O ciotach i lujach
Dwa razy w sobotę w Teatrze Małym w Manufakturze spektakl pokaże krakowski Teatr Nowy. "Lubiewo" w reżyserii Piotra Siekluckiego jeszcze przed premierą towarzyszyła atmosfera skandalu.
"Pierwszy w życiu chuj, jakiego miałam w ustach, to był za dworcem ruski żołnierz" - brzmi pierwsze zdanie spektaklu. Nic dziwnego, że Sieklucki nie mógł znaleźć w obskuranckim Krakowie aktorów chętnych do zmierzenia się z "Lubiewem" Michała Witkowskiego -jedną z najgłośniejszych powieści ostatnich lat. Mimo że do roli podstarzałych ciot potrzeba było tylko dwóch aktorów, jeden musiał przyjechać z Wrocławia.
W spektaklu oglądamy Lukrecję (Paweł Sanakiewicz) i Patrycję (Edward Kalisz) podczas wieczoru wspomnień, gdy przywołują swoje największe triumfy - na pikietach, pod murem koszar czy w kawiarence Orbisu naprzeciwko opery. Na przemian śmieszą i budzą zgrozę - PRL nie był w ich życiu okresem szaleństw w nocnych klubach, ale polowań w krzakach i ruinach na obrzydliwego, za to skrajnie heteroseksualnego luja, potrafiącego rozbudzić erotyczne apetyty milion razy skuteczniej od najbardziej przegiętej cioty. Obaj aktorzy swój sukces (grają zazwyczaj przy pełnej widowni, a reżyser zapowiada drugą część) zawdzięczają umiejętnemu balansowaniu na granicy szarży i groteski. Dzięki temu udaje się im przekonująco przełamać kabaretową stylistykę tragedią, którą podszyty jest los bohaterów.
Aktorom towarzyszą komentarze narratorki, czyli znany wszystkim głos Krystyny Czubówny.