Artykuły

Mistrzowskie "Posprzątane"

"Posprzątane" w reż. Mariusza Grzegorzka w Teatrze im. Jaracza w Łodzi. Pisze Marzena Bomanowska w Gazecie Wyborczej - Łódź.

Mariusz Grzegorzek, najlepszy dziś reżyser teatralny w Łodzi, sięgnął po "The Clean House" utalentowanej amerykańskiej dramatopisarki Sarah Ruhl i przygotował znakomity spektakl "Posprzątane". Widzowie wykupili bilety

Przedstawienie ma wiele momentów komediowych, choć komedią nie jest; raczej tragifarsą, a zarazem czymś więcej. Część publiczności gromko się śmieje, ale - jak to w teatrze Grzegorzka - chodzi tu o sprawy w życiu najważniejsze, takie jak miłość i śmierć. Lekarka Lane (świetna Marieta Żukowska) też ma na twarzy uśmiech - uprzejmy, taki, który nie wprawia w zakłopotanie rozmówcy. Niekiedy jej piękne oblicze wykrzywia szyderczy grymas. Chowa się pod nim miotający nią gniew lub rozrywający serce ból. Lane woli udawać, że się śmieje, niż przyznać się do łez.

Oryginalny tytuł "The Clean House" oddaje perfekcyjną sterylność świata, który oglądamy. Tworzą go białe ściany, białe skórzane sofy i fotele, białe filiżanki, biały szlafrok i biały koc. To raczej poczekalnia luksusowej kliniki niż mieszkanie; dom perfekcjonistki, która mówi: "Nigdy nie byłam zazdrosna, nigdy nie byłam podejrzliwa. Nigdy nie myślałam, że jakaś kobieta mi dorównuje. Jestem najlepszym lekarzem. Jestem najmądrzejsza, uwielbiana przez pacjentów. Jestem wysportowana. Mam styl. Świetnie się trzymam. Mogę z każdym rozmawiać jak równy z równym. Jak on by mógł nawet spojrzeć na inną? Tak myślałam".

Wieloznaczny polski tytuł oddaje, o czym jest przedstawienie. Co to znaczy "posprzątane"? Virginia, starsza siostra Lane (genialna Gabriela Muskała) kocha kurz. Dzięki niemu jest ciągle zajęta i nie musi myśleć o swoim życiu. Wyrywa jej się, że gdyby nie codzienne sprzątanie, miałaby za dużo czasu na rozmyślania i jeszcze przyszłoby jej do głowy, by podciąć sobie żyły. Ale zaraz to odwołuje, bo jest przecież zadowolona i wesoła. Według Virginii ludzie, którzy nie sprzątają sami, tylko zatrudniają do tego pracownika, są chorzy. Z dumą oświadcza, że jeśli ona umrze, nikt nie będzie musiał po niej sprzątać. Działa metodycznie, by zagłuszyć poczucie, że marnuje życie. W internecie mogłaby przeczytać, że "nudne kobiety mają nieskazitelnie czyste domy". O małżeństwie mówi: "Mój mąż jest jak dobrze ustawiona kanapa. Zajmuje dokładnie tyle miejsca, ile trzeba. Mężczyzna nie powinien być zbyt piękny. Ani zbyt dobry w łóżku. Mężczyzna powinien być funkcjonalny. Rozsądnie wybrany. W przeciwnym razie masz problem". Mimo tej deklaracji Virginia ma problem; pucowanie swojego mieszkania kończy co dnia już o godzinie 15.15. I nie ma nic więcej do zrobienia. Dlatego proponuje służącej swojej siostry, że będzie sprzątać za nią, w tajemnicy przed Lane, która całe dnie spędza w szpitalu. A na pytanie, co się robi w szpitalu, gdy ktoś umrze, Lane odpowiada, że pielęgniarki sprzątają. I jest "posprzątane".

Dlaczego siostry - wspaniała lekarka i kura domowa - mają obsesję na punkcie porządku i czystości? Niczego nie dowiadujemy się o ich rodzicach. Z dzieciństwa zostały im jedynie zabawne wierszyki, które recytują, by uniknąć konfrontacji lub bolesnego tematu rozmowy. W uporządkowanym, klinicznie czystym domu zwiastunem zmiany są podejrzanie seksowne majtki znalezione w praniu ("To do mojej siostry nie pasuje" - komentuje Virginia). Mąż Lane zakocha się w jednej ze swoich chorych na raka pacjentek. Fabuła zaczyna przypominać historię z telenoweli. Ale w wysokiej próby teatrze Grzegorzka emocje są doskonale zagrane. I zaraźliwe. Widz patrzy na histeryzującą postać na scenie, śmieje się z szalejącej ze ścierką wariatki, ale także rozumie ją i jej współczuje.

Jest tu miejsce na dosłowny humor, dramat w kiczowatym kostiumie, parodię, a od tego inteligentne gry językowe. I zabawne wykorzystanie ikon popkultury - w pokoju fruwa ryba jak z "Arizona Dream", a Virginia nad odkurzaczem powtarza scenę z Marilyn Monroe, której sukienkę podwiewa powietrze z wentylatora.

Służąca Matilde (półobecna duchem Justyna Wasilewska) spogląda w sufit, gdy zauważy brud na podłodze. Myślami jest przy nieżyjących rodzicach; na scenie pojawiają się w niezwykłej cielesnej postaci. Byli najlepszymi komediantami w Brazylii, matka umarła, śmiejąc się z dowcipu, który na rocznicę ślubu opowiedział jej ojciec. Dziewczyna głowi się nad dowcipem doskonałym, który "sprawia, że zapomina się o własnym życiu".

Mąż Lane, chirurg onkolog Charles (Mariusz Witkowski), w pacjentce skierowanej na mastektomię rozpoznaje baszert - przeznaczenie i bratnią duszę, o której słyszał w audycji radiowej o żydowskich wierzeniach. - Przecież ty nie jesteś Żydem! - krzyczy żona. Ana (Agnieszka Kowalska) spokojnie tłumaczy: "Jest taki midrasz, który mówi, że kiedy dziecko, jeszcze w łonie matki, ma czterdzieści dni, Bóg wybiera mu bratnią duszę i potem ludzie przez całe życie się uganiają, żeby się nawzajem odnaleźć". U niej w domu nic do niczego nie pasuje, ale jest przyjemnie, a z balkonu widać morze. Czwarta kobieta wnosi na scenę wicher namiętności, który wywraca życie bohaterów do góry nogami, a właściwie budzi życie dotychczas uśpione. Przekształca relacje, łamie konwencje, pozwala wyjść z roli.

Aktorzy zagrali na premierze koncertowo, za co dostali owacje na stojąco, a bilety na lutowe spektakle zostały już wykupione. Warto ustawić się w kolejce.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji