Artykuły

Jest impreza?

"Wielki Gatsby" w reż. Michała Zadary w Teatrze Polskim w Bydgoszczy. Pisze Katarzyna Peplińska na portalu e-splot.pl.

Spektakl o miłości i pieniądzach. Michał Zadara wyreżyserował przedstawienie, które świetnie łączy ciekawą formę i bardzo dobre aktorstwo zespołu Teatru Polskiego w Bydgoszczy z umiejętnie opowiedzianą historią i interesującymi tropami interpretacyjnymi. Spektakl oparty na powieści Francisa Scotta Fitzgeralda to przyjemna rozrywka, co wcale jednak nie jest równoznaczne z określeniem łatwa.

W finale spektaklu aktorka krzyczy, żeby nie wierzyć temu, co się widziało na scenie, bo teatr to jedno wielkie oszustwo. Łatwo zakwalifikować to działanie do jednego z chwytów obnażających teatralność i to chwytu aż zbyt oczywistego. Jednak Zadara od początku, ze świadomą przesadą, podkreśla tę teatralność (aktorce podczas wyginania się spada peruka, wokalistę gra kobieta, wyświetlane na ekranach są napisy Teatr to jedno wielkie oszustwo). Oczywiście, że nic nie jest naprawdę. Za pomocą tej sceny reżyser nie próbuje stawiać kropki nad i, jeszcze raz tłumaczyć widzowi: Pamiętaj, że jesteś w teatrze. Zbyt inteligentny i precyzyjny to spektakl, by zakończył się takim banałem, przesadą, brakiem zaufania do publiczności. To komunikat przewrotny, którym Zadara ironicznie dystansuje się od tego rodzaju zabiegów i według mnie wskazuje na iluzję, której dekonstruowanie naprawdę go interesuje. Zadarę w Wielkim Gatsbym zajmują iluzje uczucia, władzy, popularności. Teatr relacji międzyludzkich.

Już pierwsze sceny pokazują życie bohaterów jako inscenizację. Daisy, Tom, Jordan i Nick, modnie ubrani, siedzą w pozornie nonszalanckich, a tak naprawdę wystudiowanych, pozach. Ich puste rozmowy toczą się zgodnie z wyuczonymi regułami konwersacji. Nie pokazują emocji, które by ich za bardzo zdradziły. Publiczność ogląda spotkanie przy kolacji za pomocą ekranów. Ukazanie w ten sposób scen dziejących się w domu Buchananów czyni przestrzeń tych wyjątkowo zamożnych ludzi nieprzystępną, uniemożliwia patrzącemu wejście do tego świata. Wykonawcy wielokrotnie zwracają się w stronę kamery, zwierzają się, co sprawia, że zapis wideo staje się pamiętnikiem. To akt emocjonalnego ekshibicjonizmu, ale mówiącymi do niej kieruje pragnienie bycia usłyszanym i zobaczonym. U Zadary multimedia są nie tylko efektownym dodatkiem, ale wzbogacają spektakl. Nasuwa się pytanie, czym jest kamera - ograniczeniem narzucającym zasady gry czy elementem strategii obnażającej?

Gdy odsłania się kurtyna, oczom widza ukazuje się imponująca scenografia: basen i konstrukcja składająca się z kilku pomieszczeń, które w spektaklu pełnią funkcję domu Gatsby'ego, miejsca schadzek Toma i Myrtle, garażu. Połączenie tych planów było bardzo dobrym posunięciem: użycie sceny obrotowej dynamizuje tempo przedstawienia. Scenografia swoim kształtem przypomina także konstrukcję świata przedstawionego, który jest przede wszystkim teatralną maszyną do odgrywania spektaklu z miłością i pieniędzmi w tle. Role w tym przedstawieniu są z góry ustalone, nie ma możliwości ich negocjowania. Budowane są dość prosto, tropem telewizyjnych wzorców. Daisy w białej sukience będzie odzwierciedlała mit wielkiej miłości i sen o luksusie, Myrtle prostą, ale seksowną utrzymankę, jej siostra - egzaltowaną, epatującą mało wyrafinowanym erotyzmem amerykańską dziewczynę, a Jordan - silną psychicznie dobrą przyjaciółkę. Takie role wyznacza społeczeństwo, które szufladkuje, ustala porządek, zamyka w pozie. Aktorzy grają ekspresyjnie, szarżują, stosują szerokie gesty oraz chwyty obliczone na konkretny efekt i akurat w przypadku tego spektaklu jest to zaleta. Robią to bowiem cały czas świadomie. To kolejny w spektaklu zabieg, który pokazuje bohaterów jako figurki, które nauczyły się odgrywać wszystko, także uczucia. Są sztucznie wykreowani, ale taka postawa się im opłaca. Co z tego, że każdy widzi jak się zgrywają, stosują sztuczki, skoro i tak każdy będzie udawał, że wszystko jest w porządku. Patrząc na postaci, trudno nie pomyśleć o triumfującej ostatnio modzie na celebrytów, którzy niewiele sobą reprezentują, ale bywają "w towarzystwie", co równa się popularności, pieniądzom i miejscu na wygodnej kanapie jednego z wielu programów śniadaniowych czy show. Zadara odwołuje się do skojarzeń widza, by uruchomić w nim krytyczne spojrzenie na rzeczywistość. I robi to lekko, nienachalnie, w spektaklu, który jednocześnie cały czas pozostaje rewelacyjną rozrywką.

Przedstawienie ogląda się bardzo przyjemnie. Jest przykładem bardzo dobrego rzemiosła teatralnego. Ma świetny rytm. Sceny bardziej kameralne i wyciszone kontrapunktowane są przez dynamiczne sceny zbiorowe, przedstawiające gości bawiących się podczas imprez. Ważną rolę odgrywa muzyczność spektaklu, w którym jak refren powraca motyw przygrywającego (z playbacku) zespołu. Wielki Gatsby zrealizowany został z ogromnych rozmachem, ale widać, że Zadara dopracował także drobiazgi, z których udaje się mu wyprowadzić ciekawe sytuacje sceniczne. Wspomnę tu choćby o spotkaniu na imprezie u Gatsby'ego dwóch kobiet w tych samych sukienkach, co staje się zarzewiem ich wciąż powracającego w przedstawieniu konfliktu. Zazdrość prowadzi wręcz do rękoczynów i bardzo teatralnego uderzania głową rywalki o ścianę. Zadara już na poziomie wydawałoby się banalnej sytuacji pokazuje bezpardonową walkę o pozycję. Ta i wiele innych scen zrealizowana została komicznie, momentami wręcz ociera się o chwyty farsowe, jednak z teatru nie wychodzi się z dobrym samopoczuciem. Zadara ostatecznie podkreśla gorzki obraz świata. To rzeczywistość, którą rządzi pytanie - ,,Jest impreza?" I dopóki ta impreza się odbywa, to jest miło, zabawnie i kolorowo, a gdy się kończy, zaczyna odsłaniać się egzystencjalna pustka, emocjonalne katastrofy międzyludzkie, sztuczność ludzkich relacji, ciągły imperatyw odgrywania kogoś, kim się nie jest. Ta "idelanie" skonstruowana rzeczywistość zostaje skonfrontowana ze śmiercią Gatsby'ego. Na pogrzeb nie przychodzi nikt z tych, którzy wcześniej desperacko wpraszali się na organizowane przez niego imprezy. Nick ciągle wstrzymuje ceremonię, licząc, że ktoś się jeszcze zjawi. Przypomina to rozpaczliwy gest wyparcia tego, co śmierć wydobyła na światło dzienne. Zdemaskowany został teatr relacji międzyludzkich. Nie bywasz, nie zapraszasz, nie trzymasz się z bogatymi, wpływowymi, pożądanymi - nie istniejesz. Towarzyskie układy błyskawicznie ulegają zmianie. Jedyną prawdą jest samotność.

W spektaklu jest bardzo piękna scena. Gatsby stoi sam na scenie w przygaszonym świetle i wpatruje się w zielone światło. Może ono stać się symbolem jego tęsknoty za wielką miłością i wizją samego siebie w świecie, o którym marzył. Jednocześnie jest to tylko teatralne światło. Miłość można zainscenizować. Sukces też. Teatr to przecież jedno wielkie oszustwo.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji