Artykuły

Oni opanowali sztukę życia w kociej skórze

Na scenie aktorzy muszą zapomnieć, że są ludźmi. Mają zachowywać się i czuć jak koty. W przygotowaniach do tej roli artystom pomogła dr weterynarii, Beata Rudnicka-Brzeźny.

Bohaterami tej niezwykłej muzycznej opowieści są zwykłe dachowce: szare, bure, czarne, młode i stare. Wszystkie spotykają się na podwórzu starej wytwórni filmowej. Tak zaczyna się akcja słynnego musicalu.

Na prawie trzy godziny aktorzy muszą wcielić się w role kotów. Poruszają się jak one, na przygiętych nogach, z palcami ułożonymi jak kocie pazury. Prychają, skaczą, oblizują łapy i śpiewają o kocim życiu. Jest w nim, tak jak w ludzkim, miłość, lęk, przemijanie, nadzieja, wybaczanie... Ale na kocią miarę.

Kiedy na scenę teatru Roma opada kurtyna, publiczność szaleje z zachwytu. Przez kilkanaście minut na stojąco nagradza artystów gorącymi brawami.

- To niesamowite, jak oni grają - mówi dr Beata Rudnicka-Brzeźny, głaszcząc wtulonego w nią czarnego kota. - Jakby ktoś zaczarował scenę. Chwilami zapominałam, że siedzę na widowni. Miałam wrażenie, że patrzę przez okno na podwórze, gdzie harcują i skradają się po dachach prawdziwe koty.

Każda próba była tak wyczerpująca, że marzyli o komorze tlenowej

Angielski poeta Thomas S. Eliot, zakochany w kotach, pisał o nich wiersze. Inny "kociarz". kompozytor Andrew Lloyd Webber, czytając je, pomyślał, że to świetny pomysł na musical. I stworzył do nich muzykę. Tak powstały "Koty". Pierwsza premiera odbyła się 23 lata temu w Londynie.

Odtwórców polskich "Kotów" Wojciech Kępczyński, dyrektor teatru i reżyser musicalu, wybierał spośród tysiąca osób. Przez sito eliminacji przeszli tylko ci najlepiej przygotowani wokalnie, choreograficznie i... kondycyjnie.

Na początek aktorzy musieli... zrozumieć koty. By im w tym pomóc, reżyser zaangażował Beatę Rudnicką-Brzeźny, lekarza weterynarii, znawczynię kociej psychiki. W sierpniu ubiegłego roku odbyły się specjalne warsztaty, na których pani doktor uczyła kociej anatomii, skomplikowanej natury, zwyczajów.

- Według legendy to dzięki Mahometowi kot pada na cztery łapy. To on obdarzył tą umiejętnością swoją ukochaną kotkę Muezzi. Ale w rzeczywistości zwierzak zawdzięcza to... budowie swojego ucha środkowego - śmieje się dr Rudnicka. Cała anatomia kota ma wpływ na jego sposób poruszania się. Jego ruch jest płynny, elastyczny, może skakać wysoko i przemierzać znaczne odległości. Przeciśnie się przez najwęższą szczelinę, bo nie ma obojczyków. Ale choć dobrze znamy kocią anatomię, to nie do końca zgłębiliśmy ich psychikę.

Przez ponad pół roku aktorzy uczyli się, jak być kotami. Praca była fascynująca, ale i wyczerpująca. Do utraty sił powtarzali kocie ruchy. A każdy oznaczał inną emocję. Strach to grzbiet w pałąk, dłonie trzeba zamienić w łapy z zakrzywionymi pazurami. Nawet pozycje, w jakich kot leży, na pozór proste, dla ludzi są nienaturalne.

Ruch kociego ogona jest ważny, bo pokazuje kocie emocje

- Zdecydowanie najtrudniejsze były dla wszystkich próby grupowe - opowiada Natalia Wojciechowska, która w musicalu gra młodą, pełną gracji białą kotkę Wiktorię.

- Wtedy na scenie jednocześnie biega, tańczy, skacze, fruwa, mija się w szalonym pędzie i śpiewa dwadzieścia parę osób. Jeden nieuważny ruch i... kraksa. Nic dziwnego, że na naszych próbach, tak na wszelki wypadek, stale dyżurował lekarz i dwóch masażystów.

- Właściwie każdy z nas wpadł w jakąś "kocią obsesję"- przyznaje Krzysztof Swaczyna, sceniczny Mefistofeliks - czarny kot czarodziej. Ja zacząłem bacznie obserwować swojego domowego kocura. Ale to leń, który głównie śpi na kanapie. Za to gdy tylko widzieliśmy gdzieś na ulicy skradające się koty, próbowaliśmy zapamiętać ich ruchy. To były najlepsze korepetycje! Wszyscy chcieliśmy zagrać swoich bohaterów jak najlepiej. I jak najlepiej zrozumieć ich świat.

Nawet po próbach aktorzy zwracali się do siebie kocimi imionami

W muzycznej opowieści każdy kot na co dzień żyje swoim życiem, a dopiero w "klubie" na podwórzu dzieli się wrażeniami z kocią ferajną. Czy to tylko fikcja, stworzona na potrzeby musicalu?

- W prawdziwym życiu koty też się spotykają, w przerwach między wędrówkami w sobie tylko znane miejsca - mówi dr Rudnicka-Brzeżny. - Po co? Nikt nie wie. Może by opowiadać sobie o doświadczonych przywódcach stada, o smakołykach, które można znaleźć na śmietnikach hotelowych restauracji, czy o losach starej kotki, która marzy tylko o dachach kociego raju, bo inne koty już jej nie potrzebują... Tak jak w tym musicalu, w którym nie ma bohaterów-ludzi. Są tylko zwykłe koty dachowce.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji