TVP nie może przypominać harlequinów
- Może warto sobie uzmysłowić, że telewizja publiczna nie powinna być jedynie kioskiem dworcowym, gromadzącym wszystko, co niezbędne do zabicia nudy w podróży, od tzw. wiadomości z pierwszych stron gazet do łamigłówek, krzyżówek, konkursów, pisemek do oglądania, porad praktycznych i "Harlequina" - mówi MACIEJ ENGLERT, dyrektor Teatru Współczesnego w Warszawie.
Jacek Cieślak: Odebrał pan na sopockim Festiwalu Dwa Teatry nagrodę za reżyserię spektaklu telewizyjnego "Wniebowstąpienie". To chyba jedna z ostatnich okazji do otrzymania takiego wyróżnienia, bo Jedynka ogranicza produkcję oraz emisję spektakli do jednego, dwóch miesięcznie.
Maciej Englert: Mam nadzieję, że nie. Co roku dochodzą nas odgłosy walki zwolenników oglądalności i obrońców misji telewizji publicznej. Zwycięstwo przechyla się na jedną albo na drugą stronę w zależności od tego, czy trwa debata o abonamencie, czy o dochodach z reklam. Skutek jest taki, że teatr oddobrych paru lat plącze się po ramówce poniedziałkowej, a choć zwycięsko nie znika w poniedziałek z anteny - to coraz mniej produkuje premier. Może warto sobie uzmysłowić, że telewizja publiczna nie powinna być jedynie kioskiem dworcowym, gromadzącym wszystko, co niezbędne do zabicia nudy w podróży, od tzw. wiadomości z pierwszych stron gazet do łamigłówek, krzyżówek, konkursów, pisemek do oglądania, porad praktycznych i "Harlequina". Pisma "Teatr" oczywiście tam nie ma, ale też kiosku nie prowadzą misjonarze. Co do oglądalności - jedno przedstawienie Teatru Telewizji ogląda około miliona widzów, to znaczy tylu, ilu przy pełnej frekwencji gościmy w sali Teatru Współczesnego w ciągu dziesięciu - piętnastu lat. Sądzę, że bez obawy o spadek sprzedaży proszku do prania - warto inwestować w inną ofertę, jaką jest teatr. W literaturę, w kreacje aktorskie, dokonania reżyserskie, w opis kondycji ludzkiej, metaforę poetycką i nade wszystko cudowną grę wyobraźni, czyli to wszystko, co wiąże się z magią teatru. Przez długie lata o naszej europejskości stanowiła kultura, dobrze by było, gdyby dziś nie ograniczała się tylko do realizacji tzw. obcych formatów.
Co pan sądzi o kolejnym przesunięciu pory emisji - tym razem na 20.15?
Lepsza pora, mniej premier. Odpowiem anegdotą o piekarzu. Piekł najlepsze bułki, tyle że nigdy nie było wiadomo, kiedy otworzy sklep. Splajtował.
Decyzja TVP to także lekceważenie widowni z małych miasteczek i wsi, gdzie dociera tylko Teatr Telewizji.
Ludzie mieszkają poza wielkimi miastami nie dlatego, że nie ma tam teatru, tylko dlatego, że tam przyszło im żyć. Do tej pory mogli szukać teatru w telewizji. Zmniejszenie ilości premier niewątpliwe nie wpłynie dobrze na oglądalność.
A można na nią liczyć w piątek o godzinie 13.40, kiedy będą pokazywane powtórki?
Nie sądzę. To może jedynie zostać wykorzystane jako następny dowód na spadającą oglądalność.
Jakie mogą być skutki ograniczenia emisji telewizyjnych spektakli?
W Teatrze Telewizji rozwijali się aktorzy, z myślą o nim powstawała dramaturgia, której teraz nie będzie. Autorzy i reżyserzy nie będą się mieli gdzie doskonalić, dyskutować z opinią publiczną - a prowadzenie takiej debaty to obowiązek publicznej telewizji. Z tym wiąże się kwestia doboru repertuaru. Takiej rozmowy jednak nie prowadzimy. Dzieje się to w momencie, kiedy po nie najbogatszych latach zaczynają się pojawiać zarówno ciekawe scenariusze, jak i nowi twórcy, i nowe pokolenie aktorów, realizatorów. Oczywiście decyzja w poważnej mierze może się odbić na debiutach, których będzie mniej, a to byłoby bardzo źle. Więc nie niszczmy Teatru Telewizji, który był i jest ewenementem na skalę światową.
Na zdjęciu: Maciej Englert.