Artykuły

Grunt to rodzinki

"Mayday2" w reż. Marcina Sławińskiego w Teatrze Bagatela w Krakowie. Pisze Włodzimierz Jurasz w Gazecie Krakowskiej.

Z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu - głosi znane porzekadło. Rodzina, rodzina, nie cieszy, gdy jest, lecz kiedy jej ni ma, samotnyś jak pies śpiewali Starsi Panowie (dwaj). Z obu tych, w zasadzie sprzecznych, maksym, John Smith, bohater farsy Raya Cooneya, zatytułowanej "Mayday", wybrał tę drugą. Co zaowocowało skutkami znanymi już w całym niemal świecie. Tekst, opowiadający o londyńskim taksówkarzu-bigamiście, żyjącym równocześnie z dwoma rodzinami, odnosi wielkie sukcesy na scenach wielu krajów. W samej Bagateli grany jest od 10 lat, a liczba przedstawień przekroczyła 700. Trudno więc dziwić się autorowi, że postanowił zdyskontować sukces i napisał farsę "Mayday 2".

Trudno też dziwić się Bagateli, że postanowiła ten teatralny sequel (ciąg dalszy) wprowadzić do repertuaru. Czym jest farsa? Jak stwierdza "Słownik terminów literackich" pod redakcją Janusza Sławińskiego - to odmiana komedii obejmująca utwory sceniczne o błahych konfliktach, posługujące się środkami komizmu sytuacyjnego, błazeńskimi wyjaskrawieniami, efektami groteski i karykatury. Ponieważ tekst "Mayday 2", podobnie jak i inscenizacja Marcina Sławińskiego, wyczerpują wyliczone tu znamiona, właściwie można by pisanie tej recenzji zakończyć. Bo zarówno Niżej Podpisany, jak i jego W. Cz. Małżonka, jak też obecny na premierze we własnej osobie Redaktor Naczelny "Gazety Krakowskiej" Marek Zalejski, chichrali się podczas przedstawienia bez opamiętania - co powinno wystarczyć do stwierdzenia, że premiera była nader udana (pomijam: 1. pewne zażenowanie tzw. inteligenta, towarzyszące wspomnianemu chichraniu; 2. ewidentne mielizny scenariusza, nie stroniącego od braku logiki; 3. niewytłumaczalne psychologicznie zachowania bohaterów). Czyli - było fajnie (czytaj: tak jak być powinno). Niżej podpisany nie byłby jednak sobą, gdyby nie postawił fundamentalnego pytania, luźno tylko związanego z inscenizacją Marcina Sławińskiego: po kiego licha główny bohater, John Smith, wkładał tak wiele wysiłku w życie z dwoma kobietami jednocześnie... Ale tę kwestię może rozstrzygnąć nie skromny recenzent "Gazety Krakowskiej", a jedynie sam śp. dr Zygmunt Freud

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji