Artykuły

Nie taki teatr straszny

"Piotruś i Wilk" w choreogr. Sławomira Gidla w Operze Bałtyckiej w Gdańsku. Pisze Tadeusz Skutnik w Dzienniku Bałtyckim.

Pierwszy był, jest i pozostanie teatr żywy; widz oko w oko z aktorem. Widowiska na żywo nie da się poprawić. Na tym właśnie zasadza się jego świeżość.

Widowisko taneczne "Piotruś i Wilk" w Operze Bałtyckiej obejrzeliśmy podczas drugiej premiery, 2 czerwca, razem z grupami dzieci przybyłych z przedszkoli i pierwszych klas szkół podstawowych. Np. z czterema grupami maluchów z prowadzonego przez siostry nazaretanki przedszkola przy parafii NMP w Gdyni (przybyły pod wodzą s. Andrei), czy grupą ze Szkoły Podstawowej nr 4 z ul. Łąkowej w Gdańsku (pani wychowawczyni Beata Szymańska). Bardzo różne grupy. Pierwsza - bardziej nobliwa i "uczesana", połowa w paradnych mundurkach marynarskich - zajęła przód widowni. Poprzetykana jednak siostrami jak zaworami bezpieczeństwa. Druga - mniej liczna, z Dolnego Miasta - żywe srebro, czyli upilnować trudno. Ale pani uśmiecha się: jeśli nie szkoła, to kto im da posmakować teatru na żywo? Mówię, że ten smak popamiętają długo, bo to teatr mocnych wrażeń. Wytrzymają. "Dziadek do orzechów" to dla nich kaszka z mlekiem.

Sprawdzę, jak wytrzymały. Bo oto pod koniec pierwszego aktu z widowni wychodzą wilki! Sprowadzone wyciem przez głównego Wilka, aby pożywić się garstką przyjaciół, którzy urządziwszy w lesie piknik zapomnieli wrócić do domu: Piotruś, Kaczka plątonóżka, Kotek strachliwy, Krecik niedowidzący, Sikorka śpiewaczka operowa i jej Cień tańczący. Żebyż to jeszcze wilków było parę, ale jest cała wataha, coś ze dwadzieścia! Żeby przemykały pomiędzy rzędami, ale nie - straszą dzieci świecącymi w półmroku oczami, nastroszonymi pazurami. Jeden wielki krzyk w Operze Bałtyckiej!

W przerwie nieliczne dzieciaki przyznają się, że "trochę się bały". Zwłaszcza te, które zajmują miejsca w głębi rzędów i nie miały bezpośredniej styczności z wilczym stadem. Szczególnie marynarze z pierwszych rzędów prężą piersi i muskuły: nie baliśmy się! Jednakże Ola z Gdyni pochlipuje jeszcze w ramionach siostry nazaretanki. Ale rozmawia ze mną, już uspokojona. Także "żywe srebro" z Dolnego Miasta, Karolinka wiercipiętka, mocno się przestraszyła. Ale już dobrze!

Po drugim akcie, kiedy wilki dostaną w kość od grupki zdawałoby się nieporadnych przyjaciół, kiedy się rozdemonizują, na gromkich brawach cała widownia będzie skandowała: chodźcie, chodźcie, chodźcie! I wilki ruszą do przodu sceny, i emocje znów sięgną zenitu. A po nich, ośmielone maluchy, oblepią scenę jak pszczeli rój, będą chciały choćby dotknąć wilczej skóry. Okazuje się - nie taki wilk straszny. A poza tym - to przecież tylko teatr! Podobało się? Jeszcze jak! Może one nawet nie wiedzą jeszcze, dlaczego. Z całym szacunkiem dla Dwóch Teatrów (radia i telewizji): tego żywego, nie da się ni gałką, ni przyciskiem, ni pilotem wyłączyć. Dlatego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji