należycie, jeśli nie mamy tego nazwać jeszcze silniejszym słowem. Jest oczywiste, że środkiem porozumienia może być tylko taki teatr, który potrafi widzów porwać, zainteresować, by poprzez oddźwięk wśród publiczności przesączać w jej krew również cechy drugiego społeczeństwa, potęgując w ten sposób ogólną świadomość kulturalną, naszą i polską.

Te właśnie zagadnienia uświadomiliśmy sobie, gdy przez dwa wieczory obserwowaliśmy charakterystyczną "tylowską"**) komedię czeską, wystawioną przez polskich aktorów i polskiego reżysera dla polskiej publiczności. Właśnie dlatego, że w wypadku rozkosznej ludowej krotochwili Drdy chodzi o zetknięcie się dwu tradycji, i to nie tylko teatralnych, jest niesłychanie ciekawe, a dla wzajemnego poznania pouczające, śledzenie przemian, jakim ulega sztuka Drdy w polskiej wersji.

Przede wszystkim stwierdźmy, że "Igraszki z diabłem" w Łodzi są wspaniałym wieczorem teatralnym, że są grane z temperamentem, żywo, że razem z roześmianą widownią bawiliśmy się z całego serca i że - podobnie jak wypełniona sala teatru łódzkiego - po chwilowym zaskoczeniu oklaskiwaliśmy sztukę w miarę kolejnych aktów coraz goręcej. Leon Schiller - to indywidualność, wybitny twórca w dziedzinie teatru. Wielka siła jego reżyserskiej wyobraźni przenika zarówno strukturę jak i postacie sztuki, wyznaczając im miejsce zgodne z planem reżysera w wytwarzaniu rytmu inscenizacji. Rękę reżysera - w całości i w szczegółach sztuki - znać wszędzie bardzo silnie, wszędzie czuje się jego bogatą wyobraźnię, pomysł ściga pomysł, jedna po drugiej wartość zostaje kolejno wydobyta zależnie od tego, jakie ta lub owa scena posiada znaczenie dla rytmu inscenizacji. Akcja na scenie posiada bowiem własną i silną logikę, której wyrazem jest zrytmizowanie ruchu a nawet mowy, zaś z rytmizacją akcji scenicznej zharmonizowana jest również gra barw na scenie od świateł aż do kostiumów. Podstawowym elementem schillerowskiej inscenizacji "Igraszek z diabłem" jest stylizacja, wynikająca z określonej jednolitej koncepcji komedii i do niej przystosowana, jak i przetwarzająca jednolicie na swój użytek znaczenie szczegółów.

Jakąż jest ta koncepcja Schillera? Spróbuję opisać - przynajmniej w ogólnych zarysach - łódzkie przedstawienie.

Widowisko rozpoczyna huczna muzyka jarmarczna, a żółta, prymitywnie malowana kurtyna oznajmia ręcznym, koślawym napisem, że będą grane "Igraszki z diabłem". Wrażenie prymitywizmu kurtyny kojarzy się z wrażeniem wywołanym przez dekoracje: las, w którym odbywa się akcja pierwszego obrazu, składa się z pojedynczych, jak gdyby dziecinną ręką powycinanych drzewek, stylizowanych w sposób teatralnie umowny, sposób, dla którego nie odgrywa roli, jeśli malarz obdarzy drzewko choćby nawet czerwoną barwą. Owe drzewka tworzą stałe ramy wielkiej sceny, w środku której mała scena obrotowa zmienia - równie prymitywnie i fantazyjnie oznaczoną - chałupę zbója na pustelnię, diabelski młyn, niebo i piekło, przy czym w piekle zmienia się odpowiednio także dekoracja ramowa. Jest to dekoracja umyślnie nierealna i Schiller odsłania przy jej pomocy zarówno tworzywo jak i technikę sceny obrotowej. Autorem dekoracji jest Otto Axer, przedstawiciel młodszej generacji ludzi teatru, żyjącej jeszcze w pełni pozostałościami niedawnej rewolucyjnej, antyrealistycznej awangardy. Z prymitywizującym podkreśleniem cech umownych i potęgowaną teatralnością dekoracji harmonizuje samo przedstawienie. Różni się ono zasadniczo od naszej inscenizacji wskutek decydującego w polskim ujęciu udziału muzyki. Motywy czeskich pieśni ludowych stanowią element łączący poszczególne obrazy, z piosenką na ustach lub tańcząc wchodzą osoby na scenę, muzyka towarzyszy akcji, wzmaga napięcie, względnie liryzuje dialog, zastępuje straszenie, głosy ptaków, wywołuje atmosferę piekła, stanowi zakończenie aktów. Muzyki jest wiele, wiele pieśni i tańców; rozbrzmiewają czeskie melodie i nieustannie powraca rytm polki, która jest podstawowym pierwiastkiem polskiej inscenizacji. W muzyce tej jest wiele humoru, Schiller z upodobaniem - i rafinowanie - igra z prostymi ludowymi typami Drdy, stylizując ich ruch i mowę w rytm melodii, z jaką zjawiają się na scenie. Nie są to jednak tylko melodie czeskie - tak np. bardzo francuska, a mało czeska, rozkoszna księżniczka wbiega lekko na scenę tańcząc menueta. Komedia Drdy nabrała w ten sposób charakteru wesołej sztuki ze śpiewami i tańcami. Nie stanowi to oczywiście żadnej zasadniczej zmiany charakteru "Igraszek". Przeciwnie, zdaje ma się, że możliwość rozszerzenia udziału muzyki aż do ról śpiewanych i tańczonych, jak w sztukach Tyla (albo jakeśmy widzieli w inscenizacji Schillera sztuki Bogusławskiego "Krakowiacy i górale" podczas pobytu Teatru Wojska Polskiego w Czechosłowacji) leży u podstaw komedii Drdy i zależy od ludzi teatru, w jakim stopniu wykorzystają tę okazję. W Łodzi zabawność i żywość komedii Drdy tylko przez to wzrosła. Muzyki jednak używa Schiller w innym sensie i innych celach, niż to się zdarza w jakiejkolwiek inscenizacji czeskiej; muzyka jest dla niego środkiem stylizacyjnym.

Przypatrzmy się aktorom. Sztuka rozpoczyna się wystąpieniem rozbójnika Sarka Farki. Ten tęgi, bogaty i wygodny zbójca napada na podróżnych z pewnego rodzaju profesjonalnie ponurą miną i swoje groźby i strachy mamrocze mechanicznie. Powtarza aż do znudzenia w kółko to samo, nie mogąc zdobyć się w swej rozbójniczej działalności na prawdziwą namiętność. Ten polski rozbójnik rabuje już niejako tylko z przyzwyczajenia, samego go to już nudzi. Polski rozbójnik (Stanisław Łapiński) różni się od naszego rozbójnika w interpretacji Vojty głównie tym, że właściwie nikomu nie chce napędzać strachu. On tylko gra, że straszy podróżnych. Jest nawet zbyt leniwy, by rabować. Kiedy w końcu zostaje ukarany, a Marcin Kabat przedstawia mu okropności piekielnego łoża, które jest dla niego przygotowane "na dole", udaje znów, że się boi, w końcu udaje, że żałuje. Aktor panuje nad rolą, parodiuje ją, w kilku miejscach wprost wychodzi z niej i gestem albo mrugnięciem oka mówi publiczności, że chodzi o teatr, a nie o "prawdziwego zbója". I ten parodystyczny ton, który cechuje już pierwsze wystąpienie, jest zasadniczy dla dalszego rozwoju inscenizacji Schillera.

Doskonały i podbijający publiczność pustelnik w ujęciu Kazimierza Dejunowicza stanowi karykaturę każdej afektowanej ascezy, demaskuje ją jako komiczną świętoszkowatość. Im więcej na zewnątrz zaznacza swe wyrzeczenie, tym chciwiej rzuca się na jakiekolwiek korzyści. Ów polski pustelnik porusza się niepewnie, równie niepewnie mamrocze swoje modlitwy; ledwie księżniczka zaczyna marzyć o swym wyśnionym młodzieńcu - nadstawia się do pocałunku, a kiedy w rozkosznej scenie rozpasanych zmysłowych widziadeł usiłują go kusić trzy podstarzałe, o bujnych kształtach piękności w "pikantnych" kostiumach - tańczy z nimi kankana w podobnym rytmie, w jakim mamrotał swoje modlitwy. Jest to groteskowa karykatura a zarazem sąd nad tą postacią. Księżniczka w ujęciu Barbary Fijewskiej - to rozkoszna dziewczyna o romańskim temperamencie, coś jakby współczesna królowa piękności z jakiegoś konkursu filmowego. Jest to przyjemne stworzenie, którego śliczny kostium, przebłyskująca złota korona i olbrzymie rzęsy wywołują wrażenie pszczółki. W jej tęsknocie za młodzieńcem jest wiele dziecinnej niewinności tak dobrze granej, że kiedy w czwartym akcie sztuki Drdy kończy się jej rola - widownia odczuwa prawdziwy żal za tą postacią. W polskim przedstawieniu nie ginie, zjawia się ponownie w zakończeniu, a mianowicie w towarzystwie szewczyka Dratewki, za którego ją tu w Polsce wydano za mąż.

Świat piekielny jest podany w sposób bliski naszemu: znów najwięcej wesołości budzi piekielny mariasz, w którego grają starzejący się weterani O m n i m o r (Lech Ordon) i K a r b o r u n d (Zdzisław Lubalski), pierwszy wskutek swego nieróbstwa wypasiony na podobieństwo tucznego prosiaka, drugi twardy i niezgrabny, jak imię, które nosi. Diabeł L u c i u s (Henryk Borowski) - to elegancki cynik, doktór S o l f e r n u s (Wł. Staszewski) w napoleońskim kapeluszu - to skrzeczący intelektualista, a książę piekieł Belzebub (Wł. Grabowski) stworzony przez Drdę na podstawie żywego wzoru najwyższej figury z czasów Protektoratu, ma w Polsce postać dystyngowanego germańskiego arystokraty z monoklem w oku, któremu pokręciło się zupełnie w głowie, ale który w dalszym ciągu, jak gdyby nigdy nic, kultywuje mniemanie o swojej rzekomej wyższości.

Świat aniołów jest jedną wielką karykaturą. Taką karykaturą jest nie tylko anioł Teofil (T. Woźniak), lecz cały szereg aniołów, wobec których Teofil jest jakby jakimś kapo. Jeśli chodzi o ten świat właśnie, to my, Czesi, odczuwamy tu największe odchylenie od sensu, jaki przykłada się u nas do zjawisk anielskich. Zamiast naszej naiwnej poetyckiej powagi, zamiast ludowego humoru, który w ciężkiej chwili z całym sentymentem wyobraża sobie aniołów jako posłów dobra i sprawiedliwości, zamiast takiego wyobrażenia, inscenizacja Schillera podaje groteskę, poczynając od muzyki anielskiej, poprzez stylizowane saboty, rokokowe peruki anielic i słomiane kapelusze aniołów, kończąc na tym, że anioł Teofil po załatwieniu swego poselstwa zapala papierosa i wsadza ręce w kieszenie.

Wśród tych parodiowanych figurek dwie postacie zachowują nieco więcej nieskarykaturowanej ludzkiej treści. Kasia (Zdz. Życzkowska) jest trochę starsza i tęższa, niż ją sobie wyobrażamy, ale poza tym posiada tyle temperamentu i energii, ile powinna ich mieć kobieta starsza, ale hoża i jeszcze nie mężatka. Ale i jej tęsknoty miłosne są lekko spersyflowane, tak że jedyną postacią kontrastującą z tym całym wesołym, bujnym potokiem baśniowych karykatur jest Marcin Kabat. Gra go Feliks Żukowski z odpowiednią dozą prostoty i prostolinijności, jaka cechowała też w naszej inscenizacji zdrową, uczciwą i bezpośrednią kreację Jarosława Pruchy, dla którego zresztą Drda napisała rolę Kabata. Polskiego aktora charakteryzuje większe dostojeństwo zewnętrzne, które mcżna by nazwać "elegancją". W porównaniu z naszym Kabatem - polski jest zewnętrznie bardziej gładki. W zasadzie jest to ten sam typ sympatycznego człowieka o szerokim geście i spokoju wewnętrznym. Rola, jaka przypadła Kabatowi w ujęciu Schillera, jest zupełnie odmienna niż u nas. Walczy on tylko pozornie i od początku wiadomo, że zwycięży, ponieważ ma do czynienia z parodystycznymi przeciwnikami. Nie musi też zużyć tyle sił do walki, co odbija się znów na samej postaci, która staje się wyraźnie pokrewna Czapka koncepcji wędrowca, obserwatora - lecz nie bojownika.

Teraz - kiedy spróbowaliśmy opisać w kilku zasadniczych rysach, jak Teatr Wojska Polskiego w Łodzi gra narodową i ludową komedię Drdy - warto scharakteryzować inscenizacyjną zasadę Schillera, którą poprzednio określiliśmy jako zasadę wyraźnej stylizacji. Schiller nie wyszedł i nie mógł też wyjść z owej zasadniczej intonacji, którą mamy we krwi i z której wyrosły "Igraszki z diabłem": w naiwności naszych ludowych sztuk o Dorocie, Saliczce i innych, nie ma pierwiastków karykaturalnych. Na odwrót, ową naiwność odczuwamy poetycko dlatego, ponieważ patrzy ona na świat niezwykle poważnie i realnie. Humor owych wyobrażeń ludowych nie posiada źródła w grotesce i nie kończy się karykaturą, chociaż nie brak w tych ludowych pojęciach o istotach ludzkich, piekielnych i niebiańskich pierwiastków krytycznych, pierwiastków parodii. Człowiek, który je sobie wymarzył, przeważnie ciężko pracował i praca wywołała u niego realny, rzeczowy, bezpośredni i prosty pogląd na rzeczy. Z tej sfery pochodzą baśniowe postaci J. K. Tyla, z pokrewnych źródeł wytryska humor i zrodziła się poezja pogodnej komedii Jana Drdy. Sądzę jednak, że ten sposób inscenizacji jest niemal niemożliwy w innym środowisku niż nasze i że nie należy używać takich kryteriów w ocenie inscenizacji polskiej. Stylizacyjna zasada reżyserii Leona Schillera przesuwa "Igraszki z diabłem" do innej sfery; przesuwa je w kierunku tradycji komedii dell'arte, używa sztuki Drdy jako podstawy do stworzenia jędrnej, wesołej, miejscami burzliwej zabawy teatralnej, czerpiąc przede wszystkim z jej walorów teatralnych i zmieniając ją w barwne, świeże, z temperamentem zagrane widowisko, w którym rozbrzmiewają donośnie wszystkie elementy teatru, poczynając od aktora i jego interesujących, wspaniałych kolorystycznie kostiumów aż po światło, muzykę, kończąc wreszcie na samej technice środków scenicznych.

"Igraszki z diabłem" w inscenizacji łódzkiej zdobyły wielki rozgłos wśród polskiego społeczeństwa. Sztuka idzie codziennie i według wszelkiego prawdopodobieństwa grana będzie jeszcze długo. Jest to dla nas radosny fakt, ponieważ sukces komedii Drdy toruje drogi czechosłowackiej twórczości dramatycznej. Dużą zasługę posiada przy tym piękny, ścisły i oddający ducha przekład sztuki, dokonany przez jednego z najżarliwszych propagatorów naszych wartości kulturalnych, katowickiego pisarza, Zdzisława Hierowskiego. Sądzę, że odmienność polskiego ujęcia typowo czeskiej sztuki jest dla nas i dla naszych polskich przyjaciół niezwykle ważnym doświadczeniem i że właśnie najwięcej uczymy się, obserwując stosunek posiadany wobec charakterystycznych motywów drugiego narodu. Bez wątpienia czeka nas jeszcze wiele pracy, zanim uczynimy nasze wartości kulturalne wzajemnie składową częścią własnej, ogólnej świadomości kulturalnej do tego stopnia, że będziemy mogli - Polacy i my - oprzeć inscenizację teatralnych utworów drugiego narodu o znajomość jego tradycji i jego rozwoju. To jest nasz cel, i łódzkie przedstawienie "Igraszek z diabłem" postawiło go nam żywo przed oczy. Złóżmy więc szczery hołd wielkiemu czynowi Schillera, stanowiącemu początek dalszego przenikania naszej twórczości dramatycznej do Polski. Inicjatywa, wykazana ze strony czeskiej, przywiodła na nasze sceny już większość najważniejszych reprezentantów nowego polskiego dramatu: grano u nas Morstina, Brezę, Hołuja, Szaniawskiego, Choromańskiego, gra się Kruczkowskiego, a w trakcie prób jest sztuka Świrszczyńsikiej. W porównaniu z tym, Drdy "Igraszki z diabłem" są dopiero drugą naszą sztuką na scenach polskich, wkrótce nastąpią dalsze, co będzie o tyle łatwiejsze, że sukces "Igraszek z diabłem" wzbudzi wśród publiczności polskiej zaufanie do czechosłowackiej twórczości dramatycznej.

*) "Narodni Divadlo" nr 8, 1948 rok.

*) Józef Kajetan Tyl (1808 - 1856) twórca czeskiego teatru ludowego, na który składają się wodewile, melodramaty, baśnie czarodziejskie i dramaty historyczne. Do najpopularniejszych należą "Dudarz strakonicki", "Fidlowaczka", "Jan Ziska". W umiejętności splatania świata realistycznego (ludowego) z fantastycznym rywalizować może z Ferd. Raimundem, w wyławianiu komizmu z życia - z Nestroyem. Jak popularne były sztuki Tyla i jak silnie oddziaływały na lud czeski, dowodem, że melodię i słowa hymnu narodowego zaczerpnął on ze "spiewogry" pt. "Fidlowaczka". "Dudarza strakonickiego" gra się w Czechosłowacji po dziś dzień w najrozmaitszych inscenizacjach, ozdobionego muzyką różnych kompozytorów. Istnieje operowa parafraza tego tematu kompozycji Jaromira Weinbergera pt. "Szwanda dudarz", wystawiona na licznych scenach europejskich. W Polsce przed wojną ostatnio grano ją w Poznaniu. Red.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji