Artykuły

Gdyńska Ewunia

Na "Evitę" w Teatrze Muzycznym trzeba się wybrać koniecznie dla rewelacyjnie śpiewającej Doroty Kowalewskiej w roli Evy Peron i z powodu Tomasza Steciuka, który swoim Che udowodnił, że jest najlepszym aktorem w zespole Macieja Korwina.

Przedstawienie otwiera scena w kinie - grupa ludzi ogląda film. Projekcja zostaje przerwana, z głośników rozlega się przygnębiony głos, zawiadamiający o śmierci Evy Peron, pierwszej damy Argentyny. I choć to historia jej życia i kariery jest osią libretta Tima Rice'a, nie Evita jest w tym przedstawieniu najważniejsza. Na plan pierwszy w spektaklu Macieja Korwina wysuwa się inna postać. To Che grany przez Tomasza Steciuka. Postać owiana tajemnicą i to za sprawą autorów musicalu - Andrew Lloyda Webbera i Tima Rice'a, którzy do końca nie ujawnili, czy chodziło im o słynnego latynoskiego rewolucjonistę Ernesta Guevarrę, zwanego Che, czy po prostu o jakiegokolwiek mężczyznę, faceta, którego w południowoamerykańskim slangu określa się jako "Che".

W gdyńskim spektaklu Tomasz Steciuk z całą pewnością nie gra rewolucyjnego przywódcy, lecz charyzmatycznego młodzieżowego idola z rockową biografią. Steciuk w roli Che prowadzi przedstawienie, zapowiada rozwój wypadków, komentuje na bieżąco ich przebieg. Prawie cały czas obecny jest na scenie. Ma na sobie luźne spodnie, marynarkę i szalik, jakby wpadł tu na chwilę z widowni. Przemierza scenę szybkim krokiem, z rękoma w kieszeniach. Śpiewa tak, jak śpiewają liderzy rockowych kapel: mocnym głosem, dynamicznie, z zaangażowaniem, drapieżnie. To jedyna postać, która w zdecydowany sposób nie godzi się ze sceniczną rzeczywistością. To on, z satysfakcją wykrzykuje w scenie pogrzebu Evity prawdę o niej. Tak zbudowana postać Che jest jednym z dwóch nawiązujących do naszej współczesności elementów. Drugi pojawi się dopiero w finale, w którym znów ujrzymy kinową salę. Tym razem jednak sceniczna publiczność ogląda gdzieś w Buenos Aires film Alana Parkera, bo z głośników sączy się piosenka "You must love me" w wykonaniu Madonny.

Evitę gra Dorota Kowalewska, aktorka, będąca w Teatrze Muzycznym od ponad dziesięciu lat (wliczając w to lata nauki w studiu wokalno-aktorskim), której po serii epizodów dano nareszcie szansę w postaci trudnej, ale wdzięcznej dla aktorki roli. Kowalewska musi pokazać swoją bohaterkę na przestrzeni osiemnastu lat, czyli od momentu, gdy Eva ma lat piętnaście, aż do śmierci w wieku trzydziestu trzech lat. Zdecydowanie najsłabiej wypada w pierwszych scenach, kiedy jako prowincjonalny podlotek wyjeżdża do Buenos, gdzie rozpoczyna artystyczną drogę, uwodząc kolejnych panów. Aktorka lepiej radzi sobie jako dojrzała już Eva, u boku - upolowanej dzięki wrodzonemu sprytowi zdobyczy - Juana Perona (fatalnie obsadzony w tej roli Piotr Gulbierz, aktor dramatyczny, a nie śpiewający). Dorota Kowalewska bardzo dobrze nosi kostium (zwłaszcza piękną suknię bordo i białą w finale), w kapelusikach wygląda prześlicznie. Ale gra tak, jakby w życiu jej postaci nic się nie zmieniało. Obnosi po scenie wyprostowaną jak struna sylwetkę i kamienną twarz, ożywia się dopiero gdy śpiewa.

Nie żegnaj mnie, Argentyno

Tak brzmi w tłumaczeniu Andrzeja Ozgi tytuł najsłynniejszej, przebojowej piosenki musicalu. Słyszymy go we fragmentach już na początku przedstawienia, kiedy to na wieść o śmierci Evity jej biała sylwetka pokazuje się na szczycie schodów (Evita zmartwychwstała?). Potem szlagier rozbrzmiewa jeszcze kilkakrotnie, m.in. w scenie wiecu przedwyborczego, kiedy Kowalewska śpiewa go wysoko, ponad głowami wpatrzonego w nią "ludu Argentyny". I to jak śpiewa! Jej głos rozsadza scenę i widownię, wydostając się na plac Grunwaldzki. Jest w nim to, co trzeba: od momentów lirycznych, po przeszywający dramatyzm.

Dzięki premierze "Evity" okazało się, że w Teatrze Muzycznym przez ładnych parę lat marnował się wokalny talent. Słuchając numerów solowych w wykonaniu Doroty Kowalewskiej i Tomasza Steciuka, utwierdzamy się w przekonaniu, że w musicalu nie aktorstwo "pierwszoligowe" jest najważniejsze, ale muzyka i piosenki. Dlatego tej "Evity", mimo rozmaitych zastrzeżeń, będę bronić. Zaznaczyć jednak trzeba, że ten musical (pomijając jego społeczno-polityczny temat) jest dość dziwny. Brak tu piosenek szybko zapadających w pamięć, jest tylko jeden hit i tylko cztery wyraziste postacie (poza Evitą, Peronem i Che jest jeszcze artysta estradowy Magaldi). Nie ma też, jak w większości musicali, zdecydowanie zarysowanego wątku miłosnego. Muzyka, której korzenie sięgają oratorium, też do łatwych nie należy. Trzeba jej długo słuchać, żeby się rozsmakować. Ale warto.

Schody, schody, schody...

Może nie jak w Casino de Paris, ale prawie. Schody wypełniają większą część sceny, stanowiąc główny element scenografii Grzegorza Małeckiego. Po nich wspinają się, zbiegają lub schodzą artyści i na tym właściwie (jeśli idzie o główne postaci) skupia się ruch sceniczny. Schody obejrzeć można w całej krasie dzięki obrotowej scenie. Na szczycie schodów, po bokach, u ich dołu tańczy balet. To na nim skupił uwagę choreograf Henryk Konwiński (wybitny fachowiec, związany jednak głównie ze sceną operową), przygotowując coś na kształt karnawału w Rio, niestety. Jeśli są schody, muszą być pióra. I są. Poza nimi, tancerki mają bardzo długie nogi i bardzo kolorowe kostiumy. Feeria barw, świateł, szampańskiej zabawy. Mnie to nieco raziło. Tak jak raził martwy tłum udający argentyńską biedotę, co jakiś czas tylko wyrzucający zaciśnięte pięści do góry - wszak dyktator Peron wzorował się na włoskim duce. Komicznie też wypadł balet męski (w postaci ubranych w garnitury i kapelusze panów), jako żywo przypominający ten z filmu "Halo, Szpicbródka" (numer pt. "Dintoira"). Pomysł ze schodami jako banalnie prostym i oczywistym symbolem robienia kariery, powtórzony na plakacie Andrzeja Pągowskiego uważam za bardzo udany. A Jerzemu Snakowskiemu ściskam dłoń za zredagowanie arcyciekawego programu, przygotowanego w konwencji pamiętnika niejakiej Lucii, Argentynki, modlącej się, jak większość jej rodaków, do madonny slumsów - Evy Peron, zwanej pieszczotliwie Evitą, czyli Ewunią.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji