Kwestia damsk-męsko-rządowa
Widzowie, dokonując w teatrach wyborów repertuarowych, najczęściej pytają o komedię - lekką, łatwą i przyjemną. Przedstawienia, skądinąd ocenione zgodnym głosem krytyki jako skandal, tak naprawdę sprzedają się jak ciepłe bułeczki, bo... choć niewyszukane, są po prostu śmieszne. Kiedy więc reżyser sięga po tekst komediowy z jednej strony jest to rozstrzygnięcie komercyjne, z drugiej - odpowiedź na oczekiwania publiczności.
Anna Polony wybrała ze smakiem, komediopisarstwo najwyższej próby, Aleksandra Fredry "Gwałtu, co się dzieje!" Tekst, który najprościej byłoby odczytać antyfeministycznie, pani reżyser postanowiła wymierzyć przeciwko płci brzydkiej. W krzywym zwierciadle pokazała zgnuśniałą i zniewieściałą starszyznę Osieka. "Spódnice" i czepeczki, choć wyglądały niebywale śmiesznie na wszystkich wąsaczach z Osieka, to przecież pasowały im, bo żaden z nich nie wykazał się dostateczną energią, żeby obronić własne portki. Może z wyjątkiem starego Makarego (Jan Gunter), który fortelem próbował tłumaczyć panującym w miasteczku białogłowom, że on też ma białą głowę, więc może jak one chodzić w portkach. Drugą stroną tej interpretacji jest pokazanie rządów sprawowanych przez kobiety ani do tego nie powołane, ani - co ważniejsze - zupełnie nie przygotowane.
Przedstawienie to odbiega w dużej mierze od kabaretowej jego wersji, jaką mieliśmy niedawno okazję oglądać w telewizji w reżyserii Olgi Lipińskiej. Jest ono może nawet mniej śmieszne, niż można by było się spodziewać po plebejskim pochodzeniu jego intrygi, chociaż objawia się w nim wspaniała via comica Jerzego Bińczyckiego, który jako monumentalny eksburmistrz Tobiasz ubrany w falbaniasty czepeczek i kusą spódnicę niezdarnie całuje na powitanie w oba policzki swoich kompanów niedoli. Ci ostatni natamiast, zwłaszcza Andrzej Grotowski, czyli sepleniący Kasper, czasem przeszarżowują, okraszając i tak śmieszny tekst zbędnymi wygłupami.
Jednak zdecydowanie najbladziej w tej komedii wypadło najmłodsze pokolenie mieszkańców Osieka. Chociaż to właśnie oni, dzięki sprytowi i chęci jak najszybszego pomyślnego załatwienia własnych interesów, przywracają właściwy porządek w miasteczku. Jednak, jak to często w komediach bywa, ci, którzy mają rację to postaci najbardziej papierowe. I choć Kasia (Marta Kalmus) i Jaś (Artur Dziurman) nie są pozbawieni wigoru to do powszechnej zabawy niewiele wnoszą.
Warto może jeszcze wspomnieć o scenografii, autorstwa Kazimierza Wiśniaka, który też zaprojektował wszystkie kostiumy noszone na opak. Ratusz w Osieku to przedziwne połączenie kiczu, i małomiasteczkowego nowobogactwa i stylowych drobiazgów. Taka oprawa miała zapewne przydać ponadczasowości poruszanej kwestii damsko-męsko-rządowej.