Artykuły

Baśń dla dorosłych

Przyjaciel dzieci kochany pan Wojtyszko naraził się dorosłym recenzentom, a przynajmniej jednemu z nich, bo "Smok" nie dosyć był bajkowy. No, ale jak się skreśla z tekstu sztuki Szwarca postać Kota, to ma się za swoje. Wszakże skreślając postać Kota zaoszczędził pan Wojtyszko parę butów, działał więc w interesie społecznym (z butami dla ludzi są kłopoty, cóż dopiero z butami dla Kota), ale i może działał przeciw niemu (interesowi społecznemu), jako że Kot w tekście sztuki Szwarca mówi wyraźnie: "Jak komu jest ciepło i miękko, to najmądrzej, żeby sobie drzemał i milczał, i nie myszkował w niemiłej przyszłości. Miau!" Kot sobiepan, asekurant i dorobkiewicz, bystro stroniący od radykalnego wizjonerstwa wywiedziony przed oblicze telewidza łatwo mógłby skumulować w sobie gniew niechętny takiej postawie i rozładować nastroje, albo i wskazać przykłady w życiu konkretne, ale Kota zabrakło choć przecież był, pod nazwą nieautentycznej, ale świadomej schozofrenii miał go Burmistrz, zanim został Prezydentem. Tak dużo o Kocie, bo to właśnie normalne - dziś wszędzie dużo o tym, czego akurat nie ma. W tekście sztuki Szwarca są również Przyjaciółki Elzy, w widowisku Wojtyszki ich zabrakło dlatego może, że fałszywe. Choć czy tego towaru brakuje?

Ostał się ino smok trójgłowy, również do czasu, póki z pomocą reprezentantów ludu, Tkacza, Czapnika, Lutnika i Kowala nie strącił go z nieba obrońca uciskanych i pokrzywdzonych, błędny rycerz Lancelot. Przyjaciel dzieci kochany pan Wojtyszko naraził się dorosłym recenzentom, a przynajmniej jednemu, bo aby "Smok" był bajkowy, a więc do strawienia, powinien na tym był poprzestać, skreślając z tekstu sztuki Szwarca, jeśli już coś musiał (chyba nie musiał, tylko dramaturgia tego wymagała) nie Kota sybarytę i fałszywe przyjaciółki Elzy, ale cały akt trzeci, żeby nie powiedzieć etap drugi, czyli przejęcie władzy przez Burmistrza, który swoją drogą kota skreślił w sobie. Ale pan Wojtyszko poszedł na (niezupełną) całość i więcej, bo w inscenizacji wzmiankowanych wydarzeń posłużył się scenografią tak realną, że wręcz paradokumentalną, choć nie dosłowną, w tym sensie - że nie baśniową. Dzieci, jeśli oglądały, zainteresować to nie mogło (cóż to za smok, co nie zieje ogniem), więc dorosłym, którzy właśnie bajki by chcieli, tym bardziej (cóż to za smok, co zdeprawował nasze dusze, a my tacy czyści). Fakt, nie było na ekranie bajki, tylko czysta zgroza.

W gruncie rzeczy Maciej Wojtyszko przewrotnie nieco zrealizował ideał, ku jakiemu nakłaniany był przez pedologów w swoim czasie Eugeniusz Szwarc: dzieciom nie należy nabijać głowy cudownymi sztuczkami, ale rozmawiać z nimi poważnie; nie bawić, nie zadziwiać, ale - w określony sposób, nie inaczej - dzieci wychowywać. Szwarc niezależnie od tego, że pedologów potępiła specjalna uchwała KC partii, zgodnie z naturą swego talentu nie mógł nie pisać bajek i baśni - tylko że to były bajki i baśnie prawdomówne, i tyleż fantastyczne, co realistyczne. I znowuż kłopot, bo podobając się dzieciom nie zawsze podobały się dorosłym (taki "Smok" z 1942 roku czekał na prapremierę lat blisko dwadzieścia, a polska, nowohucka, była światową!), którzy wiedzieli lepiej, albo wręcz przed dziećmi, jeśli już nie przed samymi sobą, więcej mieli do ukrycia. "W każdym z nich trzeba będzie zabić smoka" - powiada Lancelot, może jedyna postać prawdziwie baśniowa.

Przybądź, Lancelocie!

Nie odchodź, Lancelocie!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji