Artykuły

Aktor to nie zawód

- Przywiozłem tę sztukę z Paryża specjalnie z myślą o duecie z Piotrem Fronczewskim. Mam słabość do sztuk o teatrze. Wiem jak trudno napisać dobry, mądry tekst na ten temat - mówi WOJCIECH PSZONIAK przed poniedziałkową transmisją spektaklu "Skarpetki, opus 124" w Teatrze TV.

Z Wojciechem Pszoniakiem [na zdjęciu w "Skarpetkach, opus 124"] rozmawia Joanna Derkaczew:

- Nie będziemy chyba rozmawiać o zawodzie aktora?

Napisał pan z Michałem Komarem książkę "Aktor" o aktorstwie, uczy aktorstwa w Akademii Teatralnej, teraz w spektaklu "Skarpetki, opus 124" z Piotrem Fronczewskim gracie aktorów przechodzących smugę cienia...

- Nie uważam się za "zawodowego aktora". Zawodowy ma być pilot samolotu, chirurg, budowniczy mostów. Poeta, ksiądz to nie zawód, to coś więcej. U artysty warsztat jest konieczny, ale nie wystarcza. Trzeba dbać o szereg rzeczy znacznie trudniej uchwytnych. Na przykład stosunek do wartości. Udział w miernych, pozbawionych ambicji produkcjach, na przykład w głupich sitcomach telewizyjnych, nie jest bezkarny. Pozostawia ślad. Sztuka aktorska to także odwaga zadbania o własną kondycję moralną, psychiczną, emocjonalną. Ja, kiedy czuję, że za dużo gram w teatrze i zaczynam się zużywać - przerywam. Zajmuję się przez jakiś czas czymś innym. Czytam, podróżuję, wymyślam przepisy kulinarne, słucham muzyki. Uzupełniam to, czego mi akurat brakuje, by być nie tylko rzemieślnikiem, ale przede wszystkim samoświadomym, pełnym człowiekiem. Inaczej nie czułbym się aktorem, ale "produktem" czy wytwórcą "produktów". Przynajmniej tak rozumiem etos aktorski i to próbuję przekazać swoim studentom.

Tego się nie da nauczyć.

- Dokonywania właściwych wyborów może nie da się nauczyć. Ale dobry, mądry teatr daje okazje do rozmów o rzeczach istotnych, ważniejszych niż, jak wymówić to słowo". Sztuka "Skarpetki, opus 124" dotyczy niby dwóch starzejących się aktorów i ich niepokojów zawodowych. Ale po spektaklach często przychodzą do nas ludzie i mówią że odnaleźli siebie w tej sztuce. Choć nie są aktorami.

Co było im bliskie?

- Poczucie osamotnienia. Rozgoryczenia z powodu sukcesu, który się osiągnęło lub o którym się tylko beznadziejnie marzyło. Przywiozłem tę sztukę z Paryża specjalnie z myślą o duecie z Piotrem Fronczewskim. Mam słabość do sztuk o teatrze. Wiem jak trudno napisać dobry, mądry tekst na ten temat. To musi być pisane przez kogoś, kto czuje i rozumie teatr. Autor "Skarpetek..." Daniel Colas jest reżyserem, dyrektorem teatru, aktorem, dramaturgiem. Podoba mi się też, że tym dramatem nie tylko trafił do widzów, ale też aktorom postawił ambitne zadanie.

Z Piotrem Fronczewskim gra pan od lat, co mogło być w tym trudnego?

- Z Fronczewskim spotykam się w teatrze po raz drugi, po "Kolacji dla głupca" w warszawskim Teatrze Ateneum. Duet na scenie to najbardziej wymagająca forma teatralna! Duet to też zespół. Wymaga partnerstwa, czujności. Jeśli próbuje się "ukraść spektakl"partnerowi, robi się estrada, kabaret, nie teatr. UJ.

A co pana interesuje w teatrze?

- Interesują mnie takie projekty, które pozwalają mi wypowiedzieć się w jakiejś sprawie. Wyrazić swój stosunek do pewnych wartości i dylematów. Muszę wiedzieć "po co?".

A po co "Skarpetki..."? Temat rozgoryczenia i niespełnienia raczej pana nie dotyczy?

- Ten temat dotyczy wszystkich. Wiem, co to jest porażka i co to jest sukces, ale posiadam "próżność kontrolowaną". Teraz myślę o nowych planach. Pomysły dojrzewają we mnie powoli. Znalazłem ostatnio fantastyczne teksty, pracuję nad nimi spokojnie. Zaraz wyjeżdżam do Francji na zdjęcia do nowego filmu. Mam też zamiar napisać następną książkę.

O aktorstwie?

- O aktorstwie oczywiście. Nie o zawodzie aktora

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji