Artykuły

Z Rzeszowa do Grecji

"Shirley Valentine" w reż. Henryka Rozena w Teatrze im. Siemaszkowej w Rzeszowie. Pisze Bartłomiej Miernik w Teatrze.

Dawid "Cygan" Kostecki to młody bokser. Mimo że wygrał tylko jedną ważną walkę, okrzyknięty został na Podkarpaciu najpopularniejszym sportowcem minionego roku. Jesienią, przy pięciotysięcznej rzeszowskiej widowni pobił czarnoskórego pięściarza. Wycałowany przez miejscowych notabli, sławny słomianą sławą młodzieniec króluje więc na pierwszych stronach miejscowych dzienników. Jadący porannym pociągiem do pracy, uśmiechnięci mężczyźni z podziwem i dumą wpatrują się w jego zdjęcie. "Nawet do Czikago zuch pojechał. Wyrwał się chłop."

Mariola Łabno-Flaumenhaft to aktorka rzeszowskiego Teatru im. Wandy Siemaszkowej. W grudniu, wieńcząc dziesięciolecie swej pracy artystycznej na rzeszowskiej scenie, zaproponowała widzom monodram Shirley Valentine autorstwa Willego Russela. Długi tekst reżyser Henryk Rożen podzielił na dwie części. Pierwsza toczy się w Anglii, gdzie tytułowa Shirley wegetuje w mieszkaniu z mężem, który albo nie zauważa jej obec ności, albo go akurat nie ma. Rytm jej życia to powtarzający się rytm czynności kuchty domowej. Widzimy wychodzącą zza kulis kobietę w walkach na głowie (wyobrażenie scenografa o osobie niezrealizowanej), popijającą rieslinga, utyskującą na życie. Daleka krewna Pani Dalloway wyznaje nam, że dostała od koleżanki propozycję wyrwania się z marazmu - wycieczki do Grecji. Mimo wielu wahań, wylatuje, poznaje przystojnego Greka, zostaje w krainie ciepła. Taki tam sen o odmianie w wieku czterdziestu lat, że jeszcze może się udać, że nie wszystko stracone.

Szkoda bo spektakl grany w konwencji realistycznej, na małej scenie teatru, nie jest pozbawiony błędów. Ot, choćby butelka wina, identyczna zarówno w "angielskiej" jak i w "greckiej" części przedstawienia. Rzekomy riesling razi w mocnym świetle greckiego słońca, podobnie jak list, który doszedł od męża bez adresu na kopercie. Szkopuł zawsze tkwi w szczegółach, więc największe zastrzeżenia miałbym do scenografki (Katarzyna Kępińska). Podstawowe sprzęty domowe (krzesło i dwa pudła), wśród których obraca się bohaterka, sklecone są ze sklejki, bardzo prowizorycznie. Półprodukty idealnie pasują do półżycia Shirley. jednak w drugiej części spektaklu, gdy bohaterka jak kula wyrzucona zostaje do Grecji, otaczające przedmioty nie zmieniają się. Jaśniejąca w oczach aktorka mówi już innym, pogodnym głosem, zmieniły się rysy jej twarzy.

Cóż jednak z tego, skoro przedmioty nie nabierają kolorów wraz z nią, krzesło nie zamienia się w hamak, a domowy stół w kawiarniany stolik. Przez taką ni to umowność, ni to realność cierpi sztuka. Podczas ciekawych partii dobrze podawanego przez Łabno monologu, skrobany na obiad ziemniak-powietrze wpada do wody przed lub po chlupocie dobywającym się z głośników.

Shirley to najważniejsza dotychczas rola w karierze aktorskiej Marioli Łabno-Flaumenhaft. Rozliczeniowa, grana na emocjach, ważna dla niej samej, a nade wszystko dla kobiet roniących łzy na widowni. Wielka, mocząca widza łza płynie jednak w tym spektaklu przede wszystkim z oczu aktorki, grającej w mieście, w którym nie ma teatru.

W Rzeszowie panuje zabawa w teatr, nadawanie pozorom formy rzeczywistości. Tu o karnawałowych spotkaniach, których mdłe nadzienie stanowią burleski i farsy w najpodlejszym wydaniu, dyrekcja teatru mówi "wielki festiwal". Szkoda, bo przy tak zdolnym zespole mógłby zaistnieć prawdziwy ośrodek teatralny, niczym nie ustępujący Wałbrzychowi, Legnicy czy Opolu. W swym spektaklu utalentowana aktorka pokazuje, że chce się odbić od teatralnych "sadzonych z kartoflami" (czwartkowe danie męża Shirley). Tylko czy da radę się wyrwać...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji