Artykuły

Warszawa. Ewa Wencel scenarzystką serialu

Skrywając się pod przybranym nazwiskiem Jan Matusiak, aktorka Ewa Wencel współtworzy scenariusz do serialu "Czas honoru".

Dlaczego znana z takich seriali, jak "M jak miłość" czy "Mamuśki" gwiazda ukrywała swoje drugie zajęcie? Na to, oraz wiele innych pytań Ewa Wencel odpowiedziała w rozmowie z "Faktem".

Rozmawiamy po spektaklu "Klub cmentarny" w Teatrze Kwadrat. O co chodzi? Jakiś szok z tymi Ewami. Ewa Wencel, Ewa Kasprzyk i Ewa Ziętek.

- To jest szał. Jak ktoś zawoła "Ewa", to wszystkie trzy pędzimy! Gramy w spektaklu trzy przyjaciółki "na śmierć i życie", że tak powiem ze śmiechem. No ale są jeszcze Lucynka Malec i Marek Siudym. To taka sztuka, gdzie jest dużo śmiechu i refleksji, zadumy nad życiem. Niech widzowie sami przyjdą i ocenią.

Jest pani w zespole farsowego Teatru Kwadrat. Może pani powiedzieć o sobie "aktorka komediowa"?

- Nie, nie chciałabym tak mówić, gram też role dramatyczne.

Ale szerokiemu widzowi kojarzy się pani z serialami. "M jak miłość", "Mamuśki", ostatnio "Czas honoru".

- Moje poważne role teatralne były tak dawno, że widz ich już nie pamięta. Różne te seriale, zupełnie do siebie niepodobne.

Śmiem twierdzić, że "Czas honoru" to najlepszy serial ostatnich czasów!

- Bardzo miło mi to słyszeć. Jestem tylko współautorką scenariusza, razem z Jarosławem Sokołem. Teraz jesteśmy w trakcie pisania piątej transzy, czyli ostatniej - akcja będzie już po wojnie.

A dlaczego ukrywała się pani pod pseudonimem Jan Matysiak, pisząc scenariusze pierwszych odcinków "Czasu honoru"?

- Bo po sukcesie "Placu Zbawiciela" byłam dosyć popularna i nie chciałam zbytniej zawieruchy wokół własnej osoby. Jestem przede wszystkim aktorką, a praca scenarzystki była dla mnie debiutem. Nie chciałam ściągać na siebie uwagi. Nie chciałam uderzać swym nazwiskiem. Wolałam, aby widz oceniał mą pracę, a nie moją osobę.

To naprawdę udany, poważny serial. Każdą koronkę macie tam przemyślaną. Pod względem scenograficznym i pod względem autentyzmu postaci osiągnęliście wręcz mistrzostwo.

- Taką mam nadzieję! Widzowie chwalą tę realizację, że jest taka staranna, co mnie bardzo cieszy. Oczywiście zawsze w pracy zespołowej zamierzenia scenarzystów czasem się rozmijają z rzeczywistością, bo każdy z aktorów, reżyser, każdy z ekipy przynosi własną wrażliwość i to się w różnych kierunkach przepoczwarza.

Przeczytałem, że przy pracy nad "Czasem honoru" jest pani obłożona książkami o tamtych czasach aż po sufit!

- No tak to jest, że jeżeli sięga się do takiego materiału, to trzeba się bardzo dużo dowiedzieć, nauczyć.

Byliście może zapatrzeni w "Polskie drogi", inny serial o okupacji zrobiony 40 lat temu?

- Nie, nawet nam to przez myśl nie przeszło. Mieliśmy po prostu temat do zrobienia i ostro zabraliśmy się do pracy. Sam pomysł na "Czas honoru" jest autorstwa Jarka Sokoła. Myślę, że serial ten jest bardzo potrzebny młodym ludziom, którzy nie zawsze dowiadują się o takiej naszej historii w szkole.

Zdradzi pani, czy pani serialowa córka, Magdalena Różczka, przeżyje ten koszmar?

- Taką mam nadzieję. Proszę oglądać!

Jest pani drugą aktorką, która pisze ostatnio serialowe scenariusze. Agnieszka Pilaszewska wymyśliła zupełnie inny serial, "Przepis na życie".

- A Marysia Ciunelis pisze też "Na dobre i na złe"!

No właśnie. To symptomatyczne. Z czego wynika, że aktorki zabrały się za pisanie scenariuszy?

- Nie, nie ma w tym nic dziwnego. Nie wynika to chyba z jakichś ciągot. Ja po prostu dostałam taką propozycję. Może po doświadczeniu z "Placem Zbawiciela", w którym też miałam mały udział w powstaniu scenariusza, producent Michał Kwieciński i scenarzysta Jarosław Sokół dojrzeli we mnie tego typu potencjał...

Ale z aktorstwa pani nie zrezygnuje?

- Na pewno nie! Aktorstwo to moja największa miłość!

Jeszcze z dzieciństwa pamiętam panią ze słynnej roli w spektaklu "Małgosia kontra Małgosia". Chyba musiała się pani z tej roli długo wyzwalać?

- Jestem bardzo zdziwiona, bo bardzo wiele osób po dziś dzień mi o tym mówi. Może dlatego tak wszystkim utkwiła w pamięci, bo była to pierwsza teatralna produkcja, ale podzielona na odcinki, jak serial właśnie. No i ludzie chcieli się wtedy gdzieś przenieść z tych szarych czasów lat 80., a była to opowieść właśnie o przenoszeniu się w czasie.

Potem w pani karierze była cisza i dopiero po latach wyskoczył "Plac Zbawiciela" i wielki pani sukces.

- Tak, choć ja intensywnie cały czas pracowałam w teatrze i w teatrze telewizji. Widocznie tak ta kariera była mi pisana...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji