Artykuły

Madonna na scenie

Evitomania dotarła do Trójmiasta. Za sprawą zespołu Andrzeja Korwina - reżysera gdyńskiego spektaklu, słynny musical "Evita" Andrew Lloyda Webbera i Tima Rice'a zagościł na scenie Teatru Muzycznego.

Evita Peron (1919 - 1952), kabaretowa śpiewaczka o wątpliwej, jak twierdzili złośliwi, konduicie, stała się świętą za życia. Wywodząca się z biedoty dziewczyna, dzięki małżeństwu z prezydentem Juanem Peronem, z dnia na dzień awansowała na Pierwszą Damę Argentyny. Nie pozostając w cieniu męża - dyktatora, potrafiła Evita sprawować funkcje ministra zdrowia i ministra pracy, niosąc pomoc biedocie i inwestując w oświatę.

Argentyńscy descamisados uznali żonę dyktatora za swoją protektorkę, wynosząc jej postać w sferę ucieleśnionego ideału dobroci i piękna... Co samej Evicie nie przeszkadzało zresztą w bezpardonowy i często okrutny sposób rozprawiać się z krajową opozycją. Małżeństwo Peronów uchodziło za wzór rodzinnego szczęścia, choć w rzeczywistości była to raczej polityczna koalicja. Gdy w wieku 33 lat Evita Peron umarła na raka, argentyńskie pospólstwo uznało ją za świętą i swoją patronkę... Niezwykły splot politycznych intryg, ludzkich słabości, cierpienia i miłości, wpisany w niezwykłą historię żony argentyńskiego dyktatora od lat inspirował artystów. Musical Webbera i Rice'a jest szczytowym przejawem tej fascynacji.

Wystawiony na gdyńskiej scenie premierowy spektakl to przedstawienie jednej roli - czyli Doroty Kowalewskiej jako Evity.

Poczynając od pierwszej ekspozycji - po rozpoczynającej musical scenie w kinie, gdzie podczas projekcji widzowie dowiadują się o śmierci żony Perona, a ona sama niespodzianie objawia się w nieziemskiej poświacie, śpiewając nieśmiertelny już song "Dont Cry For Me Argentina", przez wszystkie kolejne odsłony, Dorota Kowalewska jest na scenie osobowością zdecydowanie najbardziej magnetyczną.

Odtwórczyni głównej roli stwierdziła przed premierą, iż chce zagrać "fascynującą kobietę o ciężkim nieraz charakterze" - i udało jej się to. Śpiewając wysoko ustawionym głosem o niebanalnej barwie i imponującej sile emocjonalnej ekspresji, potrafiła Kowalewska swoją sztuką przekonywująco wyrazić miłość, radość, smutek, cierpienie... W pamięci widzów z pewnością pozostanie na długo szlagwort musicalu, czyli wspomniany temat "Nie płacz po mnie, Argentyno", przedstawiony także na bis.

Piotr Gulbierz jako Juan Peron zaprezentował rzetelne przygotowanie do roli, nieco kłopotów miał za to Tomasz Steciuk jako Che - czyli komentujący sytuację spersonifikowany "wyrzut sumienia" Evity. W początkowej części spektaklu podczas partii śpiewanej szybko i forte, do widowni na skutek kłopotów z emisją głosu docierał, niestety, wokalny "zlew".

Podobne kłopoty miewali aktorzy wykonujący fragmenty chóralne. Zbyt często trudno było zrozumieć słowa śpiewanych grupowo tekstów. Kłopot nie leży chyba w marnej akustyce teatralnej sali, skoro chór dzieci z drugiej części spektaklu był czytelny i czysto podany. W ekspozycji "szalonego" Buenos Aires zaszwankował także balet, który jak na zespół profesjonalny, zbyt często "rozjeżdżał się" synchronicznie podczas wykonywania skomplikowanych układów. Choć trzeba przyznać, że ten sam układ taneczny powtórzony na bis - zapewne dzięki "wyluzowaniu" wykonawców, wykonany został zdecydowanie lepiej - co też publiczność nagrodziła rzęsistymi brawami.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji