Artykuły

Teatr - jak tubka z klejem

8 kwietnia jeden z nielicznych cudem dotąd ocalałych kulturalnych rodzynków telewizji publicznej, Teatr TVP, zaprezentował nową premierę. Jerzy Stuhr postanowił podjąć się wyreżyserowania "Ożenku" Mikołaja Gogola.

Oprócz Jerzego Stuhra w spektaklu wzięli udział tak znani aktorzy jak Zbigniew Zamachowski czy Jerzy Trela. Niestety, całość zawodzi. Podczas przedstawienia można było odnieść wrażenie, iż reżyser w żaden sposób nie panuje nad całym zespołem. W konsekwencji sztuka nie stanowi zwartej całości. I tak np. Maria Peszek, grająca Agłaję Iwanownę (pannę poszukującą kandydata na męża) nie widziała chyba różnicy między komedią Gogola a dramatami Witkacego. Odtwarzana przez nią zupełnie normalna w pierwowzorze postać sprawia momentami wrażenie osoby nienaturalnej i nie do końca zdrowej psychicznie. A taki efekt akurat w tym przypadku był zupełnie niewskazany. Bohaterowie tworzeni przez autora "Martwych dusz" nie mieli być przecież zdeformowanymi i zniekształconymi karykaturami człowieka. Mieli być wręcz przeciwnie: prawdziwymi - aż do bólu - przeciętnymi ludźmi. Zbigniew Zamachowski zawodzi zupełnie jako Podkolesin. Jerzy Trela zaś to aktor wybitny, lecz mimo wszystko - nie stworzony do grania w komediach. Artysta ów najlepiej realizuje się w rolach dramatycznych. Jedynie biorący też udział w spektaklu Jerzy Stuhr staje na wysokości zadania.

Przypadek ów przypomina więc w pewnym sensie niedawną premierę "Dożywocia", przygotowaną przez Wojciecha Pszoniaka. Kiedy aktorzy zabierają się do reżyserowania sztuk teatralnych, biorąc przy okazji w nich udział - to całość nie wypada zbyt dobrze. W swych przedstawieniach bowiem Stuhr i Pszoniak wyraźnie się wyróżniają. Sposób ich grania jest naprawdę godny uwagi. Ale dzieje się to kosztem trochę zabłąkanej w takich sytuacjach reszty zespołu. "Mistrzowie" zapominają o uczniach. Zresztą, zarówno nad "Ożenkiem", jak i "Dożywociem" unosi się niestety cień wcześniejszych, znakomitych adaptacji dzieł Fredry i Gogola.

Swoją drogą, analiza ostatnich premier Teatru TVP prowokuje do wniosku, że przypominają one w pewnym sensie opisaną niegdyś przez Stefana Kisielewskiego pouczającą historię. W jednym z felietonów przed laty opowiadał, jak to zakupił sobie tubkę z klejem. Niestety, pech chciał, że przypadkiem owa tubka została w nieodpowiednim miejscu przedziurawiona i klej wydostawał się na zewnątrz z różnych miejsc. Rozpaczliwe działania zmierzające do zatkania owych dziur przyczyniały się jedynie do powstania dziur nowych. Cóż, tak jest ostatnio z Teatrem TV. Przysłowiowa już "Cichosza" wychodzi zeń wszystkimi stronami. Gdy ktoś decyduje się na zaprezentowanie publiczności sztuk naprawdę dobrych i ciekawych - zawodzi reżyser i aktorzy. Kiedy zaś w sferze "technicznych" wyników pracy nie można nikomu nic zarzucić - zawodzi sam tekst, jak przy "Nocy czerwcowej" adaptowanej przez Andrzeja Wajdę.

Pozostaje wyrazić nadzieję, iż z czasem ktoś skutecznie zatka tubkę z klejem i że doczekamy się sztuk wreszcie na wyższym poziomie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji