Artykuły

Jak nie teraz...: 20 000 mil kobiecej żeglugi

"Jak nie teraz to kiedy, jak nie my to kto" w reż. Małgorzaty Głuchowskiej w Teatrze Ludowym w Krakowie. Pisze Łukasz Badula w portalu kulturaonline.pl

Przeklęci carscy dyplomaci! Jak tylko dowiedzieli się, że Juliusz Verne pisze powieść o polskim kapitanie zatapiającym rosyjskie okręty, natychmiast podjęli akcję dywersyjną. Wobec dyplomatycznych nacisków, Verne musiał skapitulować i uczynić swego bohatera bezpaństwowcem. A szkoda, bo dowodzący łodzią podwodną Polak byłby wyjątkową symboliczną figurą. Byłby, a może i jest?! Przygotowany przez Małgorzatę Głuchowską spektakl daje przecież kapitanowi Nemo władzę nad polską historią. Ba, stroi go nawet w szaty generała Jaruzelskiego.

Kapitan Nemo odgrywa w sztuce "Jak nie teraz to kiedy, jak nie my to kto?" iście demiurgiczną rolę. Jego postać pojawia się na telebimach, wydając żołnierskie komendy, oprowadzając po pokładzie swojego Nautilusa, a kiedy trzeba - eliminując kłopotliwych buntowników. Charyzmatyczny kapitan ustala reguły opowieści i zarazem więzi jej bohaterów na pokładzie statku. Nautilus nie jest aczkolwiek zwykłą łodzią podwodną. To widmowy statek, na którym majaczą refleksy kobiecości. Ich badaniem zajmuje się goszcząca na pokładzie Lamia, skądinąd dobra znajoma z "Seksmisji".

"Jak nie teraz.." jest jedną z dwóch sztuk, które Głuchowska zaprezentowała podczas krakowskiego festiwalu Boska Komedia. Obie pytają o realny wpływ kobiet na bieg historii, obnażając tkwiące w epokowych zdarzeniach męskie opresje. W obu reżyserka razem z dramaturżką Justyną Konieczną, eksploatuje żeńskie ikony z polskiej przeszłości i teraźniejszości. O ile w "Córeczkach" chodziło o grę modernistycznymi sufrażystkami, o tyle w "Jak nie teraz..." problematyka wydaje się już bardziej złożona. I chyba nie do końca z sukcesem wyłuszczona.

Sięgnięcie po "20 000 mil podmorskiej żeglugi" Verne'a w kontekście feminizmu, jest pomysłem na tyle szalonym, iż przykuwającym uwagę. Zwłaszcza że Głuchowska inscenizuje całość z rozmachem bliskim ekscesom Krzysztofa Garbaczewskiego. Teatralna przestrzeń zostaje rozbita na kilka segmentów, między którymi kursują postacie. Olbrzymie ekrany emitują odezwy kapitana Nemo, z boku widać wielką turbinę oraz zakryty prześwitującą ścianą korytarz, a industrialne szumy wprawiają otoczenie w wibrację. Czasem sceny rozgrywają się na wyciągnięcie ręki, bo reżyserka wysyła aktorów na widownię. Odbiorcy, chcąc nie chcąc, są pasażerami Nautilusa i zakładnikami kapitana Nemo.

Lamia była w greckiej mitologii przerażającą manifestacją ślepej zemsty. U Głuchowskiej to imię odsyła ku wspomnianej bohaterce "Seksmisji". Traktowanej równie umownie, co Nemo. Lamia przybywa na pokład Nautilusa, aby zbadać fenomen odbywających się tam rytuałów. Chce rozbić zewnętrzną warstwę i przeniknąć do źródła. Jej przewodnikami są prócz Nemo staruszka z kombatancką pamięcią i młodzieniec upozowany na... Edwarda Stachurę.

Przygody Lamii po drugiej stronie lustra mogłyby stanowić bezpretensjonalną zabawę popkulturową rekwizytornią. Głuchowskiej towarzyszą jednak bardzo szczytne idee, które trochę przeciążają przekaz spektaklu. Na scenie pojawiają się Anna Walentynowicz, Henryka Krzywonos, a pod koniec i Emilia Plater. Wszystkie na swój sposób ubezwłasnowolnione walką z systemem, zmuszone do "ubrania spodni" i na dobrą sprawę oszukane przez męski świat. Mocno wypada scena intymnych, paranoicznych wyznań Walentynowicz, kontrowanych zza ściany przez wybuchy złości Lecha Wałęsy. Wstyd, wstyd, wstyd - powraca jak mantra głos solidarnościowego trybuna, coraz bardziej miażdżąc świadectwo kobiecej bohaterki strajków.

Głuchowska żeglując przez polifoniczne strumienie, nie zabiera bynajmniej głosu w politycznej sprawie. Sztuka patrzy na "styropianową" legendę oczami dzisiejszych 20-latków. Pokolenia, dla którego kłótnie o jedyną obowiązującą wersję martyrologii nabierają kuriozalnego wydźwięku. Głuchowskiej nie chodzi więc o to, czy Wałęsa był Bolkiem, transportowanym do Stoczni esbecką motorówką. Kombatanckie scysje mają tu przede wszystkim uwypuklić szowinistyczny wymiar solidarnościowego mitu. Tak jak w przypadku transparentów, apelujących do kobiet o nieprzeszkadzanie w rewolucji. Sytuacja: faceci strajkują, kobiety przynoszą jedzenie, była przecież w PRL-u czymś jak najbardziej zwyczajnym. Stąd obrazowane wprost przez Głuchowską zniewolenie przy konwulsyjnych wyznaniach splątanej sznurami Krzywonos.

"Jak nie teraz..." podpada pod modną konwencję manifestu osób wykluczonych. Głuchowska chwilami zbliża się tonacją do zaangażowanych agitek w stylu "Krytyki Politycznej". Jeśli jej sztuka potrafi skupić uwagę widza, to jednak dzięki inscenizacyjnym pomysłom. Choćby ironicznym wykorzystaniu sztandarowych szlagierów Alicji Majewskiej i Maanamu. Zapomnieć o przeszłości - apeluje Lamia na zakończenie. To nie takie łatwe, nawet pod banderą rdzennie polskiego kapitana....

Spektakl "Jak nie teraz to kiedy, jak nie my to kto" jest wspólną produkcją Teatru Ludowego i Łaźni Nowej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji