Artykuły

Byle czym, byle uczcić

Sądzę, że rocznica urodzin Mikołaja Kopernika jest ostatnim w tym sezonie faktem okolicznościowym, który Teatr Współczesny zobowiązał się uczcić. Osobom decydującym w tej instytucji o repertuarze przypominam natomiast lojalnie, że w przyszłym roku obchodzimy 200-lecie powstania Komisji Edukacji Narodowej. I to jest dopiero okazja, Kopernik był jeden. Za to w komisji działało sporo ludzi i gdyby tak wcześniej zamówić okazjonalne montaże, można by "Portretami" naszych szacownych antenatów wypełnić cały sezon.

Portrety najlepiej przyrządzać według kopernikowskiego wzoru p. Józefa Grudy. W tym celu wziąć należy: trochę faktów prawdziwych, trochę hipotetycznych, ale dodających historii pikanterii; wyciągnąć z listów delikwenta stosowne

cytaty, co daje od razu posmak autentyzmu, dosmaczyć literaturą, przy czym niezłe jest korzystać z poezji. Całość dobrze wymieszać, rozpisać na głosy z uwzględnieniem narratora (nie za dużo żeby ich było, kupią to wtedy chętnie teatry objazdowe) i podzielić na scenki.

Co z tego wyjdzie? Ano coś w rodzaju "Portretu doktora Mikołaja". Że to będzie nie do oglądania, cóż z tego. Za to uczczenie Kopernika zostanie odfajkowane.

Żarty żartami, a teraz poważnie. To co się dzieje ostatnio przy ul. Rzeźniczej wcale nie jest zabawne, wliczając w to wczorajszą prasową premierę. Wartości literackie i dramaturgiczne ostatniego przedsięwzięcia są, co starałam się udowodnić, raczej mierne. Nikt też nie przekona mnie o walorach poznawczych tekstu. Jedyna rzecz, jaką zapamięta sobie młodzież gromadzona, również w celu uczczenia Kopernika, w teatrze, to fakt, że wielki astronom miał kochankę. To chyba za mało.

Czy w tej sytuacji w ogóle można oceniać przedstawienie? Twórcy spektaklu zrobili sporo, by rzecz ożywić i nadać jej choć w minimalnym stopniu dramaturgiczny kształt. Że to niezbyt wyszło, trudno się nawet dziwić.

Trudno się też dziwić, że nie było ciekawych propozycji aktorskich. Stawka wykonawców nie była zbyt doborowa.

Historia się powtarza. Najbardziej pomysłowy okazał się znów scenograf, Janusz Tartyłło. Odtworzył na scenie realia ze znanego obrazu Matejki, ujmując całość w autentyczną ramę. Ale to byłoby wszystko, co godne odnotowania.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji