Artykuły

Młodzi niezbyt gniewni

Musical zwraca uwagę na funkcję wychowawczą szkoły, na konieczność poświęcania młodzieży większej uwagi, wreszcie - na to, że nie ma złych dzieci - o "Okruchach życia" w reż. Karola Świtajskiego pisze Agnieszka Serlikowska z Nowej Siły Krytycznej.

Musical, w którym dzieci nie pojawiają się na scenie jako postaci epizodyczne, ale wcielają się w głównych bohaterów. Spektakl, który ma przypominać nauczycielom założenia pedagogiki Janusza Korczaka. Inscenizacja, która zaszczepi w uczniach jeszcze nieodkryte pasje. Między innymi takie cele postawili przed sobą twórcy musicalu "Okruchy życia". Napisany i wyreżyserowany przez pedagoga Karola Świtajskiego, a wyprodukowany przez Stowarzyszenie Teatralne INGENIUM z Trójmiasta, musical miał premierę w Gdyni 4 lipca 2010 roku. Od tej pory był wielokrotnie wystawiany na scenach w całej Polsce. 9 stycznia 2012 roku już po raz czwarty "Okruchy życia" zawitały do Sali Kongresowej w Warszawie.

Fabuła spektaklu przypomina trochę scenariusz filmu "Młodzi gniewni". Do szkoły położonej w małym, opanowanym przez gang miasteczku przybywa nowy nauczyciel - Tomek. W porzuconej przez kuratorium placówce rządzi zblazowany dyrektor, mało zainteresowany swoimi podopiecznymi. Miejscowy gangster - Żyleta - przyjmuje do grupy przestępczej coraz młodszych uczniów. Zachowanie dzieciaków przypomina koszmarny sen ministra edukacji. Aby dotrzeć do swoich uczniów, Tomek musi nie tylko zastosować innowacyjne metody pedagogiczne, ale także zmierzyć się z Żyletą.

Ogromne zaangażowanie około 45 młodych aktorów występujących w spektaklu jest widoczne w każdym ruchu, każdej zaśpiewanej nucie i zagranej scenie. Dzieciaki dają z siebie wszystko i należą im się za to ogromne owacje. Ale trudno nie zwrócić uwagi na pewną naiwność "Okruchów życia". Świat przedstawiony w musicalu jest czarno-biały. Wszystko postrzegane jest wyłącznie w kategoriach dobro - zło, co więcej dzieciaki bezustannie operują tymi pojęciami. Nie tak dawno skończyłam gimnazjum i nie pamiętam, byśmy z kolegami kiedykolwiek przypinali komuś łatkę "dobry" czy "zły" w przeciwieństwie do dość często używanych, a nie pojawiających się chyba w ogóle w spektaklu, opozycji "popularny - niepopularny", czy też "fajny - niefajny". Niepotrzebnie został wprowadzony wątek metafizyczny. Przewijający się przez spektakl aniołek, którego widzą tylko dobre dzieci, infantylizuje spektakl i podkreśla, jak bardzo twórcy nie znają świata młodych ludzi.

Właściwie trudno powiedzieć, dla kogo przeznaczony jest spektakl. Widownia zgromadzona w Sali Kongresowej w poniedziałkowe przedpołudnie składała się prawie wyłącznie z wycieczek szkolnych - dzieci i młodzieży z ostatnich klas podstawówek i gimnazjów, równolatków młodych aktorów występujących na scenie. Postać aniołka, dziecinne opowieści przy ognisku na zorganizowanej przez Tomka wycieczce szkolnej, czy kojarząca się trochę z piosenkami zespołu "Fasolki" muzyka wskazywałyby raczej na młodszy docelowy wiek odbiorców. Z drugiej strony długość spektaklu (ponad dwie godziny), gang Żylety czy piosenka nawiązująca do morderstw w szkole sugerują, że jest kierowany do gimnazjalistów. Dodatkowy zamęt wprowadza słownictwo - czasem staromodne, to znowu stylizowane na młodzieżowy slang. Przykładem jest przestępcza grupa Żylety - we wszystkich materiałach do spektaklu nazywana gangiem, na scenie natomiast - "bandą", czy nadużywany w piosenkach pompatyczny "człek", zastępujący niepasującego do rymu "człowieka".

Problemem jest również dość naiwnie skonstruowana postać nauczyciela Tomka - inicjatora przemiany "Młodych gniewnych". Wydaje mi się, że zamiarem twórców było pokazanie, że wystarczy trochę zainteresowania ze strony nauczyciela, by trudni uczniowie zmienili się. Jednak trudno uwierzyć, by nazwanie agresywnego ucznia "tchórzem", kilka monologów przypominających podstawówkowe katechezy i jedna wycieczka w tak krótkim czasie zrewolucjonizowały szkołę.

Choreografia, układy break-dance i gimnastyki artystycznej, muzyka, a także tournée po Polsce, promocja i wydana płyta sprawiają, że "Okruchy życia" wydają się spektaklem profesjonalnym, nie amatorskim. Tym bardziej należy zwrócić uwagę na pewne kwestie techniczne, które mogą okazać się niebezpieczne dla oglądających musical widzów. Efekty świetlne wykorzystywane w niektórych scenach są groźne dla osób cierpiących na epilepsję. Szkoda, że twórcy zapomnieli chociaż o tym ostrzec, szczególnie, że na widowni była szkoła integracyjna i kilkoro dzieci zareagowało na szybko migające światła dość nerwowo.

Musical "Okruchy życia" zwraca uwagę na funkcję wychowawczą szkoły, na konieczność poświęcania młodzieży większej uwagi, wreszcie - na to, że nie ma złych dzieci. Tylko do kogo właściwie adresowane są te morały, skoro publiczność pełna jest młodzieży? Szkoda, że pełnym energii dziecięcym aktorom nie pozwolono wypowiedzieć się o swoich problemach własnymi słowami. Może byłoby to mniej precyzyjne, ale przynajmniej szczere.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji