"Muzykoterapia" - dyplomowa i brawurowa
Scenariusz tego widowiska parę lał temu napisał Andrzej Strzelecki. A jemu, jak wiemy, pomysłów nie brakuje. A pomysł tym razem był następujący: rozliczyć się na scenie z absurdami wojskowego życia, obnażyć je słowami znanych piosenek i tekstów zaczerpniętych z żołnierskich regulaminów. Pobawić się tym, pozwolić dawnym i przyszłym rekrutom odreagować śmiechem stresy koszarowego życia. Tak powstała "Muzykoterapia".
Wbrew wyobrażeniu, które dość łatwo się narzuca, nie jest to wcale estradowo-kabaretowa rewia żołnierskich piosenek, popularyzowanych swego czasu na kołobrzeskich festiwalach. Piosenki, owszem, są i to podane w formie parodii lub pastiszu. Ale jest i słowo. Regulaminowe wyimki oraz najróżniejsze instrukcje, dotyczące choćby posługiwania się bronią, stają się w tym widowisku materiałem dla świetnych scenek i monologów, gotowych ubawić do łez.
Sprawcami naszej wesołości są naturalnie artyści. Słuchacze IV roku Studium Wokalno-Aktorskiego przy teatrze Muzycznym w Gdyni, młodzi adepci sztuki, przygotowali "Muzykoterapię" jako swój spektakl dyplomowy. To był dobry wybór - rzecz bowiem na sprawdzian scenicznych umiejętności nadaje się wybornie. v
Pod opieką Andrzeja Strzeleckiego, wraz z reżyserem Wojciechem Paszkowskim ośmioro dyplomantów stworzyło dynamiczne, zabawne, w pełni profesjonalne przedstawienie, które zaprezentowane właśnie na scenie kameralnej teatru, powinno mieć duże powodzenie. Groteskową, karykaturalną, zwieńczoną gorzką puentą o zmarnowanych latach, wizję żołnierskiego żywota, nakreślił z inwencją autor spektaklu. Realizatorzy i ośmioro wykonawców nadało mu w Gdyni udany kształt. Plastycznie skromny i oszczędny jest on także - mimo oczywistych i uzasadnionych konwencją przerysowań - podany w pewien zdyscyplinowany sposób. Nawet - elegancji w swoim gatunku. Nie drażni ani monotonią, "ogrywaniem" konceptów, ani scenicznym szaleństwem. Przeciwnie - zadziwia bogactwem sytuacji rysowanych gestem, mimiką, ruchem.
Nie warto opisywać, ile dało się "wykrzesać" z dawnego przeboju Reginy Pisarek o wopiście, z piosenki "Przyjedź mamo na przysięgę" z regulaminowych reguł o zachowaniu się żołnierza w miejscach publicznych, albo z instrukcji obsługi granatnika. Trzeba to po prostu zobaczyć. A patrząc - z satysfakcją obserwować kolejny rocznik wychowanków studium: Marię Borzyszkowską i Annę Zdanowicz oraz ich kolegów: Pawła i Piotra Kamińskich, Jerzego Michalskiego, Pawła Strymińskiego, Cezarego Studniaka i Tomasza Więcka. "Muzykoterapia" pozwala każdemu z nich pokazać się z najlepszej strony, wyraźnie zaznaczyć swoją obecność. Udany rocznik, udany dyplom, dobry spektakl.