Prosty kowal i cały świat
Słowacki reżyser Ondrej Spisak już kilkakrotnie sięgał po sztuki Tadeusza Słobodzianka, m.in. "Merlina" i "Proroka Ilję". Tym razem wystawia "Kowala Malambo".
- Kiedy pisałem "Kowala" kilkanaście lat temu, wyobrażałem sobie, że to sztuka raczej dla teatru lalek. Spisak przekonał mnie, że to materiał dla żywego planu - mówi przed premierą Tadeusz Słobodzianek.
Spektakl powstaje w piwnicy budynku przy ul. Olesińskiej na Mokotowie, w dawnym kinie Przodownik. To nowa siedziba Laboratorium Dramatu Tadeusza Słobodzianka. Powoli nabiera teatralnego klimatu, choć warunki pracy są trudne. - Co nie znaczy, że teatr, który powstaje w takim miejscu, jest nieżywy - zaznacza reżyser Ondrej Spisak. Mariusz Saniternik, grający tytułową rolę, nie ukrywa, że praca w takim miejscu chwilami działa na niego destrukcyjnie, ale możliwość współpracy z Tadeuszem Słobodziankiem i obcowania z jego sztuką przeważyły. Aktor nie ma wątpliwości, że rzadko zdarza się materiał teatralny, który tak wnikliwie mówi aktorowi o postaci. - Kiedy przeczytałem ten dramat, rodzaj moralitetu, byłem zaskoczony jego formą, już nie mówiąc o gramatyce - opowiada Mariusz Saniternik. - W wypowiedziach kowala nie ma właściwie zdań złożonych. Poruszamy się gdzieś w świecie półsłówek, dźwięków, onomatopei. Bo to opowieść o prostym człowieku, który odzywa się tylko wtedy, kiedy to konieczne, nie nadużywa słów. Ale potrafi jednocześnie bardzo konkretnie nazwać rzeczywistość, która go otacza. Pigułka ludzkiego jestestwa.
A Ondrej Spisak dodaje: - W "Kowalu Malambo", tak jak i w innych dramatach Słobodzianka, mamy prostego człowieka zderzonego ze światem. To metaforyczna opowieść o starym mężczyźnie, który całe życie ciężko pracował, a na starość nie ma nawet tyle, by napić się wina, a psu dać kość. To smutna historia, bo staremu kowalowi poprzez konszachty z diabłami i świętymi udaje się przeżyć to swoje życie jeszcze kilka razy, ale okazuje się, że nie jest nic warte.