Artykuły

Pigułka słońca

1.

Biel. Góra bieli. Takie jest pierwsze wrażenie, ale gdy bliżej przyjrzymy się teatralnemu pomieszczeniu (nie piszę: scenie, bo rzecz rozgrywa się w sali rób, gdzie nie ma architektonicznego podziału na scenę i widownię), zatem gdy bliżej przyjrzymy się owej górze bieli, rozpada się ona na pagórki i wklęśnięcia. Prawie pośrodku największego z "wklęśnięć" - biurko. Nowoczesne, sterylne. Jak w przychodni. Ale mógłby przy nim siąść pisarz, gdyby zmienić nieco charakter wnętrza, gdyby rozproszyła się biel i ukazało się , co się pod nią intrygująco ukrywa. Całkiem na prawo, patrząc z krzeseł przeznaczonych dla widzów, krata. Także biała. Niby realna, niby nierealna, symboliczna zaledwie. Przy kracie młody - jeszcze młody - mężczyzna. Ręka, jakby z trudem, odrywa się od kraty. Mężczyzna mówi. Najpierw głosem sztucznie neutralnym, potem z pasją. I znów - hamując emocje.

"Tylko cudem można z tego wyjść. Pięć lat czekałem na ten cud. Siedzisz samotnie na krześle przez całe tygodnie, miesiące, lata. Nie mogę twierdzić, że cierpiałem jak zwierzą, bo nikt nie wie, jak zwierzę cierpi, choć tak często o tym opowiada się i pisze. Wiem tylko, że cierpiałem potwornie, tego nie da się wypowiedzieć. A zresztą nikt by w to nawet nie uwierzył, ludzie nie chcą słyszeć o tej chorobie, bo się jej strasznie boją".

A więc nasze przeczucia dokonkretniają się: scena - a ściślej to, co staje się sceną w wyniku działań aktora - przedstawia salę w zakładzie psychiatrycznym. Oczywiście, nie w konwencji werystycznej, ale metaforycznej. Ale i tak, gdy czytaliśmy "Śmierć pięknych saren" Oty Pavla, dziwi nas to. Przecież opowiadania Pavla to liryczne gawędy o łowieniu ryb, o oczyszczającym kontakcie z przyrodą. Czyżby ludzie z Teatru im. Kochanowskiego odkryli innego Pavla?

2.

Na powyższe pytanie przychodzi odpowiedzieć twierdząco. To znaczy, chodzi o tego samego autora "Śmierci pięknych saren". Ale innego, bo odczytanego inaczej głębiej. Jeżeli po lekturze opowiadań Pavla zostało nam tylko wrażenie lirycznych sielskości, tu i ówdzie przetykanych dramatem zmagania się z rybą, to chyba dlatego, że nie tyle przeczytaliśmy, ile przekartkowaliśmy "Epilog". A właśnie w tekście "Epilogu" znalazł Jan Feusette, adaptator, interpretacyjny klucz do "Śmierci pięknych saren". I zarazem punkt wyjścia do scenicznej wersji opowiadań, jej główną zasadę dramaturgiczną.

Nim przyjrzymy się temu, jak ta zasada scenicznie funkcjonuje (i żeby zrozumieć, jakie to ważne), zajrzyjmy do "Epilogu":

"Dostałem pomieszania zmysłów na zimowej olimpiadzie w Innsbrucku. - pisze Pavel. Mózg mi się zaćmił, jak gdyby spłynęła mgła z Alp. Zobaczyłem pewnego pana jako diabła w całej okazałości, miał rogi, kopyta, sierść i wiekowe spróchniałe zęby. Potem poszedłem w góry nad Innsbruckiem, żeby podpalić zabudowania wiejskie. Byłem przekonany, że taka wielka jasność rozproszy mgłę".

Mgła ustąpiła, ale nie zaraz. Nie wtedy. Trzeba było wielu pigułek i autoterapii, aby doszło do pogodzenia się z życiem, do zobaczenia Wielkiego Ładu - i skontaktowania się z nim. "Kiedy tak siedziałem przy zakratowanym oknie i łowiłem we śnie ryby - pisze dalej Pavel - było to piękne aż do bólu. Musiałem wówczas odwracać się od tego piękna i myśleć, że na świecie są również brudy, paskudztwa i mętne wody - po to, żebym nie tęsknił za wolnością.

Wreszcie doszedłem do tego właściwego słowa: wolność. Rybołówstwo to przede wszystkim wolność. Iść całe kilometry za pstrągami, pić wodę ze źródeł, być samotnym i wolnym przynajmniej godzinę, dzień, albo nawet tygodnie i miesiące. Wolnym od telewizji, gazet, radia i cywilizacji."

Widzimy zatem, że powrót - we wspomnieniu - do krainy dzieciństwa, owe wspominane wędrówki przez wzgórza macierzanek, łowienie złotych węgorzy, to nie wartość sama w sobie, ale autoterapia. Narrator i zarazem bohater opowiadań (a jest on w pewnym sensie tożsamy z Pavlem, bo "Śmierć pięknych saren" to proza autobiograficzna), przywołuje minione obrazy - leśniczówkę skąpaną w słońcu, brzany ciągle płynące pod prąd - aby zamykać je w słowa. Przywołuje je poniekąd na ratunek. Czynność ta pomaga mu żyć. Nie darmo słońce zostaje nazwane "wielką żółtą pigułą od niebiańskich psychiatrów." Bo ono, a nawet samo wspominanie go, tak jak i obrazy traw, rzeki i stawu, leczy, "działa niekiedy skuteczniej niż szwajcarskie proszki noveril czy amerykański aventyl HCl."

Nie mógł więc Teatr poprzestać na pokazaniu Narratora jako wspominacza urokliwych wydarzeń z przeszłości. Bo przecież Narrator "Śmierci pięknych saren" to nie tyle gawędziarz obsesyjnie przywiązany do zapamiętanego szczegółu, popisujący się plastycznością swojej wyobraźni, swojej pamięci, ile człowiek walczący o życie, o godność człowieczego losu; to ktoś, kto poprzez docieranie do szczegółu, na przykład opisywanie budowy rybiego ciała, usiłuje skontaktować się z Wielkim Ładem, z kosmosem. A ponieważ to nie zawsze staje się możliwe, buduje własny ład, mitologię swojego życia. Wprowadza doń jakiś porządek, rozprasza mgłę. Już nie poprzez podpalanie zabudowań, ale poprzez podniecanie wyobraźni.

3.

Narratora gra Jacek Dzisiewicz. I nikt już więcej w "Śmierci pięknych saren" nie występuje, bo Jan Feusette, adaptator, i Wojciech Zeidler, reżyser, przenosząc opowiadania Pavla na scenę, nadali im formę monodramu. "Gra", oczywiście, jeszcze scenografia, o czym już wspominałem (jej autorem jest Andrzej R. Waltenberger). "Gra" nie tylko swoją znakowością, ale i poprzez wymuszanie na aktorze zachowań, zaplanowanych przez scenografa i reżysera.

Dzisiewicz gra nie tylko Narratora, ale i Autora (co, praktycznie, oznacza jedną i tę samą osobę). Przechodzi z opowieści w opowieść, sprawnie odmieniając nastrój. Raz ogranicza się do jednego tonu, to znów używa kontrapunktu. Nie unika przy tym humoru, boć przecież opowieść o pracy ojca w firmie "Elektrolux", ma w sobie coś z Hrabalowego widzenia świata. Bez histerii, dyskretnie, a więc w zgodzie z tonacją prozy Pavla, opowiada, jak "przed Bożym Narodzeniem tatusia powołano do obozu koncentracyjnego".

Po kolei spod bieli (jakby wspomniana metaforyczna mgła uległa rozproszeniu) wyłaniają się: stół, szafa jedna (ozdobna, mieszczańska), szafa druga (prosta, wiejska, taka, jaka była w mieszkaniu wuja Proszka). Zaczyna pracować wyobraźnia - i Narratora, i widza. Akcja wspomnień przenosi się z miejsca na miejsce. Technicznie owo wyłanianie się wspomnianych miejsc spod bieli odbywa się niby prostacko: aktor ściąga z poszczególnych segmentów przestrzeni scenicznej olbrzymie płaty płótna. Jest to niby prostackie, ale i usprawiedliwione zarazem możliwością metaforycznego odczytania: sugeruje, iż Narrator aktywnie dążył do rozproszenia mgły.

Spektakl "Śmierci pięknych saren" nie jest wydarzeniem artystycznym. Ale jest to rzecz zrobiona z taktem i zawodową biegłością. Rzecz dla tych, którzy lubią kontentować się poetyckim obrazem, urokiem i magią słowa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji