Artykuły

Crash test

"Wnyk" Roberta Jarosza w reż. Bogusława Kierca w Opolskim Teatrze Lalki i Aktora. Pisze Joanna Jopek, jurorka 18. edycji Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.

Może najłatwiej byłoby mówić o opolskim "Wnyku", ujmując rzecz w ramie społecznej diagnozy, opowieści o trudnym czasie dojrzewania czy refleksji o kolejnym pokoleniu. W stronę bardziej doraźnej, socjologizującej refleksji zdają się kierować uwagę pomysłodawcy projektu, wyraźnie nastawionego na społeczno-medialną dyskusję, którego tylko częścią jest przedstawienie (spektakl łączy się z pokazem wyprodukowanego przez opolską telewizję filmu dokumentalnego Sylwii Nieckarz o młodzieży z ośrodka poprawczego). We "Wnyku" wszystko to się - owszem - mieści, spektakl jednak przewrotnie te formuły rozsadza, lekko się od nich uchyla, nie dając łatwo przyszpilić okrągłym uogólnieniom. To teatr młodzieżowy, ale bez moralizatorskiego zadęcia czy nawet wyraźnego zacięcia pedagogicznego. I - co chyba ważniejsze - także bez protekcjonalnego "zrozumienia", pochylenia nad "buntem młodości" albo - z drugiej strony - chęci przypodobania się widowni.

Jeśli jest to spektakl "społeczny", to w mniej oczywistej (i bardziej intrygującej) wykładni. Chodzi o próbę uchwycenia momentu, w którym jeszcze rama społeczna nie została zaakceptowana, tożsamość nie do końca ustalona, a oczywistość życiowych scenariuszy - może być znienacka podważona. Taką perspektywę otwiera ciągle organizujący na nowo sposoby tożsamościowej narracji, rozedrgany wewnętrznie i przewrotnie poetycki tekst Roberta Jarosza: opowieść o siedemnastolatku, który zapragnął (na jawie, w fantazji czy pod wpływem utraty przytomności - różnica jest niewielka, pragnienie jedno) wypisać się ze społecznego świata. Chwila przed wkroczeniem w dorosłość to ostatni możliwy moment, kiedy testuje się na własnej skórze granicę, do jakiej można siebie i innych doprowadzić. Kiedy można mierzyć się ze sprawami i słowami, na które, jak mówią rodzice głównego bohatera, jest "zawsze za wcześnie i zawsze za późno". Bo tak powstałe znaki zapytania mogą być - ze społecznego punktu widzenia - niebezpieczne, rozsadzające, niewygodne. I - jak "młodzieżowy" spektakl Bogusława Kierca - nieoczekiwanie drapieżne.

Kierc podejmuje bowiem odważnie i z nerwem żywioł tekstu Jarosza, nie starając się rzeczy uprościć czy poskładać, a - wręcz przeciwnie - znajdując odpowiedź na tę odmowę bycia-w-opowieści, rozbicie i rozstrojenie narracji w materii scenicznej, w szczególności zaś w możliwościach teatru lalek. Kluczowe dla tej realizacji wydają się dwa gesty inscenizatora. Po pierwsze, traktuje się tu tekst Jarosza jak stelaż, ruchome rusztowanie jawnie wytwarzanej historii (osadzonej w minimalistycznej scenograficznej instalacji - fantazji na temat pułapki-basenu), przekazywanej jak pałeczka z rąk do rąk, od aktora do aktora, poddanej - także dosłownie, w czasie otwartych prób przed premierą - dyskusji, procesowi dokładania improwizacji i pamięci własnych doświadczeń przez młodych uczestników. Po drugie: niepewny status opowieści (i - co równoznaczne - tożsamości bohaterów), tak ważny dla Jarosza, zyskuje się tu bez trudu, dzięki rozdwojeniu postaci na aktorów i lalki, rozbiciu wyraźnie akcentowanym i udatnie - w kontekście rozmowy o wytwarzaniu tożsamości - wykorzystanym.

Nie wspominałabym o metodzie pracy nad tekstem, gdyby nie to, że zdaje się ona tłumaczyć zaskakującą pojemność i otwartość "Wnyka". Trudno podążać za jego "akcją" (bo ta rodzi się wciąż na nowo, nie może ruszyć z miejsca, raz po raz reorganizuje się, wracając bezradnie do frazy otwierającej: "rzecz dzieje się w mieście"). Łatwiej natomiast wraz z nią (jak za odgłosami tłocznego basenu, przechodzącymi w transowe rozległe elektroniczne pejzaże; świetne opracowanie muzyczne Jacka Wierzchowskiego) popłynąć w rejony dawno zagrzebanych ułamkowych przypomnień i nieoczekiwanych przyszpileń. Odbywa się tu ciągłe testowanie, rozbijanie na cząstki pierwsze najbardziej elementarnych relacji/różnic: dziecko-rodzic, kobieta-mężczyzna, słabszy-silniejszy, ja-inny, człowiek-zwierzę. Tam właśnie toczy się "Wnyk": między grą w wytworzenie opowieści, chętnie, z dużą dozą swobody i zespołowości, bezpretensjonalnie podejmowaną przez aktorów w ostentacyjnie pastelowej, sentymentalnej dekoracji a znienacka się pojawiającymi ukłuciami: jakieś ekstremum emocji, coś niesłychanie brutalnego w nieoczekiwanym momencie, jedno wulgarne zdanie, nagłe tąpnięcie w skrajnie sformalizowanej narracji, czy chwila bezsensownej i bezinteresownej agresji.

Pomyślany bardzo bezpretensjonalnie i profesjonalnie wykonany spektakl Kierca jak najdalszy jest od naiwnej pogadanki o/dla młodzieży - stanowi natomiast intrygującą próbę przeprowadzenia rodzaju wiwisekcji (w przypadku młodszych odbiorców) albo powrotu (w przypadku starszych) do pierwszych elementarnych doświadczeń. Próbę "crash testu" pułapki społecznej, przeprowadzanego na wszystkich poziomach spektaklu: od pokawałkowanej tożsamości bohaterów, przez rozbicie historii scenicznej po percepcyjne rozstrojenie odbior-ców. Na uwagę zasługuje przede wszystkim nieoczekiwana i nieoczywista energia tego spektaklu, poważne potraktowanie widowni i - wreszcie - pełen profesjonalizm wykonawczy zespołu opolskiego Teatru Lalki i Aktora.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji