Artykuły

Konfrontacja z człowiekiem

"Dziedzictwo Estery" w reż. Pii Partum w Teatrze im. Horzycy w Toruniu. Pisze Michalina Łubecka w serwisie Teatr dla Was.

Przed premierą reżyserka Pia Partum opowiadała sporo o losie - o jego nieuchronności, o niewiarygodnej czasem chęci poddania mu się bez słowa. On miał być motorem najnowszej premiery w Teatrze im. Wilama Horzycy. "Dziedzictwo Estery" to jednak nie tylko opowieść o Fortunie, która kieruje życiem człowieka. To przede wszystkim opowieść o nim samym - o jego przekonaniach, emocjach i sile. Bo w los można nie wierzyć, ale w potęgę człowieka, który chce się z nim zmierzyć lub mocniej jeszcze - poddać mu się z pełną świadomością - jak najbardziej.

Twórcy osiągnęli to głównie za sprawą aktorek, bo w kameralnym spektaklu Partum one najlepiej zdały egzamin. Reszcie zabrakło konsekwencji. Choćby prosty pomysł na zagospodarowanie przestrzeni - sprawdził się dobrze w pierwszej części przedstawienia. Przed widzem otwarte zostały drzwi na górne foyer, ukazując jednocześnie dodatkowe miejsce akcji, pozwalające podejrzeć działania bohaterów poza przestrzenią domu czy ogrodu Estery. Niestety pod koniec sztuki tak zaaranżowana scenografia straciła na znaczeniu - stała się miejscem, które wykorzystywane było już zdecydowanie na siłę. Po scenie i korytarzu krążyła bez celu Ewa, wypełniając swój teatralny byt nadekspresją, stale podniesionym głosem i równie drażniącym stukotem butów ( w tej roli przerysowana Mirosława Sobik). Konsekwencji brakowało jeszcze w jednym elemencie scenografii - ekranie zawieszonym w tle sceny. Początkowo dzięki niemu poznaliśmy przemyślenia głównej bohaterki, wprowadził nas w jej wspomnienia. Później okazał się być zupełnie zbędny, wzbudzając tym samym niedosyt.

"Dziedzictwo Estery" to przede wszystkim świetna rola Marii Kierzkowskiej. Ten spektakl zdecydowanie należy do niej. Jarosław Felczykowski i Paweł Kowalski, a nawet Sławomir Maciejewski, z którym powinna się na scenie zetrzeć i skonfrontować, są dla niej bezbarwnym tłem. Na chwilę, w dialogu z Esterą rozbłyska Maciejewski w roli doskonałego kłamcy i manipulatora Lajosa (w tym przypadku zdecydowanie lepiej w dramatycznych momentach niż w tych, gdy puszcza oko do publiczności), dobrze kończy ten nierówny spektakl Marek Milczarczyk. Ale to w sumie niewiele. Zdecydowanie ciekawsze są zderzenia na scenie kobiet - Wandy Ślęzak, Kierzkowskiej oraz wspomnianej wcześniej Sobik.

Racje Estery są absurdalne, a to w jaki sposób próbuje odnaleźć swoje miejsce w świecie, wpatrzenie w człowieka, którego kochała i tłumaczenie tego ślepym losem wzbudza raczej litość. A mimo to jej bohaterka pozostaje do końca przekonująca i przejmująca zarazem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji