Artykuły

Moc magii i siła miłości

"Pierścień i róża" w reż. Czesława Sieńki w Teatrze Polskim w Bydgoszczy. Recenzja Anity Chmary w Gazecie Pomorskiej.

Po co nam czary, skoro na świecie mamy prawdziwą miłość? O tym opowiada najnowsza baśń Teatru Polskiego, "Pierścień i róża". Pójść warto, a powodów jest wiele.

Po pierwsze sama baśń to klasyka. Historia księcia Lulejki, zwiedzionego przez magiczne przedmioty, pozbawionego królestwa i ukochanej, to misterna intryga i nie ma mowy, by ktoś w teatrze się nudził. Wszystko oczywiście kończy się dobrze, morał zaś mówi, że czarami można wyrządzić więcej szkody niż pożytku oraz że prawdziwa miłość ma moc znacznie potężniejszą niż jakaś tam magia. A zatem kochajmy!

Po drugie rzecz została pięknie pokazana - Iza Toroniewicz, scenograf przedstawienia, wyczarowała nam tak barwne dwory królewskie, tak wspaniałe kostiumy, że choćby z tego powodu do teatru wybrać się należy. Wszystko to z pomysłami - na przykład nakryciem głowy największej dworskiej intrygantki jest pajęczyna, a zaczepny król, który dąży do wojny, siedzi na tronie w kształcie armaty. Jest kolorowo, baśniowo, magicznie, jak to w teatrze dla dzieci. Co prawda dla dzieci nieco starszych, w wieku szkolnym. Reżyser nie stroni od wyrazistych środków, więc kiedy czasem robi się całkiem ciemno lub gdy padają głośne strzały, młodsze dzieci mogą się przestraszyć. Starsze będą zachwycone.

Po, trzecie to naprawdę dobry teatr, a nie tylko przedstawienie tekstu. Tak więc mamy tu sceny, które pewnie na długo zapiszą się w pamięci najmłodszych widzów. Dużo emocji budzi na przykład wojna i pojedynek Lulejki z Brodaczem Pancernym, kiedy to szpady krzyżują się w zwolnionym tempie, powiewają sztandary, grzmi muzyka. Bardzo dobra zresztą. Wyjątkowo dobrana, wyrazista. Aż szkoda, że pojawia się tylko od czasu do czasu w postaci piosenek lub jako ozdobnik, gdy aktorzy nic nie mówią. Ale może to wina akustyki naszym teatrze, która nie jest, niestety, najlepsza. Może istotnie lepiej, jeśli mówiącemu aktorowi nic nie przeszkadza. Tak więc jest muzyka w "Pierścieniu i róży" obecna, choć częściej jako przerywnik wartkiej akcji niż tło do zdarzeń. Co i tak jest ładne.

I wreszcie aktorzy. Wszyscy świetni. Lulejkę gra Artur Krajewski, a towarzyszy mu najpierw Angelika czyli znakomita Barbara Kałużna (w Bydgoszczy gościnnie) oraz Róża czyli Magdalena Karel (niedawno obroniła dyplom). Trzeba powiedzieć, że Magdalena Karel w roli dobrej Rózi podbiła serca młodej publiczności i zebrała gromkie brawa. Podobnie zresztą, jak inni aktorzy (a gra ich tu aż siedemnastu!). Perełką jest nawet niewielka, a wdzięczna rola Wojciecha Świebody jako baletmistrza na dworze paflagońskim. W zasadzie należałoby wymienić wszystkich - bo i Małgorzata Witkowska jako Czarna Wróżka ogromnie się podobała, i Alicja Mozga jako podstępna Gburia-Furia, i Marek Tynda jako Bulbo. A występuje tu jeszcze balet, który stanowi szczególną ozdobę tego spektaklu. I tylko żal, że następną bajkową realizację zobaczymy dopiero w przyszłym sezonie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji