Niezidentyfikowane obiekty ludzkie
"Burza" w reż. Mai Kleczewskiej w Teatrze Polskim w Bydgoszczy. Pisze jw [Jacek Wakar] w Przekroju.
W bydgoskiej "Burzy" Mai Kleczewskiej są sny, ale Szekspira tylko ślad
Teatr Polski w Bydgoszczy poprosił swoich widzów o to, by podzielili się z realizatorami swymi snami. Kilka z nich można odnaleźć w przedstawieniu. Maja Kleczewska zaproponowała swym aktorom pracę według metody tzw. ustawień systemowych opracowanej przez psychologa Berta Hellingera. Domyślam się, że chodziło o to, by dramat Szekspira stał się tylko zaczynem spektaklu, zaledwie punktem orientacyjnym, busolą konieczną, aby się nie pogubić w gąszczu skojarzeń.
Niewykluczone, że dla bydgoskich aktorów i samej Kleczewskiej "Burza" jest przedstawieniem granicznym, być może oglądamy w nim odpryski ich prawdziwych przeżyć. Kleczewskiej od lat nie wystarczał tradycyjny teatr, próbowała rozszerzać jego gatunkowe granice, szukać punktów wspólnych najczęściej z operą. Paradoks, że jednego z najwspanialszych napisanych dla sceny tekstów używa po to, by sformułować wyznanie niewiary w teatr. Gdyby szedł za nim ekwiwalent "Burzy", łatwiej byłoby się z tym zgodzić. Ale nie. Na zgliszczach dramatu buduje Maja Kleczewska mętne studium rodzącej się między bohaterami przemocy, wzajemnego strachu i osaczenia. Prospero (Michał Jarmicki) jest otyłym satrapą, chodzi w szlafroku i nigdy nie miał żadnej mocy. Kaliban Michała Czachora trawi czas, grając na Play-Station. Ariel Karoliny Adamczyk ma w sobie tylko udręczenie. Najciekawiej wypada Marta Nieradkiewicz jako Miranda - wściekła, łaknąca kontaktu, nieokiełznana.
Jednak to za mało. Kleczewska zrobiła szkic do spektaklu o sile ludzkich instynktów, czasem nawet nieuświadomionych. O tym, że jesteśmy w ich władzy. Strzępy Szekspira słychać z rzadka. 5ą za to rozwalone wyro Prospera, obmywająca aktorów woda, przemoc, która jedynie przemoc udaje, imitacja erotyki. Najlepsze przedstawienia Kleczewskiej, jak opolski "Makbet", warszawski "Marat/Sade" albo bydgoski "Babel", były teatrem morderczym, który nie pozostawiał wyboru - musiało być tak, jak chciała artystka. Po "Burzy" jest mi wszystko jedno.