Artykuły

Żywot człowieka niepotrzebnego

Wśród eleganckich pań siedzących w kawiarni snuje się nędzny człowieczyna w wytartym płaszczu i... damskim kapeluszu: Przysiada się do stolików i opowiadając sennym głosem liryczne bajdy wyłudza od znudzonych mieszczuchów kawę i kilka chwil niechętnej uwagi. Czasem udaje mu się naciągnąć fundatorów na "ciasteczko", którego połowę zjada zaraz, a połowę w nocy pod kołdrą, żeby tego nie zauważyła "siostrzyczka", dla oszczędności karmiąca go wyłącznie "kaszką". Czasem na papierosa. Od kelnera pożycza 10 groszy.

Kim jest mężczyzna w staroświeckim, damskim kapeluszu? Gadułą, darmozjadem, a ściślej mówiąc - człowiekiem niepotrzebnym. I to tak bardzo, że gdyby nagle przestał istnieć - nikt by tego pewnie nie zauważył. Ani rodzina, ani sąsiedzi, ani znajomi. Nikt by nie żałował. Może bywalcy kawiarni, której był jedyną choć nędzną rozrywką...

A on właśnie w tej kawiarni był kimś, przynajmniej - we własnym mniemaniu. Nie był samotny - rozmawiał z ludźmi. Kofeinowa iluzja.

Kim był? Lumpem. Szmatą. Leniem zatwardziałym, który niczego w życiu nie dokonał, a nawet nigdy nie pracował. Niczego? Nigdy? Kiedyś dawno... Tak, raz pracował. Został kierowcą miejskiego autobusu. Zaraz pierwszego dnia pracy, dnia przedziwnie pięknego urodą wiosenną, zawiózł całą klasę zachwyconych dzieciaków z powszechniaka... za miasto. Daleko, daleko. Wbrew rozkładowi jazdy i obowiązkom kierowcy. Samowolnie. To była pierwsza i ostatnia praca Łazęgi. Czy później próbował starać się o pracę? Może... (Czasy były ciężkie przedwojenne - kryzys i bezrobocie.)

Kto z telewidzów pamięta wyświetlany przed dwoma laty uroczy film Rene Claira "Porte des Lilas", łatwo dostrzeże podobieństwo jego bohatera do mężczyzny w damskim kapeluszu. On też jest niczym, on też tylko raz w życiu. Zostało mu wspomnienie. Nie ważna jest chyba waga czynu. Ważny jest sam czyn i człowieczeństwo wyzwolone przy tej okazji. Gałczyńskiego człowiek w damskim kapeluszu, to przecież Juju z filmu Claira!

Gdy pisałem o Porte des Lilas nieodparcie kojarzyły mi się nazwiska tych dwóch wielkich twórców. Liryka i groteska. Troska i kpina. Teraz, po zobaczeniu telewizyjnej adaptacji napisanego w 1937 roku słuchowiska radiowego (sic!) wrażenie to jeszcze się pogłębiło dzięki "zbieżności" bohaterów.

Teatr Telewizji, który wystawił "Mężczyznę w damskim kapeluszu" "dopisał" sobie jeszcze jeden plus. To było naprawdę ładne. Można wprawdzie zgłaszać pretensje o zbytnie "przeciągnięcie" pierwszej części (znudzeni bywalcy kawiarniani), ale rekompensatę stanowiła dobra reżyseria i pomysłowa scenografia w pełni wykorzystana przy realizacji wizji (np. tuba gramofonu - przenikanie - twarz) oraz gra aktorów, szczególnie Siemiona, który chwilami był aż zbyt "gałczyński", a może trochę za mało nowoczesny.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji