Artykuły

Jak u wszystkich innych

"Ala z elementarza" Aliny Margolis-Edelman w reż. Agnieszki Glińskiej Tearu Na Woli w Warszawie. Pisze Marcin Zawada, juror 18. edycji Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.

Od kilku lat Zuzanna Fijewska, nie będąc absolwentką szkoły teatralnej, walczy o swoją pozycję na stołecznych scenach. Zadebiutowała w roli A. z Grodziska w monodramie "Głuchoniemoc" w reżyserii siostry, Natalii Fijewskiej-Zdanowskiej. Potem do "Pawia królowej" zaangażował ją Jacek Papis. Fijewska zagrała z powodzeniem w tych przedstawieniach dwie skrajne role - odpowiednio: szarej myszki, która na pielgrzymce zachodzi w ciążę i Katarzyny Lep - seksualnie nabuzowanej sprzedawczyni w piekarni. Po "Denaturacie" i "Siostrach", obu w reżyserii Fijewskiej-Zdanowskiej, była jeszcze rola w "Kubusiu Fataliście" i jego panu w reżyserii Krzysztofa Stelmaszyka w Teatrze Montownia.

Jak przyznaje aktorka, praca nad "Alą z elementarza" trwała bardzo długo, bo niemal dwa lata. Reżyserka, Agnieszka Glińska, przyniosła aktorce tekst, a następnie podsuwała inne lektury krążące wokół tematyki żydowskiej. Kiedy przystąpiły do prób, Glińska była już po spotkaniu z prawdziwą Aliną, przekopała się przez zdjęcia rodziny Edelmanów i - jak sama deklaruje - otrzymała od niej swoiste błogosławieństwo.

Dziewczyna z rudymi, związanymi w warkoczyk włosami, w szarej spódnicy i jasnym sweterku w delikatne wzory staje pod filarem wśród wchodzącej na salę widowni. Można by pomyśleć, że za chwilę zajmie miejsce wśród innych widzów - niczym się od nich nie różni. Na podeście jest biurko, na którym leży zeszyt, obok niego stoi termos z kawą. W tle połyskuje srebrna zasłona, na której wyświetla się postać dziewczynki ze starej czarno-białej fotografii. Scenografka, Agnieszka Zawadowska, nie próbuje wykreować na scenie entourage'u typowego dla spektakli o II wojnie światowej. Ma być jak najbardziej współcześnie, bo to jest przedstawienie także o tym, jak współczesna dziewczyna widzi tamten koszmarny czas i tamte traumatyczne wydarzenia.

Najpierw słuchamy o jej dzieciństwie, którego beztroskę mąci najpierw pojawienie się na świecie brata - odbierającego dziewczynce uwagę rodziców - a potem romans ojca. Łódź, lata trzydzieste... Kilka lat później Alina zostaje uczennicą szkoły pielęgniarskiej w getcie. Trwa wojna, a ona jest żydówką - nie pierwszy raz jej pochodzenie determinuje to, jak traktu-je ją otoczenie. W podstawówce nie mogła należeć do zuchów, teraz jest w getcie. Zawsze czeka ją jakieś wykluczenie.

Opowieść o przerażającej wojnie widzianej oczami dorastającej dziewczyny, a potem jej wspomnienia przywoływane przez dorosłą kobietę niosą tyle zdarzeń, że można by nimi obdzielić kilka osób: ukrywanie się przed hitlerowcami za szafą, brawurowa ucieczka kilku-letniego brata a potem samej Aliny z getta, następnie powrót za mury, gdzie została jej matka, aresztowanie przez policję. Słyszeliśmy podobne opowieści już nieraz, ale ciągłe przywoływanie podobnych doświadczeń wcale nie osłabia ich siły. Nieustannie robi wrażenie poświę-cenie życia dla innych, choć i tak zginąć mają wszyscy. Wzrusza duma i chęć godnej śmierci - na stojąco...

Bez oceny, bez analizy Fijewska relacjonuje fakty z przeszłości. Ma przy tym poczucie misji, to nie jest zwyczajny tekst, to jest doświadczenie piekła znanej jej, żyjącej postaci. I nie brak Fijewskiej ogromnego taktu, by w życie Aliny Margolis-Edelman wchodzić na paluszkach, nie z butami.

Na mnie największe wrażenie zrobiła scena powojenna. Alina ukrywała się u rodziny, której nadaje przydomek Zezakowie. Znalazła się tam dzięki znajomościom. Zezakowie nie wiedzieli, że Alina jest żydówką - pomagali, jak sądzili - córce polskiego oficera. Po wyzwoeniu Alina z matką odnajdują pana Zezaka na warszawskiej Pradze. Mężczyzna otwiera drzwi, patrzy na kobiety i zatrzaskuje drzwi z powrotem. Bez słowa.

Powojennego ciągu dalszego w "Ali z elementarza" nie ma. A przecież za chwilę przyjdzie rok 1968 i trzeba będzie wyjechać z kraju. Przedstawienie kończy się zdaniem "I na pozór toczy się to tak, jak mogłoby się toczyć u wszystkich innych ludzi". I to jest zdanie klucz do przedstawienia.

PS. Szata graficzna plakatów do przedstawień Teatru Na Woli może się podobać lub nie, jest jednak w stołecznym krajobrazie wyjątkowo zauważalna. Dobrze się stało, że w przypadku tego przedstawienia zrezygnowano z wyrazistej formy na rzecz skromnego nieretuszowanego zdjęcia dziewczyny trzymającej fotografię w ramce.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji